01 lutego 2015

Rozdział 11.

ROZDZIAŁ 11.
Poznacie nową osobę :3 Ciekawe, czy wam jej wątek przypadnie do gustu J
*
Amanda  była naprawdę wkurzona.
Najpierw w szkole drwili z niej, że jest kujonem, bo jako jedyna dostała piątkę ze sprawdzianu z fizyki. Potem pomiatali nią na boisku, gdzie znowu grali w siatkówkę. Co z tego, że się starała, oni tego nie dostrzegali. Na przykład, była o wiele lepsza od jednej z dziewczyn, ale ci tylko dopingowali i żartowali z tą gorszą. A dlaczego? Bo była popularna, przynajmniej w ich szkole. Amandzie w jakiś dziwny sposób ze słowem „popularna” kojarzyły się takie epitety jak „pusta” i „wypacykowana”. Czemu ludzie wolą spędzać czas z takimi bezmózgowcami?, zastanowiła się. Szła ulicą ze słuchawkami, starając się nie zwracać uwagi na otoczenie przy nutach piosenek Ellie Goulding. Do domu miała pół godziny drogi piechotą. Mogłaby pojechać autobusem, ale wolała się przejść. Nie miała nic przeciwko dłuższym spacerom, a dodatkowo nie wiedziała, czy jej tata jest w domu, a jeśli, to czy w dobrym humorze. Bywało różnie, więc najlepiej było siedzieć w domu, kiedy w domu panowała swobodna atmosfera – ojciec najpierw cię ignorował, po czym szczegółowo przepytywał z przebiegu dnia. Jeżeli był zły – wrzeszczał i obwiniał wszystkich, najczęściej jednak Amandę, o drobne bzdety. W takiej sytuacji jedyna rada brzmi „Idź i siedź cicho w pokoju”.
Ta zasada zbliżyła ją do książek. Potrafiła całymi godzinami siedzieć w pokoju i czytać, czytać, czytać. Zawsze – w plecaku, torebce – miała przy sobie swój kieszonkowy egzemplarz swojej ulubionej historii „Szeptem”. Historia Nory spodobała jej się już od pierwszych stronic i choć zawsze kibicowała tajemniczemu Patchowi, jej serce zdobył zabawny Scott. Opiekuńczy, trochę ryzykancki, śmieszny i z dystansem. Jak wiele dziewczyn na świecie chciałoby, żeby ich ukochany bohater stał się prawdziwy? Marzyła o Scotcie, albo chłopaku podobnym do niego. Wierzyła (może naiwnie, ale jednak), że należy jej się szczęście w życiu. Świat jej marzeń wciągał ją równie mocno jak książkowy.
Otrząsnęła się z rozmyślań i przyspieszając skręciła w prawo. Po chwili wpadła na jakiegoś chłopaka, który wychodził z prostopadłej ulicy. Walnęła ręką w jakąś wystającą ze ściany rurę i upadła na ziemię. Poczuła palący ból w przedramieniu i kilka łez potoczyło się jej po twarzy. Chłopak podniósł się i zaczął przepraszać. Był niewysoki, szczupły i miał kręcone blond włosy.

 - Przepraszam cię! Bardzo się śpieszyłem i nie zauważyłem…

 - Co ty nie powiesz – mruknęła. Gdy dalej się tylko na nią patrzył, powiedziała: - Może pomożesz mi wstać, co?

 - Już, pewnie – poderwał się i chwycił ją za rękę, którą uderzyła wcześniej o rurę.

 - Au! – syknęła i zacisnęła zęby.

Blondyn znowu zaczął przepraszać, mamrocząc o tym, jaki z niego niezdara.

 - Mogę spojrzeć? – uśmiechnął się lekko, biorąc ją delikatnie za rękę. Jest całkiem uroczy, przeszło jej przez myśl.

 - Co ty możesz o tym wiedzieć? – spytała, a on kucnął.

 - Mam pewne pojęcie na ten temat… – odparł.

 - Byłeś harcerzem? – tylko to przychodziło jej do głowy.

 - Nie… Zresztą nieważne.

Oglądał jej rękę w milczeniu, przebiegając po niej palcami, od czasu do czasu patrząc jej w oczy z niemym pytaniem, czy jej nie boli. Za każdym razem kręciła głową przecząco. Cała ręką ja bolała, ale chłopak nie dodawał jej bólu.

- Jak masz na imię? – spytała, by przerwać ciszę, po czym skarciła się w duchu. To sprzeczało się z jej przekonaniem, że to chłopak powinien zaczynać rozmowę.

 - Mike – uśmiechnął się. – A ty?

 - Amanda.

 - Ładne imię – stwierdził, po czym zmarkotniał, kiedy powiedział: - A ręka złamana.

 - Ech… No trudno – westchnęła.

 - Obcy chłopak oświadcza ci, że masz złamaną rękę, a ty odpowiadasz „trudno”? – wyszczerzył się.

Tak, jest zdecydowanie uroczy, pomyślała.

 - Jaki znowu obcy? Przecież już wiem, że masz na imię Mike.

Zaśmiał się radośnie, jakby kamień spadł mu z serca.

 - To za mało. Jeśli nie masz nic przeciwko, proponuję ci spotkanie – mrugnął. – Moment, dam ci swój numer, zadzwonisz do mnie, okay? – po czym uderzył się dłonią w czoło i powiedział: - Niech to… Co mi ta Carly mówiła? A, już pamiętam. Że jest lepiej, kiedy pierwszy dzwoni chłopak – mruknął. – A więc… Mogę prosić o twój numer?

Parsknęła śmiechem i spytała:

 - No dobra. Mam napisać ci na ręce?

Spojrzał na nią zaniepokojony.

 - Po prostu powiedz. Mam niesamowitą pamięć.

Po takim tekście wiedziała już, że Mike do niej nie zadzwoni. „Mam niesamowitą pamięć”. Aha, już w to wierzę, pomyślała z sarkazmem, ale poczuła ukłucie żalu. Naprawdę chciała się oderwać od ponurej codzienności. Westchnęła, ale Mike powiedział:

 - Nie wierzysz mi?

 - No wiesz… Trochę trudno wierzyć chłopakowi spotkanemu pięć minut temu.

 - Zaufaj mi – uśmiechnął się wesoło.

 - To nie takie proste – westchnęła i podyktowała mu numer.

Powtórzył go zaraz, a co ją bardziej zdziwiło, bezbłędnie. Pomógł jej wstać i stali tak moment, wpatrując się w siebie. Zauważyła, że miał ładne, jasnozielone oczy. Odchrząknął.

 - Idziemy? – spytał.

 - Co? – zdziwiła się. – Gdzie?

 - Do szpitala oczywiście. Przecież nie zostawiłbym cię samej w takim stanie.

Wzruszyła ramionami, bo faktycznie spodziewała się, że on pójdzie w swoją stronę, z kolei ona wróci do domu. A tu taka miła niespodzianka.

Przeszli kawałek i Mike oznajmił, do którego szpitala się udają. Szli chwilę w ciszy, aż w końcu Amanda spytała o rzecz, która ją trochę dręczyła:

 - Kim jest Carly? - spytała, a Mike się zarumienił.

 - Chyba nie powinienem był o niej wspominać - palnął. - Carly to moja przyjaciółka, znamy się od pięciu lat. Naprawdę, tylko przyjaciółka. 

 - Okay, rozumiem. Czemu aż tak to podkreślasz? 

 - Och... Faktycznie. Nieważne. Po prostu - z zakłopotaniem wzruszył ramionami.

 - Zakochała się w tobie? - spytała się.

 - Nie! No coś ty! Carly? - parsknął. - Nie wyobrażam sobie tego. No wiesz, związku z nią. 
Czemu jej ulżyło? Czuła, że normalnie by tak nie zareagowała. Widać nie był to taki normalny chłopak. 

 - A ty masz jakąś przyjaciółkę od serca? - uśmiechnął się.
  
 - Nie - odparła. - Ale nie wiem, czy bardzo mi na takiej zależy.

 - Żartujesz chyba?! Przyjaciele to wspaniała sprawa! 

 - Może... Czy ja wiem? Znajomi mnie nie lubią. Chyba dlatego, że z natury jestem kujonem - westchnęła, wiedząc, ze jeśli do tej pory był zainteresowany znajomością, to teraz stuprocentowo go odstraszyła. Spodziewała się, że teraz zwieje pod byle pretekstem. 

 - Widać są głupi. Nie poznali się na tobie.

 - Już ci mówiłam, że nie zależy mi. 

Rzucił jej zbolałe spojrzenie i poszli dalej. Dotarli do przystanku, gdzie chłopak kupił im bilety i wsiedli do pierwszego lepszego autobusu. Wskazał jej miejsce siedzące i sam stanął obok. Mike zaczął z nią rozmawiać na temat ostatnio widzianych filmów.

 - Jak mam być szczera, nie oglądam ich za dużo – przyznała. – Wolę książki.

Mike odetchnął z ulgą.

 - Uff… A już myślałem, że wykażę się totalnym ignorantem w tej dziedzinie. Do kina chodzę tylko okazyjnie – wzruszył ramionami. – Moje ulubione to w zasadzie komedie. Albo takie z wartką akcją.

 - I tak lepiej ode mnie. Ja faworyzuję filmy Disneya, także wiesz – roześmiała się.

 - No właśnie o to mi chodziło, że komedie to zaraz  po disney’owskich filmach – stwierdził z udawaną powagą.

 - Nie wątpię – uśmiechnęła się. – Pewnie też miałeś swoją ulubioną księżniczkę?

Zadała pytanie żartobliwie, ale była ciekawa jego odpowiedzi.

 - Niech się zastanowię… Jak byłem młodszy to obchodziły mnie tylko ich pojedynki i byłem na bohaterów wściekły, że zajmują się nudnymi dziewczynami – mrugnął. – Ale było minęło. Chyba… Roszpunka z „Zakręconych”.

 - Też ją lubię. Taka optymistka – stwierdziła. – Ale czekaj… Mówisz: „w dzieciństwie”. A „Zaplątani” to nowy film, nakręcili go chyba parę lat temu.

Mike się zarumienił.

 - Ej, to, że jestem prawie że dorosły nie znaczy, że mam zakaz oglądania Disneya!  - zaperzył się.

 - Mike, spoko. Ja cię przecież za to nie skrytykuję – zaśmiała się. Postanowiła zmienić temat, bo uszy chłopaka nadal płonęły czerwienią. – Moim ulubionym księciem zawsze był Alladyn.

 - A, chłopak złodziej? Fajny. Ale Dżin! To był facet. Mówię ci, jak on…

Całą drogę rozmawiali o błahych sprawach. Czas im szybko minął i nim się obejrzeli musieli wysiadać z autobusu.  Mike zagryzł wargi i powiedział:

 - Znowu nawaliłem.

 - Chyba żartujesz – odparła.

 - Ee… Chciałbym. Ale przegapiłem przystanek, sorki!

 - Nie szkodzi – zaśmiała się w myślach. – Chodźmy.

Mike wspaniałomyślnie wziął od niej plecak i zarzucił go na ramiona. Trochę śmiesznie wyglądał od tyłu (torba była fioletowo żółta), ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Kiedy dotarli do szpitala, chłopak podszedł do pielęgniarki i wszystko załatwił, po czym poprowadził ją szeregiem korytarzy – najpierw na prześwietlenie, gdzie czekali kwadrans w poczekalni, aż w końcu słowa Mike’a się potwierdziły.  Miała złamane prawe przedramię.
Och, czyli nie będę mogła pisać, stwierdziła z ironią w myślach.
Przeszli do działu, gdzie dostali się do lekarza, który zagipsował jej rękę. Podziękowali mu i odczekali pół godziny przy nim, przyglądając się jego pracy i czekając, aż gips zaschnie. W końcu pozwolił im iść.
Wyszli na korytarz, a Mike się obrócił i zaczął grzebać jej w plecaku. Oby nie wyciągnął legitymacji, pomyślała, pamiętając, że jej zdjęcie na nim jest żałosne. Na szczęście po chwili wyciągnął jej triumfalnie z plecaka fioletowy flamaster.

 - Mogę? – spytał, wskazując na złamaną rękę.

Ze śmiechem kiwnęła głową, a on podszedł, nachylił się i szybko, niezdarnym pismem narysował jej słoneczko z napisem w środku „Mike”.

 - A już myślałam, że napiszesz w serduszku – stwierdziła.

 - Ej, to dobry pomysł! – zawołał i znowu zaczął kreślić po gipsie.

Po chwili miała już dwóch Mike’ów, po jednym w serduszku i słoneczku.

 - No, teraz jest okay – ocenił swoje dzieło i wyszczerzył się.

Wyszli ze szpitala, z ulgą wdychając świeże powietrze. W szpitalu było duszno i śmierdziało chorobami, więc Amanda cieszyła się, że mogła stamtąd wyjść. Wrócili na (tym razem właściwy) przystanek i dojechali do jej domu autobusem. Mieszkała w bloku, jak większość mieszkańców Nowego Jorku. Zatrzymała się przed klatką i odwróciła do Mike’a.

 - Dzięki… Mimo wszystko – zaśmiała się.

 - Byłem ci to winien. Ale i tak mile spędziłem czas – uśmiechnął się. Kiedy się odwróciła do drzwi, powiedział jeszcze: - I pamiętaj, na pewno zadzwonię.

Zaśmiała się i zniknęła w głębi klatki schodowej.

*************************************************
Chcieliście Mike’a, macie Mike’a! Tym razem żebrzę o komentarze. Ostatnio tylko 3, nie wiem co myśleć ;-;

~~GWMHJ

10 komentarzy:

  1. Mówiłam już, że Cię uwielbiam? W każdym razie, teraz uwielbiam Cię jeszcze bardziej! Rozdział cudowny.
    Jak napisałaś o nowej postaci myślałam, że to będzie masakra, ale strasznei się pomyliłam :/ Zaczynam lubić Amandę. Zwłaszcza, że jeżeli ona będzie z Mike'em (nie wiem jak to odmienić, nie zabijaj xd) to on nie będzie z Carly, więc Carly będzie z Davidem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie polubiłam Amande chociaż zbyt dużo o niej nie wiem xD w sumie to sądze że chyba powinnaś pomyśleć nad nazwą parringu Amandy i Mike'a :P
    Rozdział trochę inny niż poprzedni, ale jestem ciekawa co dalej :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu i weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pooowtórzeeeniaaa. Dość sporo powtórzeń.

    A tak z innej beczki: miałaś kiedyś złamaną kończynę? Bo ja tak i wyglądało to inaczej.
    1. Bardzo bolało. Bez przerwy. Nawet najmniejszy ruch sprawiał ból. I niezależnie od tego czy ktoś mnie dotykał czy nie. A przy owym dotknięciu ból stawał się jeszcze gorszy. Nawet jeśli to pielęgniarka/lekarz mnie badali i starali się być delikatni. Po założeniu gipsu również. A ty nawet się o tym nie zająknęłaś w autobusie, szpitalu czy gdy szli pieszo.
    2. Skoro jestem w temacie bólu. JAK ONA NIBY ZDJĘŁA PLECAK I WZRUSZYŁA RAMIONAMI BEZ NAJMNIEJSZEGO NAWET JĘKNIĘCIA?! Miała przecież złamane przedramię!
    3. Gips zasycha zdecydowanie krócej niż pół godziny.

    Jak mogło "śmierdzieć chorobami"? Rozumiem o co ci chodziło, ale jednak...

    Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, co? :D

    Popularna i jej epitety - perfect!

    Ale ogólnie nie jest źle, a nawet wręcz przeciwnie jest dobrze i ciekawie ;)

    ksiazkonaodlocie.blogspot.com

    ~ Olynte

    P.S. Mam nadzieję, że się nie obrazisz za moją krytykę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obrażam się (chociaż na początku miałam zapędy mordercze xD) Jestem troszku emocjonalna, więc szybko mi przechodzi ;)
      Jeżeli nie masz nic przeciwko i wystarczająco dużo czasu, chciałabym cię prosić, być zaczęła mi betować rozdziały :)
      Jako chyba jedyna ostro mnie krytykujesz (za co dziękuję!)
      ~~GWMHJ

      Usuń
    2. Proszę bardzo! xD Moi rodzice to poloniści. , więc jestem bardzo wyczulona na błędy + mam wysokie wymagania co do opowiadań.
      A z tym betowaniem... ciekawa propozycja. Z chęcią ją przyjmę ^^
      ~ Olynte

      Usuń
    3. W takim razie dziękuję :3 Napisz do mnie na maila (mrsmorgenstern46@gmail.com) lub podaj mi swojego :)
      ~~GWMHJ

      Usuń
  4. Hej. Rozdział bardzo mi się podobał. Już zaczynam lubić Amande. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Czekam na następny rozdział i weny życzę.
    Zapraszam do mnie:
    http://zyciesamopiszescenariusze.blogspot.com
    :D :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hyhyhy, im nas więcej tym weselej xd.
    5 z fizy? Kujon, hihihi:D.
    Właśnie zaczęłam 2 część Szeptem. Ale ciii, Scotta jeszcze nie było xd.
    Jezu, ile ja bym dała za wpadnięcie na Mikea xd. I jakby jeszcze złamał mi rękę - cód, miód i orzeszki.
    Dziękuję, naprawdę, nie wiesz ile dla mnie znaczy danie mu dziewczyny :,). Rośnie mój mały fan Disnaya.
    Moje proźby zostały spełnione *-* .
    Co prawda 3 komy, ale był kój, anto najważniejsze xd. Rozdziału u mnie z miesiąc nie było i jak go opublikuję to pewnie nikt nie przeczyta - życie.
    Weny ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak śmiesz mówić, że nikt nie przeczyta! Ja tu usycham, kobieto, usycham ;-;
      Za opinię dzięki xD I miłego czytania "Crescendo" ;)
      ~~GWMHJ

      Usuń
  6. A kiedy next? Nie moge się doczekać. Boskie. <3. Julia

    OdpowiedzUsuń