25 stycznia 2015

Rozdział 10.

Dobiłam do pełnej 10, jej! :D Pewnie byście mnie zamordowali, gdybym po poprzednim zakończeniu rozdziału przeszła do Carly (do Davida pewnie nie, ale co tam) więc ten rozdział z perspektywy Tony’ego.
***************
 Przeciwników było jedenastu, szybko ich policzył. Jedną z podstawowych umiejętności, które Nocni Łowcy muszą zdobyć na początku treningów było opanowanie i szybkie, racjonalne myślenie w trudnych sytuacjach. Wyciągnął z pochwy przyczepionej do paska sztylet i przybrał postawę bojową – lekko się przygarbił i wystawił lewą nogę do przodu. Demony okrążyły ich, tworząc równe, pełne koło. Stanął pomiędzy siostrą, a Chrisem, który zaklął pod nosem. Tony zastanawiał się, czy czekać na sygnał chłopaka, czy atakować od razu. W sumie nigdy razem z nimi nie trenował, więc nie do końca był pewien decyzji, która miał podjąć Chris. Podsumowując, zrobił to, co wydało mu się najsensowniejsze – wyciągnął jeszcze jeden sztylet, wyszeptał imiona obu i rzucił w dwa demony. Efekt był natychmiastowy. Demony zaczęły się kurczyć, ale powoli. Podbiegł do nich i  wyrwał broń, poszerzając rany, z których wytrysnęła czarna maź. Uskoczył i dźgnął demona znajdującego się po jego lewej, szybko go dobijając. Odwrócił się do następnego, który powoli się regenerował. Nie udało mi się trafić w żaden ważny przyrząd, jak serce na przykład, więc czekała go dłuższa walka. Kątem oka spostrzegł, że Victoria szybko wzięła z niego przykład i rzuciła się na jakiegoś oślizgłego potwora. Chris i Maddie otrząsnęli się i także zaatakowali. Wiedząc, że może uda im się wyrwać z kręgu, skierował całą swoją uwagę na demona, który właśnie zamachnął się na niego pazurami, ledwo zadrapując rękaw koszuli. Tony odskoczył i ciął go w brzuch. Oliwkowozielony demon zawarczał, szczerząc kły wydzierające się z jego gęby. Miał około półtora metra wzrostu i był krępy. Podsumował w myślach jego wady i zalety. Głównym atutem demona był ciężar i jego siła, jednak wyglądał na tępego. Upozorował cios w lewy bok, równocześnie trafiając go drugim sztyletem w prawą nogę, co tylko utwierdziło go w tym przekonaniu. Postanowił obrać taktykę dezorientującą przeciwnika, to odskakując, to zbliżając się i tnąc go sztyletami. Zdezorientowany demon krążył w kółko, bezskutecznie próbując się bronić. Raz czy dwa machnął pazurami, jednak nawet w najmniejszym stopniu nie spowolniło to Tony’ego, który z gracją poruszał się wokół.
Kiedy demon się rozproszył, chłopak biegł już do następnego przeciwnika, znajdującego się tuż koło Chrisa walczącego z dwoma naraz. Wyciągnął z kurtki sztylet, świadomy, że został mu oprócz tego tylko dwa, trochę zużyte po walce.

 - Gabriel – krzyknął i sztylet zapłonął na biało.

Zręcznie się obrócił, unikając ciosu demona i wbił mu ostrze między dwoje czarnych oczu. Trysnęła posoka, więc odskoczył, równocześnie wbijając sztylet w brzuch jednego z demonów, z którymi walczył Chris. Starszy chłopak w tym samym momencie dźgnął potwora w tors, więc przeciwnik szybko się rozproszył.
Zajął się czerwonym demonem, kiedy spostrzegł jasną postać, która wyłoniła się z krzaków. Rozpoznał w niej fearie, na dodatek uzbrojone fearie, co samo w sobie było dziwacznym widokiem. Właśnie miał krzyknąć, żeby uciekała, gdy kobieta zamachnęła się na demona gałęzią trzymaną w ręce, skutecznie go ogłuszając. Chris wykorzystał szanse i zanurzył w potworze swoje dha.

 - Dzięki, mamo – rzucił Chris i podbiegł do Victorii, usiłującej bronić się przed trzema napastnikami. 

Sama nie była najwyraźniej w najlepszej formie, bo usiłowała walczyć z groźnie zranioną ręką.
Szybko dobił swojego przeciwnika i pobiegł pomóc Maddie – mogli się kłócić normalnie, ale współgrali podczas walk. Zawsze jej pomagał, bo nie mógłby już znieść straty następnej bliskiej osoby, do czego jednak nigdy by się na głos nie przyznał. Jego siostra za bardzo nie potrzebowała pomocy. Poruszała się błyskawicznie, tak, że można było dostrzec niewyraźną poświatę w miejscach, gdzie przeciął powietrze jej bat. Mimo to rzucił sztyletem w najbliższego, zabijając go na miejscu. Uśmiechnął się pod nosem i zaatakował następnego. A raczej część następnego, bo demon został pozbawiony głowy przez bicz Maddie. Spojrzał na siostrę, która nadal walczyła i przymierzył się do ataku, gdy  krzyknęła:

 - Zostaw ich mnie!

Tony wzruszył ramionami i obrócił się do Victorii i Chrisa, którzy stali nad jakimś demonem. Trudno mu było je rozróżniać, bo nie uważał na akurat tych lekcjach. Dla niego te demony były tylko jednym wrogiem, którego trzeba było błyskawicznie zlikwidować i iść dalej. Tak samo, jak one zrobiły z Philipem, pomyślał ponuro.

 - Czemu napadliście na fearie? – dobiegło go warknięcie Chrisa. Demon nie odpowiedział. Chłopak powtórzył pytanie, ale nadal nie uzyskał odpowiedzi. Victoria westchnęła i jednym ruchem ręki odcięła demonowi łapę.

 - Może teraz powiesz? – spytała. – Masz jeszcze trzy nogi, mnie to obojętne, jak wolisz.

Tony czasami nie poznawał tej dziewczyny, szczególnie, kiedy, tak jak w tej chwili, przesłuchiwała demona. Zmieniała się z nieszkodliwej i uroczej (mimo wszystko to przyznawał) wariatki w niebezpieczną wojowniczkę. Podszedł do nich i przysłuchiwał się wyznaniom przekonanego demona:

 - To przesss nie – zasyczał. – Fearie – prawie wypluł to słowo. – Zakładają sssię i nie dotrzymują ssssłowa…

 - Jakie fearie? Mów – powiedział opanowany Chris.

 - Rasss przyszło jedno i sssię założyło… Obiecało diamentów za informacje… I sagrało ss nami w karty… Przegrało i nic nie dało… Durne, nierozssssądne ssstworzenia…

Victoria szybkim ruchem dźgnęła demona w serce, więc rozwiał się w proch. Chris wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą znajdował się stwór. Wstał powoli i spojrzał na Maddie, która otrzepywała się właśnie z demonicznego pyłu. Tony odwrócił się i postanowił przeszukać krzaki. Nie wiedział dokładnie po co, ale nic nie przeszkadzało sprawdzić. Przespacerował się, zwracając uwagę na zagłębienia w ziemi i zadrapane liście. Stwierdził, że potwory czekały na nich kilka godzin, biorąc pod uwagę pół godziny walki. Zastanawiał się tylko, skąd wiedziały, że przyjdą. Głowiąc się nad tym, wrócił do pozostałych. Chris opatrywał ranę Victorii i rysował jej iratze. Maddie sama sobie poradziła, rysując odpowiednie Znaki. Tony’emu nic się za bardzo nie stało, tylko kilka zadrapań. Nagle coś zaszeleściło między drzewami, więc obejrzał się szybko

 - Mamo, pozwolisz na moment? – zawołał Chris, nie odrywając wzroku od ramienia swojej dziewczyny.

Z krzaków wyszła kobieta, która wcześniej zdzieliła demona w głowę. Nawet jak na fearie była wyjątkowo ładna. Miała uderzająco zielone oczy, które widywał już u Chrisa. Była drobna, a jej skóra miała lawendowy odcień. Włosy zastępowały prawdziwe kwiaty, sięgające jej do pasa. Mimo niepozornego wyglądu wyglądała, jakby miała zamiar się kłócić, co mogłoby się źle skończyć.

 - Witaj, synku – uśmiechnęła się ponuro. – W miłych okolicznościach się spotykamy – westchnęła.

 - Niestety. Wiesz coś o tym, co powiedział? – kiedy usiłowała przybrać niewinną minę, odezwał się szybko:  - Coś wiesz. Podziel się tym z nami, proszę.

 - No, dobrze, że dodałeś to „proszę” – stwierdziła. Pod jego nieugiętym spojrzeniem dodała:  - Mówił prawdę.

 - Skąd wiesz? – spytał jej syn.

 - Jestem fearie – odpowiedziała, jakby to wszystko wyjaśniało. – A fearie rozróżniają takie rzeczy – dodała wyjaśniająco. – Ale…

 - Co za „ale”? – spytał szybko Chris. Przyglądał się bacznie twarzy matki. Victoria położyła chłopakowi rękę na ramieniu, sama przyglądając się z ciekawością całej scenie.

 - To ja poszłam do demonów.

Zapadła cisza, którą w końcu przerwał Chris.

 - Że co?! Czemu?! Jak mogłaś…?

 - Skarbie, uspokój się. I nie wrzeszcz tak na mnie, trochę szacunku – powiedziała twardo, a Victoria parsknęła. – Poszłam tam, ponieważ chciałam się czegoś dowiedzieć o Ricku – westchnęła smutno.

 - Mamo… - głos chłopaka złagodniał. – Przecież wiesz już o tacie wystarczająco dużo.

 - Wcale nie! – zaperzyła się kobieta. – I nie waż mi się mówić, że to już nieważne.
Chłopak zamilkł, za to odezwała się Victoria:

 - Chodzi… o tatę Chrisa, prawda? – spytała niepewnie.

 - Tak. Został zamordowany przez demony. Siedem lat temu – westchnęła. – Ktoś uprzedził wilkołaki, które po prostu zabiły ludzi, którzy się do nich wybrali. Nie wiemy tylko kto ich wydał. Jedyne, co stwierdzono, to fakt, że musiał być to jeden z Nephilim.

Zapadła niezręczna cisza. Zdrada wśród Nocnych Łowców była czymś nie do pomyślenia. Tony jak zawsze zachował twarz nie wyrażającą żadnych uczuć.

 - Co pani chciała uzyskać przez kontakty z demonami? – spytał podejrzliwie.
Spojrzała na niego, ukrytego w cieniu drzewa.

 - Demony wiedzą wiele, poza tym mogły usłyszeć plotki – odrzekła po chwili zastanowienia. – Chodźcie, zaprowadzę was na Dwór.

 - Na Jasny Dwór? – zapytała podekscytowana Victoria. – Możemy?

Mama Chrisa roześmiała się:

 - Nie spodziewaj się zbyt wiele. Ale owszem, pójdziemy. Wyjaśnicie sytuację Królowej, na pewno będzie chciała usłyszeć wyjaśnienia. A poza tym – mrugnęła do dziewczyny. – Chciałabym bliżej poznać dziewczynę mojego syna.

Victoria uśmiechnęła się, a Chris westchnął i podniósł sztylet z ziemi, ubrudzony posoką. Wytarł go o koszulkę i ruszył przez krzaki.

 - Przejdziemy tunelem – wyjaśniła fearie. – Normalnie musielibyście przejść przez jezioro, ale do pełni jeszcze dwa tygodnie, nie możemy tyle czekać. Myślę, że Królowa nic wam nie zrobi.

Pozostali wymienili zaniepokojone spojrzenia. Tony wbił wzrok w ziemię, rozważając, czy by nie opuścić ich i gdzieś się powłóczyć. Owszem, lubił ich, ale nie na tyle, by ryzykować nieprzychylność Królowej Jasnego Dworu. Fearie były mimo wszystko potężne i mogły mu zaszkodzić, gdyby przedsięwziął coś. Szli w milczeniu, do czasu do czasu tylko mama Chrisa rzucała jakąś informacje o Jasnym Dworze.
Zrezygnowawszy z planów opuszczenia reszty, Tony powlekł się do przodu. Po pięciu minutach mama Chrisa skręciła między dwa dęby, zanurzyła się w krzaki i zniknęła. Chris podążył za nią, ciągnąc za sobą Victorię. Maddie po krótkim wahaniu także poszła za nimi. Tony niechętnie podszedł i odgarnął na bok liście. Odgiął jakąś gałąź, by móc swobodnie przejść. Wychylił się i wyczuł, że ziemia się pod nim dosłownie zapada. Wleciał do wąskiego tunelu. Musiał się schylić, by przejść dalej. Spostrzegł ciemne sylwetki pozostałych i poszedł za nimi. Po pewnym czasie tunel się rozszerzył i zaczęły go zdobić od strony sufitu korzenie, misternie ułożone we wzory różnych roślin. W końcu spotkali pierwszego fearie – miał liściastą, zieloną zbroję, a przy pasie miał pochwę do miecza. Obok niego stał mały pusty stolik.

 - Pani Brozenchic…? – spytała niepewnie Victoria, sięgając do pasa po cinquendeę.
Kobieta zignorowała ją, podeszła do strażnika i szepnęła mu parę słów na ucho. Ten spojrzał na nią, omiótł innych uważnym spojrzeniem i kiwnął głową.

 - Broń zostawcie tu – wskazał stolik. Kiedy skierowali na niego niechętne spojrzenia, dodał: - Nic się nie stanie, zadbamy o nią.

Chris podszedł i złożył delikatnie swoje dha i sztylety, które wyjął z rękawów. Mierząc strażnika bacznym spojrzeniem podeszła też Victoria, wyciągnęła z pochwy cinqendeę i przejechała po jej ostrzu palcem, jakby w geście ostrzeżenia. Maddie położyła na nich swój zapasowy sztylet. Przeszli dalej, a rycerz fearie skinął głową na Tony’ego.

 - Teraz ty.

Chłopak podszedł powoli i sięgnął za siebie i wyciągnął zza pleców sztylet, uniósł go do góry i położył go na stoliku. Wyjął broń także z wewnętrznej kieszeni kurtki i z buta, bo właśnie sobie przypomniał, że tam też schował sztylet. Serafickie miecze były cenioną bronią i martwił się, czy przypadkiem nie znikną po ich powrocie w tajemniczy sposób.

 - Poznam, jeżeli zostaną podmienione – warknął i przeszedł obok fearie, szturchając go w ramię.
Schował ręce do kieszeni swoich ulubionych czarnych, przetartych dżinsów i dotarł do zasłony z liściastych pnączy, do której przyczepione było setki motyli. Odchylił ją, starannie omijając miejsca, gdzie były skupiska motyli i dostał się do środka.

Pomieszczenie było średniej wielkości, ściany były pokryte barwnymi kwiatami. Na środku stało duże posłanie, otoczone tańczącymi fearie. Nie były piękne. Prawdę mówiąc, wyglądały strasznie. Ich twarze miały drapieżne wyrazy, całą swoją postawą wyrażały niebezpieczeństwo, jednocześnie zapraszając do dzikiego tańca. Spojrzał na nie pogardliwie, zastanawiając się, co by zobaczyli śmiertelnicy. On, dzięki swoim Znakom, był odporny na ich magię. Na łożu leżała Królowa Jasnego Dworu, jak się domyślił. Była piękną fearie, wysoką i smukłą o blond włosach. Każdy najdrobniejszy gest wykonywała z wielką gracją, delikatnie zwracając na siebie uwagę. Jej twarz była nic niewyrażającą maską, jednak w jej oczach dostrzegł czujność. Chris podszedł i ukłonił się, a Victoria dygnęła niezgrabnie, cały czas mierząc wzrokiem Królową. Maddie skinęła głową, pochylając się lekko, a Tony złapał kontakt wzrokowy z Królową. Uśmiechnęła się lekko, odwracając od niego wzrok. Zachował „pokerową” twarz i wsłuchał się w słowa pani Brazenchic:

 - Już po wszystkim. Mój syn razem ze swoimi przyjaciółmi przepędzili demony…

Królowa przerwała jej machnięciem ręki.

 - Już wszystko wiem. Bardzo wam… dziękuję – powiedziała cicho, jakby do siebie. Wskazała ręką na mamę Chrisa – Wiem również, że to za twoją sprawą demony tu przyszły. Ściągnęłaś zagrożenie na swój lud.

 - Działania pani Brazenchic były uzasadnione – odezwał się Tony, zaskakując nawet samego siebie. – Dążyła do poznania prawdy, co, jako fearie powinnaś doskonale zrozumieć, pani.

 - Owszem, bardzo dobrze to rozumiem – spojrzała mu w oczy. – Mogłabym poznać przyczynę tego nierozważnego zachowania? – rzuciła w stronę Chrisa.

 - Mój ojciec umarł, ponieważ został zdradzony. Ja i moja matka cały czas próbujemy się dowiedzieć, kto zdradził…

Przerwał mu perlisty śmiech Królowej.

 - Och, chodzi o tą starą sprawę? Plotki chodzą od tak dawna… Mogłaś się z tym zgłosić bezpośrednio do mnie. Ale, że wybrałaś demony, nie pomogę ci.

 - Czemu? Powiedz nam, kto to był. Pani – dodał szybko Chris.

 - Nie – warknęła w jego stronę. – I zachowuj się, jesteś na audiencji u Królowej Fearie. Mamy doskonałe sposoby na takich jak ty…

 - Nie wątpię – przerwał jej Tony. – Jednakże chciałbym prosić o małą wskazówkę… Albo chociażby powtórzenie jakiejś plotki.

 - Jesteś inteligentny – Królowa popatrzyła na niego swoim świdrującym spojrzeniem błękitnych oczu. – Rozumujesz jak typowe fearie. Mógłbyś się od niego uczyć, chociaż sam masz naszą cenną krew w żyłach – wtrąciła w stronę Chrisa, który poczerwieniał ze złości. – Skoro jednak taka uprzejma prośba została skierowana, mogę udzielić wam rady. Jednak ty – wskazała na Tony’ego. – Będziesz mi coś winny.

Maddie, Victoria i Chris spojrzeli na niego wyczekująco. Jeżeli się zgodzi, będą bliżsi niż kiedykolwiek rozwiązania zagadki, która trapiła Nephilim. Ale z drugiej strony dług u fearie, a w dodatku ich władczyni, nie oznaczał nic dobrego. Mimo wszystko skinął głową.

 - A więc dobrze. Zdradzę wam tylko, że niedługo będziecie mieli z tą osobą o wiele bliższe kontakty, niż byście sobie tego życzyli. I to dzięki nowo poznanej, specjalnej Przyziemnej.

Victoria wpatrywała się z niedowierzeniem w Królową, a jej usta wyszeptały bezgłośnie „Carly?!”.
*
Zapraszam do komentowania. Przyda się, wiecie jaka to zachęta? :D

~~GWMHJ

3 komentarze:

  1. no nie powiem, ale mnie zaciekawiło o co chodzi z Carly :)
    czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. W jednym zdaniu dwa razy napisałaś "miał", jednakże jestem na telefonie i nie mam jak wskazać ci gdzie dokładnie :(
    Tak szczerze miałam nadzieję na rozdział z perspektywy Carly lub Mike'a, ale cieszę się, że w ogóle on jest.
    Mam nieodparte wrażenie, że chodzi tu o rodziców Davida lub nawet o niego samego... Ewentualnie może w rodzinie Carly są "nefiołki" ;)
    ~ Olynte

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczarowana wraca do Internetów :D.
    Tony :D. Polubiłam chłopaczka i może nawet zastąpi Mike'a... No dobra, żarcik taki. Mikenators (XD) forever.
    Jak tak sobie wyobraziłam walkę z bohaterów z demonami to... No, wyglądałoby to wspaniale i opisane też jest bardzo profesjonalnie.
    Jejku, ta troska o siostrę :D. No pozazdrościć brata.
    Philip... A któż to taki? Mam nadzieję, że niedługo się dowiem :D.
    Fearie hazardzistka. Ciekawa cała ta sytuacja ze śmiercią taty Chrisa.
    Carly... Teraz zaprzyjaźniła się z Davidem - uch, chyba czas to zaakceptować :( - więc może to on. Od początku wydawał się takim wrednym typem *śmiech szatana*.
    Ale pewnie nas zaskoczysz jak zawsze ;). Czekam na nowe rozdziały. A z racji tego, iż jestem "chora" może pojawi się u mnie nowy rozdział. Jak znajdziesz chwile to zapraszam :D.
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń