24 grudnia 2014

Rozdział 7.

Nie spodziewajcie się długich rozdziałów, jak np. poprzedni. Dostałam definitywny zakaz od moich przyjaciół, co do pisania aż tak rozległych. Nic dodać nic ująć. Czytajcie!
**********************************
Carly wracała z rozgadanym Mikiem do domu ze spotkań, bo przyjaciel dopiero przed chwilą odzyskał mowę. Od razu zaczął jej opowiadać, jak sobie radził na lekcjach:

 - …uwzięli się i pytali mnie na prawie każdej lekcji. Dostałem jedynkę z biologii i geografii, bo uznali, że się z nich nabijam. Tylko fizyczka mi wybaczyła, bo napisałem jej odpowiedzi na arcytrudne pytania na kartce. Z tego dostałem tróję. Cudowny dzień.

 - U mnie norma. Tylko Davida nie było. Myślisz, że coś mu się stało? – pół dnia biła się z myślami, a teraz była na siebie wściekła za to, że wspomniała o tym Mike’owi.

 - Niezbyt mnie to obchodzi.

 - Nieczuły typ – mruknęła.

 - Ja? Nieczuły? Jestem najczulszym facetem jaki chodził po tej ziemi!

 - Gdybyś nie dodał, że „facetem” może bym uwierzyła.

 - To co miałem powiedzieć? „Najczulszą kobietą”?

 - Prędzej „dzieckiem”.

 - Co sugerujesz?

Popatrzyła na niego. „Że wyglądasz jak dzieciak, no dobra, trochę wyrośnięty”? Nie, to już była przesada. Mike zachowywał się trochę poważniej odkąd pokazał jej Instytut. Był też nieźle wysportowany i w jego ruchach można było wyczytać zwinność, a także dużą swobodę. Na niezdarę się nie nadawał. Obecnie patrzył na nią, domagając się odpowiedzi.

 - Nic, tak mi się tylko powiedziało.

 - To, co mówisz jest zawsze zaplanowane. Nie mogło ci się ot, tak „powiedzieć”.

 - Mogło, mogło. Daj spokój.

 - Idziemy do ciebie? – zmienił temat.

 - Tak. Zrobisz za mnie chemię i fizykę? Napiszę ci wypracowanie.

- Co się dzieje? Zazwyczaj poprzestajesz na „małej pomocy”. 

 - Chcę potem iść do Instytutu.

 - Szpila! Nie możesz. Zabrałem cię tam tylko raz, jeden jedyny.

 - Vi mnie zaprosiła.

 - Oho! Zostałyście najlepszymi przyjaciółkami? Świat czeka zagłada!

 - Coś ci nie pasuje?

 - Victoria jest Nocną Łowczynią! A ty jesteś…

 - Przyziemną. To chciałeś powiedzieć.

 - Wcale nie!  - zaprzeczył Mike, trochę zbyt gwałtownie.

 - Mike, taka jest prawda. Wy jesteście bohaterskimi Nocnymi Łowcami, a ja jestem Przyziemna – nie wiedziała, co chciała osiągnąć, upierając się przy tym. – Ale też nie jestem kompletną ignorantką, bo was widzę.

 - Nie chodzi o to, że nas widzisz. Jeżeli nie mamy na sobie runu ukrycia widzi nas każdy… - kiedy zauważył jej zdezorientowane spojrzenie, westchnął. – W każdym bądź razie masz „Wzrok”. Wystarczy? I nie polega to na jakiś szkłach optycznych, które ci to pozwalają. Nie patrz tak na mnie, przecież mogłaś coś takiego pomyśleć.

 - To jak do tej pory ukrywałeś przede mną Znaki? – wskazała na jego ramiona pokryte czarnymi symbolami. – Wcześniej ich nie było.

 - Wcześniej nosiłem je pod koszulą, na plecach i na brzuchu. Teraz już nie mam takiej potrzeby. Gorzej było ze znakami trwałymi, na przykład ten – pokazał je dłoń. Zobaczyła ten sam symbol, który zauważyła u Davida. – To Znak widzenia, dzięki temu my też mamy swój Wzrok. Dostajemy go zazwyczaj jako pierwszy, w wieku około dwunastu lat. Nie mogę go zmazać ani sam się nie zużyje. Po prostu jest.

 - To jakim cudem do tej pory go nie zauważyłam?

 - Korzystałem z pomocy czarownika. Jakoś (nie pytaj mnie jak, nie mam pojęcia) zamazał to tak, że nikt tego nie widział. Coś z zaklęciem. Nie wiem, nigdy nie przepadałem za czarownikami. Trochę mnie odstraszają ich błony między palcami, skrzydełka, rogi…

 - Myślałam, że to normalni ludzie!

 - No niby tak, ale Podziemni charakteryzują się tego typu dziwactwami. Czarownicy mają to, co ci wymyśliłem. Fearie mogą mieć prawdziwe kwiaty zamiast włosów. Wyobrażasz sobie Chrisa? – parsknął. – Wampiry po przemianie stają się jakby ładniejsze, bledsze, szybsze, silniejsze… No i nie muszą oddychać. Wilkołaki są niesamowicie silne, ale oni chyba najbardziej przypominają ludzi, pomijając fakt, że co miesiąc przemieniają się w wilki. To tak ogółem.

Doszli już do jej mieszkania, przywitali się z jej rodzicami i zamknęli się u niej w pokoju, po czym na szybko zaczęli odrabiać zadania. Mike brał na siebie ścisłe przedmioty, a ona zajmowała się angielskim i historią, robiąc równocześnie pracę z matematyki. Wyrobili się w półtorej godziny, po czym Mike musiał trochę stopować Carly, bo za bardzo paliła się do odwiedzin w Instytucie. W końcu wyszli, akurat zdążając na autobus, który podjechał na przystanek pod jej domem. Jechali rozmawiając, bo Mike nadal chyba czuł się trochę zbyt cichy – najpierw cały czas w szkole nie mógł się odzywać, a kiedy był u niej i spróbował chociażby się cicho zaśmiać przyjaciółka go uciszała, usiłując pisać wypracowanie. Według Carly autobus wlókł się strasznie powoli, co objawiało się w postaci przytupywania nerwowo nogą. Wysiedli, przeszli kawałek trasy i ujrzała Instytut. Po raz pierwszy zobaczyła go w pełnej krasie. Był zbudowany w stylu gotyckim – smukła budowla z  dużymi oknami i wieloma filarami. Gdy podeszli do wejścia, Carly próbowała otworzyć drzwi, ale nie potrafiła – okay, wyglądały na ciężkie, ale bez przesady.
Mike uśmiechnął się przepraszająco:

 - Tylko osoby z krwią Nocnych Łowców mogą je otworzyć. Może ja spróbuję.
Popchnął drzwi i stanęły otworem. Wmaszerowała do środka, pomrukując pod nosem o pokręconych i idiotycznych technikach otwierania drzwi. Podeszła do korytarza i stanęła, nie wiedząc, w którą stronę ma się udać.

 - Dobra, teraz ty prowadź – powiedziała, a Mike zaśmiał się i poprowadził ją w stronę lewego korytarza, na końcu którego spostrzegła szyb. – Winda? Byłam ostatnio aż tak zaaferowana wydarzeniami, że o niej zapomniałam?

 - Jest możliwość, że weszliśmy schodami – zastanowił się. – Jedziemy na drugie piętro.
 - Polubiłam windy.

Przycisnęła guzik i pojawiła się z głośnym zgrzytem winda. Była pomalowana na złoto i przypominała klatkę dla skowronka.

 - Wciskamy tu bliźniaków, kiedy zaczynają się kłócić – powiedział Mike.

 - Och, tak? A dla ciebie też mają jakieś ustronne miejsca, na chwile, kiedy stajesz się nieznośny? Czyli dziewięćdziesiąt procent całego czasu?

 - Zabawne, Shaw, naprawdę zabawne – burknął.

Wjechali na górę, a kiedy drzwiczki klatki się rozsunęły ujrzeli uśmiechniętą twarz Victorii.

 - Chris jest u siebie – rzuciła przez ramię i pociągnęła Carly w głąb korytarza.

 - Gdzie idziemy? – zapytała, a jej humor polepszył się od kiedy zobaczyła szatynkę.

 - Do mojego pokoju, przecież jeszcze tam nie byłaś – odparła.

Weszły do pokoju, który z pozoru nie różnił się od innych. Wielkościowo był taki sam, za to wystrój wskazywał, że ma stałego lokatora. Ściany były pomalowane na intensywnie fioletowy kolor z nieregularnymi pionowymi kreskami koloru limonkowego. Reszta pokoju dostosowała się do ścian. Pościel, trochę nieułożona, była w odcieniach zieleni, a wszystkie szafki były wykonane najprawdopodobniej z modrzewiu. Była też toaletka, na której walały się kosmetyki, choć rzucały się w oczy przede wszystkim różne odcienie lakierów do paznokci.

 - Niestety nie mam kominka – westchnęła. – To przywilej tylko pokoju wspólnego.

 - Po co ci tyle lakierów? – wskazała na barwną toaletkę.

 - Uwielbiam malować paznokcie, takie moje małe dziwactwo. Ale ciągle mi schodzi. Treningi i tak dalej nie pozwalają zatrzymać jednego koloru na dłużej. Poza tym lubię eksperymentować – wzruszyła ramionami.

Carly rozejrzała się i zauważyła, że na dużej szafie są namazane jakieś słowa i rysunki. Jeden przedstawiał serduszko z inicjałami, na widok których się uśmiechnęła. „CB + VS” było narysowane chyba najintensywniejszym czerwonym lakierem do paznokci. Inne słowa były emocjami lub wartościami, takimi jak „odwaga”, „przyjaźń”, „wytrwałość” i „siła”.
 - Czasami nie mam nic do roboty – roześmiała się Vi.

 - Co robicie na co dzień? – spytała, dalej oglądając meble.

 - Nic ciekawego. Trenujemy zabijanie demonów, uczymy się o demonach, walczymy z demonami, szpiegujemy demony… Pomyślałby kto, że powinny być raczej przystojne, ale nie ma tak fajnie. Mamy natomiast obsesje na punkcie potworów, którymi straszy się małe dzieci. Średnio interesujące.

 - Każdy z was ma swój rodzaj broni?

 - Nie, nie na tym to polega. Chodzi raczej o to… Trochę trudno to wyjaśnić. To tak, jakbyś testowała setki rodzajów broni, ale w oko wpadł ci ten jeden jedyny. Maddie walczy biczem, całkiem niezłe, ale wymaga dużej zręczności i szybkości. Chris upodobał sobie dha – genialna nazwa, prawda? To taki długi sztylet, lekko łukowaty.

 - A twoje to…?

 - Cin-que-de-a – przesylabowała. – Dziwny rodzaj sztyletu – zresztą prawie wszystko jest rodzajem sztyletu. Taki krótki, dodatkowo można powiedzieć, że w kształcie łezki. Pewnie zastanawia cię też Mike… Hm, on chyba najbardziej lubi shurikeny – widząc zdezorientowanie przyjaciółki, wytłumaczyła: - To są takie gwiazdki, bardzo ostre oczywiście, (inaczej co by z tego była za broń?), którą rzuca się, jakimś odpowiednim ruchem nadgarstka. Nigdy tego nie opanowałam, więc dokładniej nie wytłumaczę. W przypadku, gdy jakiś przeciwnik podejdzie bliżej Mike dobywa miecza… – bohatersko wskoczyła na łóżko nie wywracając się i zaczęła wymachiwać niewidzialnym mieczem. – …i pokonuje hordy potworów!

Wybuchły śmiechem, a Vi upadła na łóżko.

 - Coś za bardzo się śmiejesz. Nie podoba ci się? – spytała w końcu dziewczyna.

 - Już ci mówiłam, że jesteśmy przyjaciółmi…

 - Zaczerwieniłaś się! – zawołała uradowana.

 - Zawszę się rumienię, kiedy ktoś mylnie uważa mnie za zakochaną.

 - Na pewno mylnie? – nagle wyglądała, jakby ją olśniło. – Opowiadaj o nim.

 - O kim? Odbiło ci.

 - Może i tak – zaśmiała się. – Skoro Mike nie jest w twoim typie, to pewnie masz kogoś innego na celowniku – złożyła palce w pistolet i wystrzeliła w nią. – Może nie?

 - I znowu pudło, nikogo nie ma. Która godzina? Chciałam jeszcze wpaść do kogoś…
 - Spokojnie zdążysz. A ten „ktoś” jest szatynem, prawda? Bo Mike jest blondynem… Musi być jego totalnym przeciwieństwem…

 - Victoria… Która godzina?

 - Olej go. To mu dobrze zrobi.

 - Która godzina?

 - Chyba, że on nie wie, że się spotkacie?

 - Vi…

 - Ma urodziny? Imieniny? Robi imprezkę i cię nie zaprosił? Świnia!

 - Victoria! Ogarnij się.

 - No weź! Wiesz jak tu jest mało ciekawych rzeczy? Demony atakują, czarownicy się podpalili, fearie zabite w parku – same nudy! Gdybym mogła obgadywałabym siebie i Chrisa, ale bez przesady, aż tak nie zgłupiałam…

 - Mike ci opowiadał o tym wieczorze, kiedy zaatakowały nas demony? – westchnęła w końcu.

 - A co to ma z tym wspólnego? A, czekaj, już wiem! To jest ten „koleś” o którym przypadkowo wspominał Mike… Masz jego zdjęcia?

 - Nie! Niby skąd?

 - Nieważne…

 - Na coś liczyłaś…? A właśnie, jak masz na nazwisko?

 - Silverache. Dlaczego akurat w tej chwili przyszło ci to do głowy?

 - Na coś liczyłaś, Siverache?

Zaśmiały się, po czym Vi powiedziała:

 - Szesnasta trzydzieści cztery.

 - Co?

 - Godzina! Pytasz się o nią od pięciu minut!

 - A, okay, dzięki. To może już pójdę…

Victoria wyrzuciła ręce w górę i patrząc na sufit powiedziała:

 - O Boże, jakie to romantyczne! Ona się wprost nie może doczekać spotkania z nim!

 - Zrozum w końcu, że chcę tylko sprawdzić, czy żaden demon go nie zjadł…

 - Oj, dobrze, dobrze.

Odprowadziła ją do windy i czekając na nią, Vi przypomniała coś sobie.

 - O, cholera! Co ja powiem Mike’owi?

 - Że poszłam do… znajomego z klasy?

 - Oo, może być! Wyczuwam zazdrość! – drzwiczki się otwarły i Carly weszła. – Pamiętaj, że oczekuję szczegółowego sprawozdania!

Drzwiczki się zamknęły i dziewczyna zjechała na dół.
***************************************
Nowy rozdział jako drobny prezent pod choinkę J Oczywiście wesołych świąt i szalonego sylwestra życzę! + dużo książek na Gwiazdkę ;)
Rozdział trochę krótki (strasznie mnie korciło, by pisać dalej), a na następny chwilę poczekacie!
Jeszcze raz Wesołych Świąt!

~~GWMHJ

6 komentarzy:

  1. WESOŁYCH ŚWIĄT! <3.
    Hahaha, biedny Mike. Trója z fizyki to i tak bardzo dobrze xD.
    Mike - najczulsze dziecko.
    Vi + Szpila = bff roku.
    No, ja mam trochę inaczej. Mi najczęściej przypada biologia, chemia itp., a inni robią za mnie matmę. Ja na cyferki jestem za tępa xD.
    Nie dziwię się Carly. Gdybym choć raz odwiedziła Instytut chciałabym tam chodzić codziennie.
    Zielony i fioletowy to śliczne połączenie. Vi ma gust, nie ma co :D.
    Jeju, Victoria to taka typowa nastolatka. I bardzo dobrze, tak trzymać. I ja powtarzam ci chyba po raz setny - ONA BĘDZIE Z MIKIEM, albo znajdziesz mu jakąś inną super laskę, to jak już tam chcesz xD.
    PS. Nie było u mnie notki świątecznej, bo nawet nie zdążyłam dorwać się do kompa, by ją skończyć i opublikować. Tak więc będzie dzisiaj :).
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG! Darly (David i Carly <3) się dzieje hahahaha! Wyczuwam to!
    "Wiesz jak tu jest mało ciekawych rzeczy? Demony atakują, czarownicy się podpalili, fearie zabite w parku – same nudy!" - moja bogini Vi!

    Czekam na nowy rozdział hahaha i Wesołych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się kiedy ktoś pierwszy napisze "Darly!". Moja przyjaciółka już mi cały zeszyt zabazgrała (zresztą ja też) tym słówkiem i serduszkami xD

      Usuń
  3. Hey!
    Świetny rozdział ^.^
    Ogólnie cały blog mi się podoba ;3
    Kocham "Dary Anioła".
    Pisz dalej dziewczyno, bo widać, że Ci to wychodzi ;)
    Życzę weny!
    W wolnych chwilach zapraszam do mnie: www.dramionekiedywszyscyodejda.blogspot.com :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! Zostałeś nominowany do Liebster Award! Więcej informacji na http://historiepewnegodemona.blogspot.com/ w podstronie Liebster Award :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja dalej mam nadzieję na Miarly...

    OdpowiedzUsuń