Nadszedł czas na najnowszy
rozdział. Tym razem bez wstępu, po prostu jedno – chciałabym wszystkim życzyć
jak najwięcej radości i prezentów z okazji Mikołaja, a także WSZYSTKIEGO
NAJLEPSZEGO DLA MOJEJ MAMY, która zawsze była przy mnie i mnie wspierała,
mającej dzisiaj urodziny <3 To tyle J
Moment później dostała smsa „Widzimy się w Starbuks”. Trochę zdziwiona, że Mike’a stać na takie rarytasy (niby skarbonkę rozbił, ale znając przyjaciela wątpiła, by uzbierało się tam dużo) krzyknęła do rodziców, że wychodzi i wyruszyła z domu. Starbuks mieściło się niecałe dwie przecznice od jej domu, także daleko nie miała. Doszła szybko na miejsce, ale Mike’a oczywiście jeszcze nie było. Hasło „punktualność” nie mieściło się w jego słowniku. Dotarł dopiero po dziesięciu minutach, w czasie których zdążyła zamówić czekoladę z karmelem, zająć im miejsca i odsłuchać kawałek zespołu Queen. Wszedł jak zawsze uśmiechnięty, a gdy tylko do niej podszedł, zaczął wymachiwać jej przed nosem banknotem dwudziestodolarowym.
- Okradłeś bank,
Mike? – spytała.
- Choć pewnie nie
uwierzysz, takie rzeczy to nie dla mnie. Za dużo szczegółów.
- W to akurat
wierzę, nie martw się.
- Czasami tak
bywa, że prawda jest szokująca.
- Szpilko, to, że
moja mama tak myśli, nie znaczy, że podzielam jej zdanie.
- Życie w
kłamstwie ma swoje konsekwencje, ale jak wolisz.
- W kwestii
zabawności tego stwierdzenia nie mogę ci przyznać ani jednego punktu.
- Bo to było
śmiertelnie poważne stwierdzenie. – powiedziała, po czym zaczęła taksować
spojrzeniem ludzi siedzących w kawiarni. Od czasu do czasu tak robiła, starając
się odkryć, co ludziom chodzi po głowach. Dwa stoliki przed nimi siedziała
para, chłopak i dziewczyna w wieku około 18 lat. On wyglądał, jakby dana
sytuacja niezbyt mu odpowiadała, ale także, że jest do takich przyzwyczajony.
Dziewczyna z kolei wyglądała, jakby miał minąć moment i się rozpłacze.
Zrywają,
pomyślała Carly. Dla niej to nie było nic nowego. Przyzwyczaiła się już, bo
ludzie w jej liceum ludzie non stop zaczynali ze sobą chodzić lub zrywali. Doskonałym
przykładem była Sadie, która poznała Johnny’ego trzy dni temu. W kącie siedział
jakiś facet przed trzydziestką, który co rusz zerkał na zegarek. Widocznie na
kogoś czekał, a garnitur, laptop i teczka wskazywały, że to ma być spotkanie
biznesowe, oczywiście pod warunkiem, że interesant się zjawi. Oprócz nich w
kawiarni nie było nikogo, co raczej nie
było zbytnim zdziwieniem, ponieważ pora nie była ani obiadowa, ani odpowiednia
do picia wieczornej kawy.
Tymczasem Mike próbował ściągnąć na siebie wzrok
kelnerki. Niby się wychylał, przeczesywał włosy czy dyskretnie machał ręką, ale
i tak (z punktu widzenia Carly) wyglądał
jak skończony głupek. W końcu, zrezygnowany, udał się do baru, by złożyć
zamówienie. Po chwili wrócił, trzymając dwa wielkie puchary lodowe, z pochmurną
miną.
- Mmm… Wyglądają
smakowicie. Ale nie za wcześnie trochę? – zerknęła powątpiewająco za okno – od tygodnia
padało i wiał zimny wiatr.
- Raz się żyje! –
zawołał, wręczając jej własną porcję. – A teraz wyobraź sobie coś takiego: idę
do tej baby za ladą i zamawiam lody z polewą alkoholową, a ona do mnie, czy na
pewno mam 18 lat. Czemu ludzie nadal
biorą mnie za młokosa? – jęknął.
W sumie nie dziwiła się opinii kelnerki. Mike nie był
wysoki, ledwo parę centymetrów wyższy od niej. Do tego dochodziły krótkie blond
loczki, skaczące dookoła jego głowy i ciemnoniebieskie oczy z iskierkami
rozbawienia. Bonusem była czapka bejsbolówka w kolorach czerwieni i fioletu,
zawadiacko przekrzywiona na lewo. Figlarz pierwsza klasa. Obecnie zajadał z
takim zapamiętaniem, że pół twarzy miał zamazane lodami. Carly zaśmiała się:
- A od kiedy
zapuszczasz wąsy?
- Co? Wcale nie
zapuszczam…
- To dobrze, bo w
różowym ci nie do twarzy.
- W każdym kolorze
jest mi do twarzy – zaperzył się. – Ale czemu
akurat różowy…?
Zamiast odpowiadać, podsunęła mu swój telefon z włączoną
przednią kamerką, by mógł się przejrzeć, po czym udał się w głąb sali do męskiej
toalety. Kiedy wrócił, od razu oznajmił:
- Nie cierpię
wąsów. I bród.
- A to czemu?
- Nigdy nie
zamierzam zmieniać wyglądu, by się postarzyć. Będę wiecznie młody! Nie śmiej
się tak – dodał, kiedy prawie spadła z krzesła ze śmiechu. – Nie rozumiem tych
młodych, którzy zostawiają zarost w spokoju, by pokazać, jacy są dojrzali. Poza
tym to wygląda beznadziejnie.
Po tej uwadze oboje zajęli się swoimi pucharkami. W tym
czasie drzwi wejściowe się otwarły, wpuszczając do środka zimny powiew
powietrza. Po chwili z deszczu wyłonili się przemoknięci, ale weseli ludzie z
jej klasy. Na przedzie kroczył Patrick, dowódca tej małej grupy. Nie wiedziała,
czy chciał innym zaimponować, czy może pokazać, że nic sobie nie robi z pogody,
bo ubrany był w zwykły podkoszulek, teraz przylegający do ciała. Za nim szedł
David, jego prawa ręka, jeśli można to tak określić. On z kolei wyglądał
nienagannie. Czerwona koszula w kratę z podwiniętymi rękawami, czarne dżinsowe
spodnie i buty, które z pozoru wyglądały na normalne, ale jeśli się im
przyglądnęło, było oczywiste, że pochodzą ze sklepu dla snobów. Jak zawsze z
nieodłączną czapką „krasnal” w odcieniach szarości, która ładnie się komponowała
z jego kasztanowymi włosami.
Gratulacje
dla tego, co wymyśla takie idiotyczne nazwy, pomyślała Carly. Z
nimi przyszły trzy dziewczyny, a wszystkie one próbowały się znaleźć jak
najbliżej chłopców. Taylor, Britney, Suzan. Taylor szła zawieszona na Patricku,
bo oboje już tydzień temu zmienili swoje statusy na „zajęte”. Teraz gratulacje
dla Patricka, że tak długo z nią wytrzymał. Tay co chwila zerkała na swój
cienki sweterek, czy przypadkiem nie zmókł od kontaktu z koszulką Patricka.
Britney patrzyła na nich z zazdrością, ale z przyklejonym sztucznym uśmiechem
na równie sztucznej i wymalowanej twarzy. Suzan próbowała ułożyć nastroszone przez wiatr
włosy koloru jasny blond. Każda miała inny strój, bo inaczej wynikłaby z tego bójka,
w której każda ze stron miałaby mordercze zamiary. Wszystkie trzy były
chearliderkami, ale na rezerwie – dopiero rozpoczęły naukę w tej szkole.
Chociaż stwierdzenie „rozpoczęły naukę” było mocno przesadzone, Carly nie
wnikała. Podeszli do stolika znajdującego się najbardziej na widoku, po czym
David wstał, by złożyć zamówienie. Kiedy położył rękę na blacie, zauważyła na
jego dłoni czarny symbol przypominający
oko. Zanim zdążyła przyjrzeć się dokładniej, odwrócił rękę i jakby wyczuwając
jej spojrzenie, popatrzył się prosto na nią. Patrzyła prosto w jego
jasnoniebieskie oczy. Jednak nie,
poprawiła się, wpadają w złoto.
Zalała ją fala gorąca, ale nie potrafiła odwopuścić wzroku.
- Gapisz się,
Carly.
- Co? – głos Mike’a
sprowadził ją do rzeczywistości. – Wcale że nie.
- Właśnie, że tak.
Gapiłaś się na niego jak cielę.
- Nie na niego. Na
jego rękę, ma na niej tatuaż. I to dość dziwny. Szkoda, że nie wywalili go jeszcze
za to ze szkoły.
- Tatuaż? Czekaj
chwilę… - po czym wstał od stolika. Nie wiedziała, dokąd poszedł, bo zniknął za
kolumną. W tym czasie dojadła lody, oraz, choć próbowała przekonać samą siebie,
że w tamtą stronę tylko zerknęła, zauważyła, że David usiadł pomiędzy Britney a
Suzan, które wydawały się być z tego zadowolone.
Tak,
naprawdę, szkoda, że go nie wywalili, pomyślała. Niczym jej nie
zawinił, ale już samo to, że trzymał z nimi
nie czyniło go jej przyjacielem. Dla nich priorytetem było posiadanie
pieniędzy, a pod tym względem David przodował. Jeszcze fakt, że nie zdał i
został na pierwszym roku. Wcześniej chodził do klasy z Mikiem, który nie
wydawał się smutny z powodu, że David ich opuścił. Nawet kiedy się o tym
dowiedział z niewyjaśnionych powodów był jeszcze weselszy niż zwykle. A
najlepsze jest to, że nikt nie wie, czemu nie zdał. Carly uważała to wszystko
za bzdury – chłopak się nie nauczył i tyle. Ale byli w jej szkole tacy, którzy
często roztrząsali tę sprawę po kątach.
Zaraz potem wrócił Mike.
Usiadł i skierował wzrok w stronę Davida, ale jego już nie było. Pomiędzy zawiedzionymi
Britney i Suzan ziała pustka, a drzwi wejściowe właśnie się zamykały.
**********************************
Jeszcze chciałam dodać, że bardzo dziękuję za komentarze,
bardzo podnoszą na duchu <3 Myślałam, że się popłaczę :’)
~~GWMHJ
Like it :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :D
Super <3
OdpowiedzUsuńNadal czekam na dedykację ;D
HOHOHO, wielka fanka Twojego opowiadania przybywa :D. No to komentuję, od początku, do końca:
OdpowiedzUsuńHahaha, ten Mike. Ja też zawsze wszędzie się spóźniam -.-. Rozmowa Carly i Mike'a taka naturalna xD. Kocham takie czytać, dużo autorów próbuje zmniejszyć dialogi do minimum. Większość chłopaków w mojej klasie wygląda jak Mike xD. Wspaniale opisałaś... ich kolegów z klasy. Wyobraziłam sobie taką popularną grupkę... Coś będzie z tym tatuażem, oj, coś będzie. Nie wiem czemu, ale... może jakiś demon xD. Znalazłam jedną, czy dwie literówki, ale tak na prawdę prawie bezbłędnie ;).
Nie wierze. Zero powtórzeń. Kochana, to jakieś mistrzostwo <3. Czekam na ciąg dalszy. Pisz szybko.
http://straznicy-fantastyki.blogspot.com/
Kocham♥
OdpowiedzUsuńTatuarz... oko... czyżby Nefilim?
Cały rozdział super! Uwielbiam przyjaźń damsko-męską szczególnie gdy w grę wchodzi dokuczanie sobie xD
Ah... twoje postacie tak łatwo sobie wyobrazić i dopasować. To bardzo dobrze. Jak już pisałam mogę ci pomóc usunąć te zaznaczenia. Adminka twojego fanpage'a.
Masz niezwykły talent do pisania. Chciałabym mieć taki. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSamo imię Patrick mnie odrzuciło. Miałam znajomego z dawnej klasy - Patryka i nie są to dobre skojarzenia xd
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńhttp://many-lives-with-you.blogspot.com
Wooow... Roobi się cieeekawiee :D
OdpowiedzUsuń