04 grudnia 2014

Rozdział 1 i mały wstęp :)

Hej J Ten blog będzie opowiadał historię pewnej dziewczyny, związanej z Nocnymi Łowcami. Kim oni są, możecie się dowiedzieć z książek Cassandry Clare – seria „Dary Anioła” i „Diabelskie Maszyny”. Ja także postaram się przybliżyć tematykę Nephilim. Mam nadzieję, że spodoba wam się mój blog J Jeszcze jedno: chciałam dedykować (jeżeli można to tak określić) ten rozdział mojej przyjaciółce Dusi, tej kochanej wariatce <3 To tyle! Miłego czytania ;)

***

Nienawidziła ich.
Nienawidziła spotkań z psychologiem, które tata załatwił jej już w dzieciństwie. A wszystko dlatego, że gdy miała 7 lat podeszła do niego i zapytała, dlaczego po dachach skacze kolorowy facet z ogonem. Mocno przerażony ojciec umówił ją z „dziecięcym i bardzo skutecznym” psychologiem. A wszystko przez jedno głupie przewidzenie – to była jedyna sprawa, w której zgadzała się z panią Brightley. Miała wtedy omamy, wyobraźnia spłatała jej figla. Nie były jej potrzebne żadne spotkania, sama sobie doskonale radziła. A przynajmniej taką miała nadzieję. Chyba każdemu zależy na ty, co myślą o nim jego znajomi, a ona nie była wyjątkiem. I tak uchodziła w klasie za lekką wariatkę, bo codziennie po lekcjach znikała na godzinę, nikomu nic nie mówiąc. Cóż, wolała się nie chwalić znajomością z panią Brightley. Prawdę znał tylko jej przyjaciel Mike, który…

 - Szpilka! Szpila, zaczekaj!

…właśnie za nią biegł. Tylko on tak ją nazywał. Nie zwolniła kroku – i tak ją dogoni – był najszybszy w szkole, a na jego półkach w pokoju zdobiły wciąż to nowe puchary za biegi na krótkim i długim dystansie. Zazwyczaj czekał na nią po spotkaniach, ale dzisiaj osiągnęła chyba jakiś dołek emocjonalny, bo wymknęła mu się tylnym wyjściem. W sumie to – dość naiwnie – sądziła, że odpuści i wróci do domu. Ale oczywiście nie. Boże, ten facet był zdecydowanie zbyt uparty. Myślała, że jeszcze trochę nacieszy się tą samotnością, ale zaraz poczuła, że dźga ją w brzuch palcami. Warunkowym odruchem było zaczęcie się śmiać i piszczeć na przemian. Po chwili ją puścił i zaczął mówić, idealnie naśladując ich fizyczkę:

 - Panno Shaw, czemu pani tak piszczy? Proszę przestać natychmiast, albo spotka się pani z dyrektorem – co było jej standardową groźbą. Zlekceważyła go, starając się ukryć uśmiech.

 - Aua, Mike, masz pojęcie, jak to cholernie boli? Teraz będę tak leżała i leżała, aż lekarze wykryją u mnie poważne obrażenia wewnętrzne… Lecz będzie już za późno… - dodała, a Pan Idiota roześmiał się.

 - Dramatyzujesz. Nie możesz umrzeć. Przecież ktoś musi mi dopingować na biegach.

 - No błagam. Nie chodzi ci o doping, tylko o kolegów, kiedy zobaczą, że kibicuje ci dziewczyna.

 - Kiedy stałaś się telepatką? – zawołał z udawanym przerażeniem. – Wiesz co? Zmieńmy temat. Co tam w szkole?

Chodzili do tego samego liceum, ale ona dopiero do drugiej klasy. Mike był starszy o rok.

 - Nic takiego.

 - To czemu wyglądasz, jakbyś wpadła w krzaki, na dodatek kolczaste, przejechało cię metro i brała udział w poziomkowej bitwie na jedzenie?

Jęknęła.

 - To aż tak widoczne?

 - Bez przesady. Myślę, że z dwóch kilometrów ludzie już będą niedowidzieli, a wtedy wyjdziesz całkiem okay.

 - Masz dar do podnoszenia ludzi na duchu. A tak na poważnie, to chłopcy z naszej klasy ubzdurali sobie, że skoro dzisiaj jest takie święto…

 - Moment, chwilunia. Jakie znowu święto? Przecież nie mam dzisiaj urodzin.

 - Dzień kobiet, narcyzie świrnięty.

 - Czyli nic takiego. Opowiadaj dalej.

 - Zapamiętam to sobie, Nightgrow. Jak mówiłam, chłopcy z okazji święta – tak, to jest święto. I siedź cicho – zarekwirowali nam kosmetyki, w tym szminki i podkłady. Teraz już rozumiesz, dlaczego nie pozwalam dotykać ci moich rzeczy?

 - Postaram się zapamiętać. Jak patrzę na twoją twarz, to przychodzi mi do głowy tylko jedna taka osoba z twojej klasy, która byłaby zdolna do tego, by wszystko aż tak… zepsuć. Z braku lepszego słowa, nie patrz tak na mnie. Czyżby David?

 - Bingo.

 - Nieee… - jęknął. – Czemu nikt tego nie nagrał?

- Niby czemu?

 - Nie chcesz wiedzieć, jak wyglądałam. Jednak nie, cofam to, mówię przecież do ciebie, a ty zawsze chcesz widzieć, jak się upokarzam. David malował mi jakieś… coś w rodzaju symboli, takie bazgroły. Podobne do tych, co mi pokazywała Sadie. One piszą sobie nim liściki na lekcjach, to taki tajny szyfr. Ale z tego, co on narysował, żadnego nie rozpoznałam…
Może jej się wydawało, ale przez twarz Mike’a przemknął dziwny, trochę trudny do określenia wyraz. Zaraz potem zamknął oczy i przytknął czubki palców do skroni.

 - Szpilka umalowana wzorami na twarzy… Muszę sobie to koniecznie wyobrazić.

Wypowiedź ta zagwarantowała mu przyjacielskiego kuksańca, otrzymanego natychmiast.

 - Czy to już tu? – zapytał, gdy doszli do jej bloku.

 - Mówisz tak, jakbyś nie przychodził tu co tydzień pogawędzić z moim bratem o piłce nożnej.

 - Zazdrosna? – wyszczerzył się.

 - O Thomasa? Czy o wasze arcyciekawe pogawędki?

 - Mały ma zaskakującą wiedzę na temat taktyki. Jak mam być szczery, sam się gubię w tych jego apli…

 - A ja nawet go rozumiem.

 - Co dowodzi…

 - …Że kobiety są bardziej inteligentne od mężczyzn.

 - Chciałem powiedzieć, że nie rozróżniasz prawdziwej gry od tej, w którą gra twój brat na komputerze…

Przerwało mu głośne trzaśnięcie zamykanymi za nią drzwiami, gdy uświadomiła sobie, że ma rację. Przypomniała sobie bowiem okrzyki Thomasa z pokoju typu „Gooool!”. Nigdy jej nie zastanowiło, czy gra z kolegami na komputerze, czy odbija piłkę z kolegami (co teraz wydało jej się bardzo nieprawdopodobne, bo jego pokój był mikroskopijny). Wkurzona już miała pójść do pokoju, gdy dobiegł ją zza drzwi wesoły śmiech Mike’a. 
Ledwo zdążyła wejść do przedpokoju, a już usłyszała radosne trajkotanie Thomasa. Weszła do kuchni, gdzie siedzieli jej rodzice z jedenastoletnim bratem. Na jej widok Thomas poderwał się i wybiegł z kuchni, a już po chwili (tak szybko, że mama nie miała czasu na okrzyczenie go, że biega po domu) wrócił, wymachując książką. Rodzice wstali i zaczęli składać jej życzenia z okazji dnia kobiet. Uśmiechnęła się tylko – po prostu nie miała ochoty na rozmowy, bo tak właśnie działał Mike. Gdy był w pobliżu była sobą i nie musiała się niczym przejmować. Wzięła szybko książkę, podziękowała i spróbowała pocałować w czoło Thomasa, ale ze śmiechem się uchylił. W końcu weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Normalnie od razu zaczęłaby czytać książkę, ale dziś nie zerknęła nawet na tytuł. Sięgnęła więc po zeszyt do matematyki, by oderwać myśli od wszystkiego. Jak na złość, mimo, że sprawdziła nie tylko matematykę, okazało się, że nie ma zadania. A dziś by się przydało. Zazwyczaj siedziała zawalona podręcznikami, ale przecież ostatnio miała tyle sprawdzianów, że nie zdążyli im pozadawać. W szkole szło jej dość przeciętnie, w tym się nie wyróżniała. Złapała więc za telefon i zadzwoniła do Sadie. Była jedyną dziewczyną, która mogła określić jako przyjaciółkę.

 - Sadie? – zapytała, gdy odebrała, dopiero o czterech sygnałach. – Halo?

 - O, hej. Johnny, odwal się na chwilę. – po tym stwierdzeniu było jasne, że Sadie nigdzie się z nią nie wybierze. Znając życie właśnie siedziała w pokoju i obcałowywała się ze swoim nowym chłopakiem. – Co tam?

 - Nie wyszłabyś do kina? – nadzieja matką głupich, jak to mówią.

 - Eee, sorry, skarbie, ale jestem zajęta.

 - Sadie, nie prosiłam cię o twój status związku.

 - Ale jesteś dzisiaj coś nie w sosie. – powiedziała z przekąsem, a z drugiej strony zaczęły być słyszalne wołania „Sadie… Sadie, no chodź już”. Skrzywiła się mimowolnie. Jak się można było domyślić, po chwili przyjaciółka skończyła rozmowę. – Może innym razem, skarbie, ciao! 
Już miała zrezygnowana położyć się, gdy zaczęła zdzwonić muzyka, a na ekranie telefony wyświetliło się „Mike”. Odbierz.

 - Szpilko, Szpileczko, Szpiluniu! Nuuudzi mi się.

 - Mnie też. I kto tu jest telepatą? 

 - Może w takim razie pójdziesz ze starym, biednym Mikiem na owocowy napój?

 - Porzeczkowy?

 - Porzeczkowy. Albo jakikolwiek inny. Ty wybierasz.

 - A kto stawia?

 - Ja stawiam. Ty płacisz.

 - Kolego, nie idę na taki układ.

 - No dobra, coś tam wynajdę. Ale nie zdziw się, jak zamiast do sklepu trafisz na pogrzeb.

 - Niby czemu?

 - Bo ostatni raz moją skarbonkę widziałem pod łóżkiem, a ono jest mocno niestabilne. – zaśmiała się i usłyszała jakiś szelest, dający do zrozumienia, że Mike rozpoczął podkop. Na jego własne nieszczęście sprzątając pokój, stosował zasadę „wszystko pod łóżko”. W takich sytuacjach ta decyzja nie wydawała się pomyślna. W tym czasie zdołała się ogarnąć po wyczynach chłopców. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła w lustrze normalnie (przynajmniej w miarę) ułożone włosy. Zdążyła też umyć twarz i się przebrać, a i tak dopiero wtedy Mike oznajmił, że operacja się udała. – Uwaga, zrzucam!

Po drugiej stronie słuchawki rozległo się głośnie trach i mike’owa skarbonka rozpadła się na kawałki.

 - Cholera jasna! – zaklął. – Skaleczyłem się w palec!

 - Ojejciu! I co teraz zrobisz? – zakpiła.

 - Amolem przeleję?

 - Mieszkasz pod jednym dachem z pielęgniarką już 17 lat i dalej nie wiesz, co się robi ze skaleczeniem? Mike… - załamała się.


 - Oj, dobra już. Mam forsę i gotowe. Do zobaczenia – rozłączył się, nim zdążyła spytać, gdzie się mają spotkać. 

*******
Zapraszam do komentowania! 
~~GWMHJ


10 komentarzy:

  1. Mega :D czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super;)
    Czekam na ciag dalszy^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja anonimkiem nie będę :P
    Świetny styl. Żadko kiedy pierwsze rozdziały są tak dobrze napisane (i mnie też jest z tym problem XD)
    Błędów nie zauważyłam raczej, co jest dużym plisem dla ciebie :)
    Cieszę się, że wstawiłaś rozdział na bloga, jak zachęcałam i dodatkowo go rozwinęłaś... Nie no, po prostu c u d o w n i e :D
    Jak tylko dorwę się do komputera, dodam cię do obserwowanych ;)
    Czekam na nn, który, mam nadzieję, wstawisz szybko :)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu... to jest takie wspaniałe, że słów brak *-*. Nocni Łowcy to mój świat, idealnie trafiłaś w mój gust. Dla mnie zawsze pierwszy rozdział był najtrudniejszy do opisanie - powinno się przedstawić bohaterów, jakoś sensownie zacząć, nie zapominając przy tym o porywającej akcji. Tobie udało się to wspaniale, wielkie brawa. Obserwuję i bardzo się cieszę, że założyłaś tego bloga, bo przeczytałam to już na fb i myślałam, że umrę jeśli nie zrobisz kontynuacji. Jednak taka bardziej... techniczna (?) sprawa - szata graficzna. Tak, tak, to bardzo ważne, sama zajmuję się trochę grafiką i wygląd bloga to podstawa. Nie może być odpychający, bo dobry szablon, przyjemny dla oka, zachęca nas do lektury. Weź to do serducha <3.
    Tak więc komentarz dobiega końca. Jeśli chciałabyś trochę poczytać w wolnym czasie i ocenić (opinia tak wspaniałej blogerki będzie dużo dla mnie znaczyć) moje opowiadanie to zapraszam serdecznie: http://straznicy-fantastyki.blogspot.com/.
    Pozdrawiam i wesołego Mikołaja życzę ;).
    Zaczarowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Jestem pod wrażeniem wyglądu twojego bloga - treść skomentuję, jak przeczytam :3 Nie miałabyś ochoty zaprojektować mi szablonu? ^^
      ~GWMHJ

      Usuń
    2. Szablon na moim blogu nie jest mojego autorstwa, ale ja też się nimi zajmuję. Teraz niestety mam trochę problemy z Photoshopem, ale możesz do mnie napisać, postaram się coś wymyślić ;). Mój e-mail: gone.diana.landris@gmail.com

      Usuń
  5. Jezu, ale świetne. *-* Lecę dalej. ;)
    http://many-lives-with-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałem Darów Anioła, ale podoba mi się jak piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń