18 grudnia 2014

Rozdział 6.

Rozkręcam akcję J Mam nadzieję, że nie za szybko ;)
Rozdział dla „mojego najlepszego przyjaciela Michała (…) którego kocham, podziwiam i szanuję” czy jakoś tak XD (Sam to pisał!) Musiałam! <3
**************
 - Brak mi słów. Jak na pierwszy artykuł spisaliście się znakomicie. Pozostaje tylko wam pogratulować.

Carly napotkała spojrzenie Davida, a ten lekko się uśmiechnął. Stali po poniedziałkowych lekcjach w pokoju nauczycielskim, a anglistka właśnie ich chwaliła za artykuł. Gazetka dzisiaj została wydana – ich sprawozdanie było jedynym brakującym ogniwem. Uczniowie odnosili się do tego bez szczególnych ochów i achów (jak to oni), ale i tak można było wyczuć ich zadowolenie. Oboje dostali po szóstce z angielskiego. Opuścili salę po pięciu minutach, kiedy nauczycielka skończyła swój monolog.
Wychodząc, David sprawiał wrażenie, jakby chciał jej coś powiedzieć, ale nie dała mu tej szansy. Odwróciła się i szybkim krokiem pomaszerowała w stronę wyjścia. Reszta dnia upłynęła jej normalnie. A przynajmniej dopóki nie zauważyła Mike’a czekającego na nią na spotkaniu. Uśmiechnęła się na jego widok.

 - Masz ostatnią szansę by uciec, bo mam zamiar porwać cię do… gofiarni? W każdym razie na gofry – przywitał się.

 - Nigdzie nie uciekam, więc idziemy.

Czuła trochę wyrzuty sumienia z jego powodu. Najpierw zniknęła, nic mu nie mówiąc, potem nie odbierała jego telefonów i to z jakże banalnego powodu – wyciszyła telefon, kiedy była u Davida. Nie chciała wtedy, by ktoś im przeszkadzał w pracy. Teraz żałowała tej decyzji, więc bardziej ochoczo reagowała na pomysły przyjaciela. W sumie nie było to dość trudne.
Podjechali kawałek drogi autobusem, a trochę przeszli spacerem, nieustannie rozmawiając. Kiedy dotarli na miejsce, zrobiło się ciemno.
Mike szastał kasą, kupując im przeróżne dodatki. Carly miała skromnego gofra z bitą śmietaną i owocami, co w porównaniu z deserem Mike’a było wisienką na torcie. Gofr z górą bitej śmietany, cukrem pudrem, chyba dziesięcioma polewami, owocami i posypką został błyskawicznie pochłonięty. Kiedy wyszli, lampy uliczne zostały już zaświecone. Stali trochę na ulicy, rozmawiając i śmiejąc się. Z prawej strony ulicy wyszli dwaj mężczyźni z jakimś pokiereszowanym psem. Z drugiej kolei strony doszły ich głośne śmiechy, więc tam Carly się obejrzała. Patrick, David, Josh, Suzan, Britney i Taylor. Czy ona naprawdę wyczerpała wszystkie zasoby szczęścia w życiu? To nie mogła być para staruszków?

 - Czemu? – westchnęła, jednak Mike nie odpowiedział. Spojrzała na niego.

Stał czujnie wpatrzony w ludzi idących w ich kierunku z prawej.

 - Mike…?

Była zdezorientowana, a to, że jej przyjaciel szpetnie zaklął jeszcze bardziej ją zdenerwowało.  Mike nigdy nie przeklinał. No dobra, może tylko nie aż tak. Rzucił okiem na jej znajomych i na jego twarzy odmalowała się pewnego rodzaju ulga. Jednak ponownie zaczął badać spojrzeniem ludzi, którzy byli coraz bliżej. Na chwilę oderwał od nich wzrok i teraz patrzył na nią, przyglądał jej się z troską i wymalowanymi wątpliwościami.

 - Mike! Co tu się, do cholery, dzieje?

Nie odpowiedział. Zerknęła przez ramię i spostrzegła, że David biegnie im na spotkanie, a reszta oddala się tam, skąd przyszła. Szybko ogarnął sytuację.

 - Myślałem, że ich pilnujecie – warknął w stronę Mike’a.

 - Muszą nie być stąd. To eidolony.

 - Nie no, serio? Nie domyśliłbym się – zakpił, jednak coraz bardziej zdenerwowany.

Co to są te ekolony? I o co w tym wszystkim chodzi? Czemu David i Mike zaczęli ze sobą rozmawiać? A przede wszystkim czemu obaj tak dziwnie się na nią patrzyli? Pytania kłębiły się w jej głowie i nie było sposobu, by je stamtąd wyrzucić.

 - Carly, leć do domu – sprawa musiała być naprawdę poważna, bo Mike zwrócił się do niej po imieniu.

 - Chyba żartujesz? Nie możesz puścić jej samej do domu. Nie wiadomo, jakie cholerstwa czają się po kątach.

 - Nie może też zostać tutaj, panie spostrzegawczy.

 - A bo? Nas jest dwóch, a ich tylko trzech, poradzimy sobie.

 - Nie damy rady równocześnie atakować i jej bronić!

 - Ale przy mn… nas będzie bezpieczniejsza.

 - Zaraz, zaraz! Jakie atakować? – postanowiła się wtrącić.

Nie mieli czasu na dalsze dyskusje, bo faceci wyłonili się z mroku. Byli mocno zbudowani, ich ciała były w całości pokryte tatuażami, a w rękach trzymali groźnie wyglądające pałki nabijane gwoździami. Ale najstraszniejszy widok stanowił pies, a raczej coś, co poprzednio wzięła za psa. To coś miało kolczasty ogon i łuski na całym ciele.  Zrobiło jej się niedobrze, gdy popatrzyła na jego pysk. Był gruby i spłaszczony, a w nim było osadzone skupisko czarnych oczu, które przywodziło na myśl połyskujące żuki. Nie miała więcej czasu na oglądnięcie się, bo – nie wiedzieć czemu – nagle ich zaatakowali. W dłoniach Davida i Mike’a pojawiły się nagle dwa noże, które, jakby do tej pory czekając na specjalną komendę, równocześnie się zapaliły. Minimalnie wyższy intruz zamachnął się pałką na Mike’a, jednak ten zgrabnie się uchylił, a już w następnej chwili ciął go w kolano. David w tym czasie ustawił się tak, by oddzielać ją od napastników, równocześnie atakując skaczącego na nich psa, a z miejsca przecięcia wystrzeliła na ramię chłopaka dziwna maź, która zaczęła cicho syczeć w zetknięciu ze skórą. Mike dobrze sobie radził z przeciwnikiem, odskakując i dźgając go nożem, a David dobijał psa. Zapomnieli jednak o drugim facecie, który właśnie rzucił się na chłopaka zajętego kreaturą psa. Przyszpilił do do ziemii, boleśnie wykręcając mu ręce.

 - Co to była za głupota, tak nas atakować… - wypluł z siebie. – Mamy przewagę liczebną.

Carly panikowała, nie wiedząc, co robić.

 - Nas też jest troje!  - wycharczał David.

Nagle ujrzała kawałek urwanej rury, więc podskoczyła i chwyciła ją w ręce, podchodząc do nich z powrotem.

 - Chyba nie liczysz dziewczyny, co? Na nic się wam nie przy… - gwałtownie urwał, nie kończąc. Carly domyśliła się, że mocny cios od tyłu w głowę metalową rurą mógł utrudnić tę czynność.

Nie powaliła go, ale dała chłopakowi wystarczająco czasu, by się spod niego wyślizgnął, obskoczył go i wbił mu sztylet w plecy. Teraz obaj – Mike i David – krążyli nad napastnikami. Poruszali się błyskawicznie, a ona widziała tylko jasne smugi ich noży, kiedy walczyli.
Po chwili było po wszystkim. Obaj chłopcy ogarniali się po bójce, otrzepując ubranie z dziwnej mazi i brudu. Mike do niej podbiegł i ją przytulił. A ona w końcu nie wytrzymała i się rozpłakała. Nie potrafiła utrzymać w sobie tak wielu emocji na raz. Strach, wręcz przerażenie, troska, miłość, ból, przywiązanie, wdzięczność i reszta uczuć wytrysnęły z niej wymieszane ze łzami, a jej zrobiło się lżej. Przytuliła się mocno do Mike’a, szczęśliwa, że jest, tu i teraz, i ją pociesza.

 - Mike, Mike… co to było? – zapytała.

 - Już wszystko dobrze, spokojnie – powiedział uspokajająco, ale gdy tylko na niego spojrzała, nie było już nadziei, że wszystko sobie przewidziała. Był brudny, a na czole miał paskudne rozcięcie.

 - Mike, jesteś ranny – zmartwiła się.  – Musimy dzwonić do szpitala, na policję… Cokolwiek, gdziekolwiek.

 -  To mi nic nie pomoże, Carly.

 - Nie umrzesz! – z jego słów wywnioskowała, że nic nie jest w stanie mu pomóc. Może miał większe i poważniejsze rany.

 - No coś ty, Szpilko. Po prostu przyziemni lekarze nie są w stanie mi pomóc o tak.

 - Ale coś się musi dać zrobić – jęknęła.

 - Da się. Ale nie teraz. Tobie nic się nie stało – wypuścił ją z objęć i zaczął badać, czy nie potłukła sobie kości.

 - Nie, wszystko gra. – nagle sobie przypomniała. – David…?

Stał tam brudny i zakrwawiony, ale wyglądał na całego. Podeszła do niego i stanęła w odległości metra. Wyciągnęła rękę jak do rannego zwierzaka, którego nie chciała spłoszyć. Nagle przygarnął ją do siebie i usłyszała, jak szepcze jej do ucha „Dziękuję”. Po czym puścił ją, przytrzymując jeszcze chwile jej ręce, powiedział:

 - Nic mi nie jest.

 - To dobrze – naprawdę poczuła ulgę. Odwróciła się do Mike’a, na którego twarzy gościł szok i gniew, szybko zastąpione przez znużenie i zmęczenie.

 - Carly, odprowadzę cię do domu, okay?

 - Mike! Chyba nie liczysz na to, że po tym, co właśnie widziałam wrócę grzecznie do domu!

 - Carly… Nie mogę, i ty też nie możesz, nic innego zrobić.

 - Jak to nie? – do rozmowy włączył się David. – Zabierz ją do Instytutu.

 - Dobrze wiesz, że nie mogę. Jest Przyziemną.

 - Ale ma Wzrok.

To zdanie zawisło w powietrzu, ciążąc na ich trojgu.

 - Dobrze widzę i nie jestem ślepa. Nie musicie mi o tym przypominać. Widziałam wszystko – przerwała ciszę. David cicho się zaśmiał, a Mike spiorunował go wzrokiem.
To tyle, jeżeli chodzi o współpracę, pomyślała.

 - Nie taki wzrok.  Chodzi o Wzrok z wielkiej litery pisany. – uśmiechnął się David. Widzisz świat Podziemnych i Nepfilim.

 - Kto to są Podziemni i ci nefiołki?

 - Normalnie bym się obraził. Nephilim, potomkowie ludzi i aniołów. Inaczej Nocni Łowcy.

 - Dobra, starczy.  Pójdziemy do Instytutu i zobaczymy, co możemy jej powiedzieć.

 - Jak to „co”? Chcę wiedzieć wszystko!

 - Proszę cię, Shaw. To i tak jest już trudna sytuacja. Nie utrudniaj mi tego, bo właśnie zamierzam złamać jedną z najważniejszych zasad.

Dała spokój, bo podsumowując, obiecał, że odpowie na jej pytania. Widząc, że się uspokoiła, odezwał się:

 - Jutro po lekcjach zaprowadzę cię tam…

 - Co? Mamy iść tam teraz. Poza tym jesteś ranny, potrzebna ci jest natychmiastowa pomoc. 

 - Ma rację. Idźcie teraz, ja sprawdzę teren. Może żadnego paskudztwa już nie będzie.

 - Jak to? – spytała.  – Nie idziesz z nami?

 - Nie. I nieważne dlaczego – dodał, widząc, że otwiera usta, by coś powiedzieć.

 - Mówię to z przykrością, ale on ma rację. Chodź, Szpilko – wyciągnął do niej rękę. Ale ona wciąż się wahała. Mimo wszystko nie chciała zostawiać Davida na pastwę (jeżeli tam jakieś zostały) potworów. David jednak odwrócił głowę, więc zrozumiała, że nie chce od niej niczego.
Dobrze, pomyślała, przecież nie będę się narzucać.  Ujęła rękę Mike’a i poszła za nim. Szli tak około dziesięciu minut, aż w końcu stwierdził, że to kawał drogi i lepiej, by podjechali autobusem. Czekali w milczeniu, aż przyjechał praktycznie pusty. Zadzwoniła do mamy, by ją powiadomić, że nie wróci na noc. Odebrała po trzech sygnałach:

 - Halo? Mamo, przepraszam, że tak późno dzwonię, ale… odwiedziłam Sadie i muszę u niej zostać, bo chyba zaczyna mieć niezłą depresje.

 - Carly, jutro masz przecież szkołę.

 - Mam wszystkie książki przy sobie, a w razie czego Sadie też znajdzie.

Mama chyba zrozumiała, że sytuacja jest poważna, bo jej pozwoliła.

 - Ale jutro wszystko wraca do normy.

 - Pewnie.

Chciała w to uwierzyć. Że jutro nie będzie żadnych demonów, nefiołków i mieczy świetlnych. Z zamyślenia wyrwał ją Mike, oznajmiając, że tu wysiadają.
Przeszli ulicę i ujrzeli zarys wielkiej budowli. Wiedziała, że to coś w rodzaju kościoła, ale nie dostrzegała szczegółów w ciemności. Dotarli do głównego wejścia i Mike otworzył drzwi, po czym je przytrzymał, by mogła wejść. Poprowadził ją przez korytarze, w których było trochę mroczno, a przynajmniej tak jej się wydawało. W końcu przyjaciel popchnął jakieś drzwi i na korytarz wylało się światło, najprawdopodobniej ognia z kominka. Gdy weszli do środka, zauważyła, że pokój jest przytulny. Znajdowało się w nim biurko, dwie sofy, wyglądające na wygodne i duży fotel. Na ścianach widniała wzorzysta tapeta, a także wisiały obrazy, przedstawiające różne sceny. W pokoju siedziały cztery osoby, dwóch chłopców i dwie dziewczyny.
Jakiś blondyn siedział na podłodze przed kominkiem, trzymając za rękę dziewczynę, która miała jasnobrązowe włosy. Carly na początku pomyślała, że ona jest ruda, ale szybko doszła do wniosku, że to tylko pomarańczowe odbicie płomieni igra na jej włosach. Całą swoją postawą ukazywała pewność siebie. Gdyby miała z kimś walczyć, wybrałaby ją na sojuszniczkę. Walczyć z kimś. Takie myśli były zupełnie nie w jej stylu.
W fotelu siedział chłopak ze słuchawkami na uszach i zamkniętymi oczami. Miał czarne włosy, a jego skóra była ładnie opalona. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Na kanapie obok leżała na brzuchu czarnowłosa dziewczyna, podobna do chłopaka obok. Tylko jej na twarz spływał kosmyk czerwonych włosów, najwyraźniej farbowanych.
Mike podszedł do chłopaka przed kominkiem, który wstał i przybił mu piątkę. Wyglądał na o rok starszego od Mike’a, był wysoki i wyglądał na wysportowanego, zresztą jak wszyscy w pokoju. Poczuła się jak rozleniwiona klucha. Niby trenowała taniec, ale to było rok temu. Teraz też by chętnie kontynuowała, ale nie miała na to czasu.

 - Halo halo, tu ziemia! Blondyn machał jej ręką przed twarzą, ale nie sprawiał wrażenia zagniewanego. – Ona tak często? – zapytał konspiracyjnym szeptem Mike’a.

Dziewczyna siedząca na podłodze zaśmiała się.

 - To było chwilowe. Już wszystko okay – odpowiedziała, mając nadzieję, że nie wezmą ją za świruskę.

 - To dobrze. Już się bałem, że wpadłaś w jakiś trans, czy coś – wyszczerzył się. – W każdym razie, jestem Christopher. Dla przyjaciół Chris.

 - No więc, miło mi cię poznać… - zawahała się. - …Chris.

 - Już ją lubię – ponownie szepnął do kolegi.

Tymczasem szatynka wstała i od razu ją przytuliła. Zaskoczona Carly odwzajemniła uścisk.

 - A więc to ty jesteś tą słynną Szpilką. Cały czas o tobie gada – dodała ciszej. – Jesteście razem? Nie chce nam powiedzieć.

To pytanie absurdalnie skojarzyło jej się z Alexem.

 - To tylko przyjaciel – wykrztusiła. Była bardzo zdziwiona, że Mike o niej mówił.

 - Jasne. – mruknęła porozumiewawczo. – A tak w ogóle, jestem Victoria.

 - Victoria, Victoria… Mówiłem ci już, że twoje imię dziwnie brzmi?

Zaśmiała się i pocałowała go w policzek.

 - Nie rozumiem, dlaczego zgodziłam się być twoją dziewczyną.

 - To przez mój urok osobisty.

 - Chyba bardziej zaintrygowała mnie twoja domieszka fearie.

 - Cóż, muszę podziękować mamie.

Carly uśmiechnęła się i poszła przywitać z resztą. Mike ją przedstawił:

 - Szpila, to są Tony i Maddie. Bliźniaki, to jest Carly.

 - Nie mów na nas „bliźniaki”. Wystarczy, że jest moją siostrę. – warknął chłopak.

 - Hej – dziewczyna spojrzała na nią. – Wyglądacie okropnie. Gdzieś ty się znowu pałętał, Michaelu?

Mike skrzywił się, słysząc swoje pełne imię.

 - Tu i tam.

Odwrócili się od nich, idąc w stronę kominka.

 - To u nich rodzinne? – spytała Carly.

 - Ale co?

 - Czy mają może wrodzoną umiejętność do zjednywania sobie otoczenie?

Mike parsknął, po czym podszedł do Chrisa i klepnął go w ramię.

 - Jeżeli nie masz nic przeciwko, przydałoby mi się dobre iratze.

Bez słowa wyszli z pokoju.

 - Jak ja im zazdroszczę – westchnęła Victoria. – Też chcę mieć parabatai.

 - Co? – spytała zdezorientowana Carly.

 - Och, ale ty przecież nic nie wiesz! – wyglądała na bardzo zadowoloną. – Tony, spadaj! – chłopak popatrzył na nią spode łba, ale wyszedł, pomrukując pod nosem.  – Siadaj, Carly – gdy skierowała się do kanapy, dziewczyna ją zatrzymała. – Nie tam. Przed kominkiem. Tu jest wygodniej.

Usiadły na ziemi i od razu oblało ją ciepło.

 - Od razu lepiej.

 - No widzisz. A teraz zaczniemy od najważniejszego, bo to mnie najbardziej ciekawi. Dlaczego akurat Szpilka?  - gdy Carly parsknęła, Victoria wcale nie wyglądała na urażoną.  – Próbowałam to rozgryźć tygodniami, ale nie udało mi się. Kochasz szyć? A może twoim ulubionym zajęciem jest dręczenie motyli? Mów!

 - Masz strasznie bujną wyobraźnię. Po prostu kiedy byłam w pierwszej gimnazjum Mike zaprosił mnie do swojego domu, a jak już pokazał mi własny pokój, to poszedł po napoje.  Ja w tym czasie zauważyłam powieszony plakat, który z jakiegoś powodu mi się nie spodobał, znalazłam szpilki i zaczęłam go dziurawić. Mike przyszedł za późno, bo jego plakat nie miał już wtedy głowy. A czemu akurat „szpilka”, to już jego inwencja twórcza.

 - Na coś takiego bym nie wpadła. Nieźle. 

 - Teraz twoja kolej na odpowiedzi. O co w tym wszystkim chodzi?

Victoria jej opowiedziała. O powstaniu Nepfilim, o Jonathanie Nocnym Łowcy, który przyzwał Anioła Razjela, by zmieszał jego krew ze swoją, a w wyniku powstało pokolenie Nocnych Łowców, którzy mają bronić Przyziemnych (normalnych ludzi) przed demonami, które nadchodzą niezliczenie z piekielnych wymiarów.

 - Chodź, pokażę ci czym mamy was bronić  – uśmiechnęła się tajemniczo i wyszła. Carly bez wahania podążyła za nią. Nie szły daleko, bo Victoria otworzyła drzwi w korytarzu obok.

 - Zbrojownia. Lubię to miejsce.

Pokazała jej serafickie ostrza, które w użyciu przypominały miecze świetlne, jak już zdążyła zobaczyć Carly. Każdy miał na sobie runy i osobne anielskie imię. Kiedy powiedziało się je do sztyletu, ten „aktywował się” i stawał niebezpieczny dla demonów. Oprócz tego były tu także bicze z elektrum, łuki i kołczany pełne strzał, kastety i dużo innych niebezpiecznych przyrządów. Chwilę później w drzwiach stanęli Mike i Chris. Victoria rozpromieniła się na ich widok, ale mimo to wstała i zaczęła ich wypraszać:

 - Do widzenia. Urządzamy tu sobie babskie pogaduchy, więc papa!

 - Vi. Jesteście w zbrojowni.

Dziewczyna wzruszyła ramionami i odpowiedziała:

 - Miejsce dobre jak każde inne – po czym zatrzasnęła im drzwi przed nosem.  – Na czym skończyłyśmy? A tak, już pamiętam! Właśnie miałam cię zapytać… Zresztą pomińmy pytania! Opowiedz mi wszystko o sobie.

Nie wiedzieć czemu,  wyrzuciła wszystko z siebie co przyniosło ulgę. Po prostu czuła, że może jej zaufać. Dziewczyna jej słuchała cierpliwie, ani razu nie przerywając.

 - Spoko. A ten taki co skakał po dachach i przyspieszył ci zajęć, myślę, że to jakiś demon. Ewentualnie obłąkany czarownik. Albo poważnie naćpane fearie.

 - Kim są fearie?

 - Fearie to jeden z gatunków Podziemnych – widząc pytające spojrzenie Carly, dodała: - Wilkołaki, wampiry to ludzie zarażeni demoniczną chorobą przez ugryzienie albo zbyt bliski kontakt z demonami. Czarownicy to dzieci demonów i ludzi, a fearie demonów i aniołów. Sprytne i piękne, ale nie potrafię kłamać. Mama Chrisa jest fearie – dodała po krótkim namyśle.

 - Chris nie potrafi kłamać? – zapytała zaintrygowana.

Vi zaśmiała się.

 - Nie! Ale byłoby fajnie. Kiedy się o tym dowiedziałam, od razu mnie zainteresował. No wiesz, taka wybuchowa mieszanka.

 - A miał wybór? Czy chce zostać Nocnym Łowcą czy fearie?

 - To nie zależy od nas. Jeżeli w naszej krwi jest choć trochę tej anielskiej, ona dominuje.

 - Ale gdybym miał wybór, byłbym fearie! – usłyszały zza drzwi głos Chrisa. Potem jakieś głuche uderzenie i ponownie głos chłopaka: - Stary, to bolało!

 - Cholera – zaklęła Victoria. – Zapomniałam o runach. Mogli podsłuchiwać.

 - Nie „mogli”, tylko to zrobili – drzwi się otworzyły i ujrzały Mike’a i Chrisa, który masował swoje ramię. – Mike liczył na jakieś ciekawe wyznania.

Carly podeszła do przyjaciela i przyjrzała mu się.

 - Twoja rana… Jest o wiele lepiej.

 - Znak iratze. Pokazać ci coś? – skinęła głową, a on podszedł do Chrisa i przyłożył mu jakiś patyk do karku. – To jest stela – wyjaśnił.

 - Co robisz? – spytał Chris.

 - Strasznie słabo wyglądasz. Jedna runa zdrowotna.

Szybko nakreślił jakiś czarny symbol, po czym odsunął się, podziwiając swoje dzieło.

 - Od razu lepiej, prawda, przyjacielu? – zaśmiał się, a Chris spróbował odpowiedzieć, lecz nie udało mu się. Ruszał ustami, ale słowa się z nich nie wydobywały.

 - Runa zdrowienia sprawia, że nie możecie się odzywać?

 - Nie do końca… - Mike wyraźnie powstrzymywał się od śmiechu. Victoria obeszła Chrisa i dojrzała to, co Mike mu narysował.

 - Mike! – roześmiała się. – Jak długo to trwa?

 - O kurczę. Nie wiem…

 - To runa milczenia – wytłumaczyła dziewczyna. – Na… bliżej nieokreślony czas zanika możliwość głosu. Dosłownie.

Chris patrzył na nich z wyrzutem, ale sam ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Mimo wszystko był jednak wściekły.

 - Ej no, Chris… Bo poczuję wyrzuty sumienia.

 - Dobra, Chris, teraz mnie posłuchaj – Victoria trochę spoważniała. – Przecież Znaki nam znikają, kiedy je zużyjemy. Może tak samo jest z tym? O ile nie jest trwały… Ale nie sądzę, żeby tak było – dodała szybko. – No wiesz, spróbuj go zużyć. Mów.

Widok Chrisa usiłującego coś powiedzieć przypominał rybę wyciągniętą z wody. Mike zaprowadził przyjaciela do pokoju, w którym byli poprzednio, choć ten pewnie próbował go za to opieprzyć. Dziewczyny usiadły przed kominkiem, a Mike usadowił się na poręczy fotela, w którym usiadł Chris.

 - Aha, i chciałam jeszcze coś dodać, dopóki nie możesz mówić, skarbie – poinformowała Chrisa Vi słodkim głosem. – Pamiętasz Maxa? To był zapchlony kot z ulicy, którego przygarnął – wyjaśniła dla Carly. – Pomogłam Mike’owi się go pozbyć.

Po czym wróciła do rozmowy z nią, zerkając co chwila na Chrisa, który usiłował mamrotać pod nosem. Rozmawiały trochę, a raczej Victoria gadała, objaśniając jej niektóre wyrazy ze slangu Nocnych Łowców.

 - Parabatai, na przykład, to dwie osoby, Nephilim oczywiście, którzy wybierają się przed ukończeniem osiemnastego roku życia.

 - Są jedną osobą w dwóch ciałach, którzy są przyjaciółmi, partnerami w walce i wybaczą sobie wszystko – wytłumaczył donośnym głosem Mike, patrząc na Chrisa. – Doskonałymi przykładami do tej pory byliśmy ja i ten ponurak w fotelu.

 - Ja też chcę mieć swoją albo swojego parabatai. Tony i Maddie są okay, ale nie przyjaźnię się z nimi za bardzo.

 - Michaelu Nightgrow, ty skończony debilu – odezwał się Chris, który najwyraźniej odzyskał głos. Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to napiszę ognistą wiadomość do Idrisu, że koniecznie potrzebujesz tygodniowego pobytu tam.

 - Haha? Zabawne? – odparł zaniepokojony Mike.

 - Możesz sobie uważać to za zabawne. A ty – oskarżycielsko skierował palec na swoją dziewczynę. – jak mogłaś?!

 - Normalnie. Maxiu miał pchły i wściekliznę. Był paskudny, okropny sierściuch.

 - Tylko nie sierściuch! Był pięknym kotem.

 - Ja się mogę kłócić dalej, jak wolisz.

 - Ale i tak w głębi duszy przyznajesz mi rację.

 - A więc – odezwała się głosem sekretarki telefonicznej. – wybrałeś opcję „kłótnia”/ Wybierz tryb. Kliknij jeden, aby wybrać „delikatna”. Kliknij dwa, aby wybrać „na poważnie”. Kliknij trzy, aby wybrać „poddaję się i tak Victoria ma rację”. Dobrze radzimy wybrać opcję numer trzy. Do usłyszenia – po czym wstała i wyszła z pokoju, po drodze mrugając porozumiewawczo do Carly.

Chris zaklął pod nosem i wybiegł za nią z pokoju.

 - Szybko nie wrócą – zaśmiał się Mike, po czym rzekł: - Chodź, pokażę ci twój pokój.

Przeszli przez parę korytarzy i przyjaciel otworzył przed nią drzwi. Pokój był skromny, miał łóżko z czterema kolumienkami, szafę, komodę i dwa krzesła. Obok znajdowały się drzwi, prawdopodobnie do łazienki.

 - W razie czego mój pokój jest naprzeciwko.

 - Spoko. I dziękuję.

 - Dla ciebie wszystko – uśmiechnął się i wyszedł.

Położyła się na łóżku w brudnych ciuchach, rozpamiętując dzisiejszy dzień. Po upływie około pół godziny do pokoju zapukała Victoria.

 - Hej. Pomyślałam, że pewnie byś chętnie ubrała się w czyste ciuchy, a masz chyba podobny rozmiar do mojego. Trzymaj.

 - Dzięki bardzo.

 - Nie ma za co.

Zamknęła za sobą cicho drzwi, a Carly poszła wziąć prysznic i położyła się spać.

Rano obudziła się i usłyszała rumor dobiegający z korytarza. Trochę nieprzytomna otworzyła drzwi i zauważyła, że Mike, wychodzi z pokoju, krzycząc. Jednak nic nie było słychać, a pod jego koszulką na plecach wiły się prześwitujące czarne i wzorzyste symbole. Spojrzała w głąb korytarza i zauważyła Chrisa oddalającego się korytarzem i podrzucającego stelę.
**********************
Mam jedno pytanie: lubicie Chrisa i Victorię? :3
~~GWMHJ

10 komentarzy:

  1. Kocham Vi i Chrisa!
    Run milczenia! Hahahaha
    David kocham kocham kocham kocham kocham.
    I wiedziałam, że są Nepfilim!!

    P. S Zapraszam na mojego bloga (niedawno założyłam, jeszcze trochę niedopracowany) www.magnuswife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega :D czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawdź lepiej jeszcze raz, bo doszukałam się paru ortografów!
    O MATKO JAK JA KOCHAM DAVID'A! GFWERHGDRBSRTNEDRTHEH!!!
    Tyle czekałam na ten moment :') Dziękuje
    Victoria i Chris wymiatają! WY MIA TA JĄ!
    Tylko błagam nie przeródź Vi w następną Isabell (choć bardzo ja lubię)
    No to... może... coś... no nie wiem... JAKIŚ ROZDZIAŁ Z DAVIDEM?!
    ADGEGBEGEB
    Jak ja kocham, KOCHAM! Tego Bloga.
    Dobra, wyraziłam w "spokojny sposób" emocje, jest okay.

    Weny życzę, tym razem od Magnusa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak więc przybywam z kolejnym komentarzem. Pewnie trochę to potrwa zanim go napiszę... Może zjem obiadek w między czasie lub zrobię coś innego. Albo się zmobilizuję i uporam z rozdziałem raz dwa. Niech to pozostanie tajemnicą. No to zaczynam :P:
    Patrick, David, Josh, Suzan, Britney i Taylor - cokolwiek z nimi zrobisz ja i tak będę przeciwko nim, błuchachachacha.
    To musi być dziwne uczucie... Tak stać i słuchać jak twój przyjaciel i jego wróg rozmawiają ze sobą i to o czymś, o czym nie masz pojęcia (tak, wiem, źle sformułowałam to zdanie, ale raczej zrozumiesz o co mi chodzi).
    Nie lubię jak autor od razu robi z bohatera gwiazdę, która umie wszystko najlepiej i cieszę się, że ty tego nie zrobiłaś. Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji, ale raczej podobnie do Carly. Pewnie nie starczyłoby mi odwagi, by w ogóle ruszyć się po jakąś rurę, ale odważna to ja nie jestem... uch.
    Ciekawe czemu David nie może z nimi do Instytutu pojechać...
    Trochę mało opisów Instytutu - chodzi mi o część z zewnątrz. Mogłaś dodać coś w stylu: popchnął masywne/wielkie/drewniane czy jakieś inne drzwi.
    "Poczuła się jak rozleniwiona klucha." hahahahahaha leżę.
    Już uwielbiam dosłownie każdego nowego bohatera: Victoria, Chris, Tony i Maddie. Wspaniali.
    Ha, wreszcie wiem skąd ta szpilka xD.
    Mike taki cudowny. Runy milczenia hahahahahaha.
    Biedy Chris - stracić kotka to jak odciąć sobie rękę :(((.
    Zemsta zawsze jest słodka - piąteczka, Chris.
    Troszkę błędów znalazłam, ale co tam - przeczytasz jeszcze raz i sama je wyłapiesz.
    Głowa boli mnie koszmarnie więc nie myślę pisząc ten komentarz. Jest w nim pewnie masa błędów, nie ma sensu i wgl, ale tyle emocji po przeczytaniu, że nie wytrzymam xD.
    PS. Szablon się tworzy, będzie już niedługo ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha i jeszcze jedno. Zaczęłam pisać ten komentarz o około 13, a kończę teraz... xD. Bywa.
    http://straznicy-fantastyki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Bardzo mi się spodobał. Oby tak dalej. Zapraszam do mnie. Pojawił się pierwszy rozdział http://zyciesamopiszescenariusze.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudne, świetne i wgl. Kiedy nn?

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Bardzo ciekawy blog. Czy możesz przeczytać mój?
    http://peetnissstorybymighteray.blogspot.com
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jako, że jestem fandomerką szipującą najdziwniejsze parringi, zaczynam szipować Szpikat xd Ale mam nadzieję na Miarly <3
    Mam jednak pewne zastrzeżenia:
    1. Czemu wymieniałaś broń w zbrojowni?
    2. "Opieprzyć"? Serio? Może i się czepiam, ale w opowiadaniu nie powinno być takich słów. "Debila" pominę, bo mogłaś go użyć jako podkreślenie wściekłości Chrisa i na upartego może sobie tam być
    3. Kilkaaa literóweeeeczek
    Reszta bardzo ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Osobiście uwielbiam (może nie tak) KOCHAM Mike'a i jako, iż czuję, że Carly będzie z Davidem przygarniam go do siebie! Fantastyczny rozdział! Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń