01 stycznia 2016

Rozdział 29.

Pustka.
To właśnie czuła przez cały ten tydzień, wypłakując się w poduszkę, nieprzytomnie chodząc do szkoły i ignorując pytania rodziców, co się stało. Jej działania były pozbawione energii, zapału i wykonywała je niemal machinalnie. Mało się odzywała i spała, zamiast tego myślała. Nad Davidem, jego zachowaniem, usprawiedliwieniami, własną naiwnością, Mikiem i jego dystansem. A myślenie prowadziło do płaczu, więc starała się je ograniczyć. Na każdą myśl na ten temat wycofywała się, gorączkowo odszukiwała głupie wspomnienia ze szkoły, aż w końcu, nieświadomie, zajmowała się innymi sprawami.

 - Carly? – spytała raz mama, delikatnie pukając w uchylone drzwi do jej pokoju. – Mogę?

Carly podniosła się z łóżka. Wyglądała okropnie. Oczy miała zaczerwienione od płaczu i podkrążone od nieprzespanych nocy, włosy przetłuszczone i potargane, a twarz aż przerażała przez malujące się na niej przygnębienie. Mama dziewczyny zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek widziała córkę w tak złym stanie; prędko doszła do wniosku, że nie.
Podała Carly kubek z herbatą. Córka podniosła głowę i w milczeniu podziękowała kiwnięciem głowy. Gorąca herbata paliła w gardle, zabierając ze sobą przynajmniej chłód.

 - Okej, to może teraz mi powiesz, co się stało? – spytała mama, siadając na krawędzi łóżka, przy okazji poprawiając pościel.

Carly uśmiechnęła się krzywo, widząc ten znajomy gest. Może jednak nie wszystko wokół niej się rozpadło?

 - Zerwałam z Davidem – wykrztusiła po chwili.

Jej oczy prawie natychmiast wypełniły się łzami. To było zbyt świeże, a to stwierdzenie zbyt brutalnie skonfrontowało ją z rzeczywistością. Do tej pory balansowała na niebezpiecznie cienkiej linii pomiędzy załamaniem a zaprzeczeniem, a to zdanie odczuła jak mocne popchnięcie ku pierwszej stronie.
Matka westchnęła cicho, przygarniając do siebie Carly. Delikatnie zaczęła ją głaskać po plecach, pozwalając znowu wypłakać się córce w ramię.

 - Kochanie, wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale nie możesz się aż tak przejmować. Powiedziałaś „zerwałam”, a nie „rozstaliśmy się”, a to chyba oznacza, że to on coś przeskrobał, prawda? – Carly odsunęła się od mamy i lekko kiwnęła głową, pociągając nosem. – No widzisz, nie możesz się tak nad nim rozklejać. To on powinien żałować, że popełnił błąd, a nie ty. Nie możesz płakać tylko dlatego, że on posiada wady jak każdy inny człowiek.

 - Czyli… - spytała powoli, podnosząc głowę – …mam mu wybaczyć?

 - Niczego takiego nie powiedziałam! – zawołała matka, robiąc zmieszaną i rozbawioną minę. – Choć to zależy od tego, co zrobił. I czy było to aż takie straszne, że skazało go na separację od mojej wspaniałej córki.

Carly zaśmiała się szczerze, pierwszy raz od dłuższego czasu. Jej mama popatrzyła na nią z czułością typową dla zmartwionych matek i pocałowała w czoło.

 - Dzięki. – Carly delikatnie się uśmiechnęła.

 - Nie ma za co, kochanie. I pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. Z jakimkolwiek problemem – powiedziała, a Carly poczuła, że robi jej się cieplej od tak zwykłych, ale prawdziwych słów mamy, która cicho wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Mimo wszystko, trudno jej było dojść do siebie. Była tylko bardziej żywa i energiczna w domu, ale to i tak była duża zmiana. Przygnębienie jednak dopadało ją za każdym razem, kiedy wychodziła z domu, przerażona myślą, że mogłaby się natknąć na ulicy na Davida. Nie chciała mieć już z nim nic wspólnego, a jednak pragnęła go zobaczyć. Sprzeczne uczucia walczyły w niej, nie pozwalając przejść z problemem do porządku dziennego.
Potem do jej domu wpadła Victoria, wcześniej wyciągnąwszy od Mike'a szczegółowe informacje, jak ma dojechać. Na szczęście w domu nikogo wtedy nie było (tata w pracy, a mama z bratem na jakimś przyjęciu kolegi Tommy'ego), bo gdy Victoria wparowała do jej domu i zaczęła jej robić aferę, Carly sama pożałowała, że nie ma jej gdzie indziej. Atak przyjaciółki był niespodziewany, tym bardziej że Nocna Łowczyni postanowiła nie bawić się w przyziemne sposoby typu domofony, tylko stelą namalowała na drzwiach Znak otwarcia. Zastała Carly skuloną na łóżku ze słuchawkami w uszach i zaciśniętymi oczami. Na podłodze koło niej leżał zwinięty koc i poduszki. Victoria załamała ręce na ten widok, ale nie zamierzała odpuścić przyjaciółce. Podeszła do Carly, zastanawiając się, jaką taktykę obrać. Gdyby dziewczyna była Nocną Łowczynią, Victoria nie miałaby problemu z podejściem do niej, wyjęciem jej słuchawek i krzyknięciem prosto w ucho. A tak stwierdziła, że są jakieś granice. Ona przecież nawet nie zdawała sobie sprawy, że ktoś się wkradł do jej domu. Co prawda, to była jej wina, bo założyła słuchawki, które były jedną z najgorszych rzeczy dla Nocnego Łowcy. Osłabiały orientację, traciło się czujność i nie można było usłyszeć ewentualnego napastnika.
Victoria podeszła więc do niej i usiadła na skraju łóżka. Delikatnie położyła dłoń na ramieniu Carly, która momentalnie otworzyła oczy. Oczy zaczerwienione od łez. Carly szybko wytarła je ręka, po czym spojrzała na Victorię, cicho jęknęła i obróciła się w drugą stronę.
Dobra, trochę dyscypliny nie zaszkodzi, pomyślała Victoria.
Chwyciła ją za nogi i pociągnęła w kierunku skraju łóżka. Carly momentalnie otrzeźwiała i zaczęła próbować chwytać się czegoś rękami, ale wszystkie koce były na podłodze.

 - Bardzo śmieszne - mruknęła, już na posadzce.

 - Hmm, dla mnie owszem - odparła Victoria, wzruszając ramionami. - Wyglądasz okropnie.

 - Przynajmniej nie wyglądam jak ty – odburknęła.

 - Tak? A co jest takiego złego w moim wyglądzie? - spytała zaczepnie Łowczyni.

 - Wkurzające nic.

Choć trochę niechlujnie, Victoria jak zawsze wyglądała świetnie. Brązowe włosy były roztrzepane wokół twarzy, a zbyt duża skórzana kurtka, sięgająca jej prawie do kolan, dodawała jej tylko uroku. Spod jej podwiniętych rękawów błyszczały dwie bransoletki ozdobione małymi, czarnymi koralikami.

 - Wstawaj, wychodzimy.

Chwytając pomocną dłoń Victorii, Carly zdołała podnieść się na nogi. Zgarnęła koce i poduszki z podłogi, po czym byle jak pościeliła łóżko.

 - To gdzie idziemy? – spytała z rezygnacją.

Victoria uśmiechnęła się triumfalnie niczym jej boska rzymska imienniczka.

 - Na zakupy.

 - Myślałam, że Nocni Łowcy chodzą tylko w czerni – zauważyła Carly, kiwając głową w kierunku czarnej kurtki, którą Vi miała na sobie. – To twoja?

 - Nie, Chrisa. – Radośnie potrząsnęła głową. – Wścieknie się, kiedy zobaczy, że ją zabrałam. – Victorii błyszczały oczy, jakby myśl o złości jej chłopaka była wesołą niespodzianką. – Często pożyczam jego rzeczy z wieszaka – powiedziała, wzruszając ramionami. – Później, jeżeli nadarzy się jakaś akcja, musi się obyć bez nich. Mówi, że nie mogę brać jego rzeczy, ale w takim razie mógłby je brać do swojego pokoju, nie?

Zazdrość powoli zaczęła się wkradać do serca Carly, kiedy słyszała o szczęśliwym związku Victorii i Chrisa. Chyba musiało się to odznaczyć na jej twarzy, bo Vi szybko zmieniła temat rozmowy.

 - Wzięłam ją głównie dlatego, że jest ciepła – skłamała.

Tak naprawdę kurtka Chrisa miała o wiele więcej kieszeni i skrytek na broń niż jej własna. Niepozorne okrycie kryło w sobie mniej więcej tyle samo uzbrojenia co zwykły rynsztunek bojowy, choć, niestety, kurtka nie mogła w sobie pomieścić cinquedei. Zamiast tego zdołała tam pochować kilka sztyletów różnych długości, zaostrzony kołek i malutkie butelki z wodą święconą. Przygotowała wszystko głównie przez wzgląd na wampiry; tak naprawdę cały sprzęt miała tylko na wszelki wypadek. Nie spodziewała się ataku ze strony demonów czy innych Podziemnych. Jedyne, czego się obawiała to powtórny atak Dzieci Nocy. Nie wiadomo było przecież, czy nie spróbują jakiegoś nowego numeru. Oczywiście, oprócz tego całego uzbrojenia, miała swoje bransoletki…
Z drugiej strony, nie mogła pozwolić Carly użalać się nad sobą całymi dniami. Doskonale rozumiała jej sytuację i szczerze współczuła przyjaciółce. Wiedziała jednak, że jeśli nie weźmie sprawy w swoje ręce, obydwie nie dadzą sobie z tym rady. Jako Nocny Łowca zawsze miała gotowy plan działania, jednak w tym przypadku nie chodziło o zabicie kilku demonów, tylko pomoc bliskiej jej osobie. Mimo mętliku w głowie nie było opcji by się poddać. Wpajano jej to już od dzieciństwa i tego postanowiła się trzymać. Zagryzła wargę i przeniosła wzrok ze ściany na przyjaciółkę.

 - Chodź, musisz porzucić to swoje burrito nieszczęścia. - Wskazała na koc i poduszki. - Trzeba cię doprowadzić do porządku, bo za nic nie wyjdę z tobą na miasto w takim stanie. – Machnęła ręką.

Carly uśmiechnęła się słabo do przyjaciółki i ruszyła do łazienki za Vi, która zamaszyście otworzyła drzwi i, w przeciwieństwie do Carly, pewnie wkroczyła do środka. Postawiła przyjaciółkę przed lustrem jak szmacianą lalkę i przyjrzała się krytycznym okiem wszystkim widocznym kosmetykom oraz zawartościom szafek. Chyba nie do końca spodobało jej się to, co tam znalazła, ale pogrzebała w nich trochę i znalazła kilka wartych jej uwagi przedmiotów. Carly jęknęła cicho, kiedy Victoria obróciła się w jej stronę z chytrym uśmiechem i zabrała się do roboty. Po około dwudziestu minutach Carly mogła stanąć przed wcześniej zasłoniętymi lustrem i podziwiać efekty. Była pod wielkim wrażeniem zdolności Victorii, która zdołała skutecznie ukryć oznaki zmęczenia i rozpaczy, do tej pory ciągle goszczące na twarzy Carly.  Choć normalnie nie przepadała za makijażem, ten choć trochę pomógł jej poczuć się normalnym człowiekiem.
Zaczęła dziękować Nocnej Łowczyni, ale ta zbyła ją machnięciem ręki.

 - Kochana, dla mnie to drobiazg. – Mrugnęła do niej. – Coś muszę robić, żeby nie oszaleć w tym nudnym Instytucie - dodała ze śmiechem.

Carly nakreśliła kilka słów wytłumaczenia nieobecności na kartce dla rodziców i pospiesznie opuściła z przyjaciółką mieszkanie. Po przejściu kilku przecznic i dwóch przejażdżkach autobusami, w końcu dotarły do galerii odzieżowych.
Carly trudno było zachować ponury nastrój, kiedy widziała, z jakim zapałem Victoria podchodzi do zakupów. Ledwo dało się ją odciągnąć od Anthropologie i to tylko po to, żeby mogła pędzić do H&M.
W Desigualu Carly nie mogła się powstrzymać i chichotała, patrząc na Victorię, która przeglądała coraz bardziej absurdalne koszule i stroje. Właśnie wychylała się zza przebieralni, obracając się, by zaprezentować jakąś koszulę ze zwiewnej tkaniny, wyszywaną w egzotyczne wzory.

 - To ma być takie duże? – Zmarszczyła nos, przyglądając się za długim rękawom. – Poproś ekspedientkę o mniejszy rozmiar.

Carly skinęła głową i poszła szukać sprzedawczyni, choć wiedziała, że niepotrzebnie. Victoria na pewno nie kupiłaby niczego w tym sklepie; swoimi rozterkami ubraniowymi usiłowała jedynie rozbawić przyjaciółkę, za co Carly była jej wdzięczna.
 Zaczęła szukać wzrokiem ponad wieszakami i wystawami kogoś z obsługi, ale w oczy rzuciły jej się tylko trzy dziewczyny, wychodzące z torbami ze sklepu i jakiś chłopak, stojący przy stojakach na biżuterię. Wyglądał na zagubionego, przeglądając błyszczące bransoletki i naszyjniki, więc Carly wykluczyła go z listy ludzi chętnych do pomocy. Skojarzyła, że ekspedientka może być na zapleczu i podeszła do kasy. Nacisnęła dzwonek wzywający obsługę i usłyszała głośny komunikat dla pracowników sklepu, donośnie brzmiący na tle cichej muzyczki puszczanej w celu utrzymania miłej atmosfery. Nikt nie wychylał się dalej z zaplecza, Carly pochyliła się nad blatem, rozglądając niecierpliwie.
Po chwili jej uwagę przykuł nieznaczny ruch od strony drzwi wejściowych. Przeszedł ją dreszcz, więc potarła się z niepokojem po ramionach. Po chwili ulżyło jej, kiedy zauważyła, że to jakieś dziewczyny stanęły przed wejściem i przyglądają się tabliczce wywieszonej na drzwiach. Carly zmrużyła oczy i dostrzegła napis „OTWARTE” od wnętrza sklepu. Ale czy to nie oznaczało przypadkiem, że na zewnątrz widać „ZAMKNIĘTE”?
Dziewczyny stojące przed sklepem popatrzyły po sobie, po czym wzruszyły ramionami i ruszyły dalej, ku innym sklepom. Carly rozejrzała się szybko po sklepie, po czym kilkakrotnie nacisnęła dzwonek na ladzie. Gdzie ci pracownicy, kiedy są najbardziej potrzebni?

 - W czym mogę pomóc? – dobiegł ją zza lady melodyjny głos… głos, który znała.

Odwróciła się gwałtownie, tylko po to, by stanąć twarzą w twarz z postacią, której zdarzało się odwiedzać ją w koszmarach.
To był ten sam wampir, który kiedyś ją napadł. Carly wiedziała, że powinna zareagować – wrzeszczeć, wzywać pomocy, uciekać – ale stała jak zamurowana, a głos uwiązł w jej gardle.
Chłopak pochylił się w jej stronę, opierając się rękami o blat. Wyglądał strasznie, wręcz makabrycznie.  Krew spływająca z kącików jego ust stanowiła przerażający kontrast z jego mlecznobiałą skórą i jasnymi włosami. Ubrany był w całości na biało, może poza miejscami, które były poznaczone szkarłatnymi plamami. Uśmiechnął się kpiąco, obnażając ostre kły, niczym z jakiegoś horroru. Dopiero ich widok odblokował w niej możliwość reakcji: wrzasnęła, nie zwracając nawet uwagi na to, co krzyczy.
 - CARLY?! – dobiegło ją ze strony przymierzalni wołanie Victorii.
Chłopak od biżuterii spojrzał na nią, zaalarmowany krzykiem. Ruszył w jej stronę… a już po chwili leżał na podłodze jak długi, a nad nim przeskakiwał ktoś inny. Ktoś szybki, zwinny, wyglądający w ruchu niczym jasna smuga. Kolejny? Carly zaczęła się cofać, aż wpadła na wieszak z ubraniami. Upadła, uderzając głową w metalową rurkę, a pchnięty stojak potoczył się dalej dzięki wbudowanym kółkom.
Próbowała wstać, ale w głowie jej łupało. Coś szarpnęło ją do góry i już po chwili stała uwięziona w żelaznym uścisku wampira.

 - Czego chcesz? – Chciała na niego warknąć, ale brzmiało to chyba bardziej jak jęk.

 - Zapłacić. – Uśmiechnął się. Gdyby nie ta krew na twarzy, wyglądałby na niemal sympatycznego.

Zapłacić? W tej chwili nie miała siły by zgadywać, o co mu może chodzić.

 - Kim jesteś?

Wydawał się lekko zdziwiony tym pytaniem. Zaśmiał się cicho.

 - Nie rozumiem, do czego miałoby ci być to potrzebne.

 - Żebym mogła na ciebie nasłać gliny, gdy tylko się ciebie pozbędę – warknęła, próbując się wyrwać.

Zaśmiał się, tym razem głośno, i odepchnął ją do tyłu, przez co wpadła na kolejny stojak, ale na szczęście tym razem nie upadła. Usłyszała następny rechot – ten dobiegał z prawej. Po chwili ujrzała drugiego chłopaka – nie różnił się ubraniem od „głównego napastnika”, poza tym, że jego było czyste. Oprócz tego ten miał ciemne włosy, wręcz krucze. Przyciągał wzrok tak jak blondyn; było w nich coś niepokojącego, ale i hipnotycznego.

 - Colin, jeśli musisz wiedzieć. – Zgiął plecy w szyderczej imitacji ukłonu. – Na więcej informacji nie licz.

Brunet rzucił mu poirytowane spojrzenie, jakby mówiąc „Kończ to”. Colin go zignorował.

 - Lepiej idź po Łowczynię – rzucił, nawet się nie oglądając.

Brunet oddalił się szybko. Carly wpatrywała się z przerażeniem w Colina, który nie zwracał na nią żadnej uwagi, oglądając swoje paznokcie. Jej mózg zaczął szukać możliwości ucieczki. Gdyby tak udało jej się dobiec do drzwi, mogłaby uciec… ale przecież nie mogła zostawić ani Victorii, ani chłopaka, który leżał bezwładnie. Stała więc bez ruchu, czekając na rozwój wydarzeń.
Po chwili z przymierzalni dały się słyszeć hałasy; wojowniczy wrzask Victorii w innym momencie mógłby wydawać się zabawny, ale teraz napawał ją strachem. Brunet przyprowadził Łowczynię, trzymając ją za ramiona, przez co ręce, choć wolne, nie mogły niczego zrobić. Victoria bezradnie zacisnęła je w pięści. Na szczęście chyba nic jej nie zrobili. Carly dopiero teraz zauważyła, że dziewczyna zdążyła założyć na siebie kurtkę Chrisa.

 - Czego od niej chcecie? – zaczęła się dopytywać. – Po cholerę tu przychodziliście?!

Colin ruszył powoli w jej stronę, palcami sunąc po ladzie kasy.

 - Co tak ostro? Jeszcze nic wam nie zrobiliśmy…

Jego uśmiech był zły. Niepokojący. Przyciągający… Nie! Nie może się dać mu teraz rozproszyć! Musi szukać czegoś, co by mogło jej pomóc w danej sytuacji. Bez namysłu chwyciła jakiś niebiesko-zielony szal. Najchętniej obwiązałaby go dookoła szyi Colina i patrzyła jak się dusi, ale wątpiła, by wystarczyło jej do niego siły. Ale może gdyby zakryć mu nim oczy… mogłoby to dać szansę Victorii na uwolnienie.

 - Jeszcze nic nam nie zrobiliście? Wy? – parsknęła właśnie Nocna Łowczyni. – To jeszcze ja nie zaczęłam… - powiedziała, po czym szarpnęła ramionami do tyłu. Wampir nie poleciał do tyłu, jak można by się tego spodziewać, tylko lekko zatoczył się. Victoria wykorzystała szansę i zrobiła zamach. Z jej dłoni wyleciały czarne kulki… Czyżby koraliki z jej bransoletek?
Kiedy kulki uderzyły w głowę bruneta, roztrzaskały się i zaczęła się z nich wydobywać ciesz, która przy kontakcie ze skórą zaczęła syczeć, a na ciele momentalnie pojawiły się czerwone pęcherze.

Colin cofnął się, a na jego twarzy mignęło przerażenie. Po chwili znowu przybrał na twarz maskę wyrachowania i chłodnego spokoju.

 - Sprytne… - powiedział.

 - Nie tak jak to, że zamierziam odciąć ci głowę. – Victoria rzuciła się na niego, trzymając w dłoni ostrze. – Evamel! – krzyknęła, a sztylet rozbłysnął jasnym światłem.

Zamachnęła się na niego, ale ze śmiechem uchylił się. Victoria nie straciła jednak równowagi, zrobiła tylko pełen obrót i na nowo zaatakowała. Colin unikał każdego jej ataku, ale miał coraz bardziej ograniczone ruchy; Victoria nie rezygnowała, tylko coraz natarczywiej cięła w powietrzu sztyletem. Carly stała w miejscu, jakby jej nogi zostały przyłączone do posadzki. Obserwowała ich zabójczy taniec, jednocześnie podziwiając sposób, w jaki kluczyli między wszystkimi wieszakami, a ubrania latały wokół nich.
Nagle Colin zrezygnował z defensywy i przeszedł do ataku. Victoria, nieco zaskoczona tą nagłą zmianą, zatoczyła się do tyłu. Wampir z kolei wykorzystał wszystkie swoje atuty: szybkość, siłę i zwinność, przez co Nocna Łowczyni musiała zacząć się cofać. Ledwo udawało jej się unikać uderzeń. Colin zdołał chwycić ją za nadgarstek - trzymał jej rękę, ściskając coraz mocniej - aż w końcu Victoria upuściła sztylet, który upadł na podłogę z brzdękiem. W chwili, gdy nóż stracił kontakt z jej skórą blask ostrza zniknął. Colin zamachnął się na nią, a głowa Łowczyni poleciała do tyłu. Wampir obnażył kły i schylił się do szyi dziewczyny; Victoria zdołała się wykręcić i odepchnęła go, ale na jej ramieniu zostały krwawiące rany. Sięgnęła do nadgarstka, by oderwać jeszcze jeden koralik. Colin odskoczył od niej; szybko zlustrował ją wzrokiem i podskoczył do swojego kolegi, który powoli dźwigał się z ziemi. Brunet wyglądał okropnie – jedna połowa jego twarzy wyglądała na oparzoną, wykwitły na niej czerwone plamy, jakby ktoś mu tam przyłożył gorące żelazko; druga połowa była maską wściekłości. Chłopak już miał się rzucić na Victorię, która przeszukiwała kieszenie kurtki, kiedy Colin chwycił go za ramię i szepnął coś do ucha. Wampir wyglądał, jakby miał zamiar się kłócić, ale zrezygnował. Podniósł jeden stojak, jakby ważył tyle co poduszka i rzucił nim z całej siły w Victorię. Dziewczyna krzyknęła i przetoczyła się na bok, tak że wieszak przeleciał tuż obok niej.
Carly w końcu się otrząsnęła i podbiegła do niej. Pomogła przyjaciółce wstać, a ona bez słowa pobiegła w stronę zaplecza. Carly rozglądnęła się. Wampiry zniknęły.
Po chwili Nocna Łowczyni wróciła z zaplecza z pochmurną miną.

 - Zdążyli uciec. Z tyłu są drzwi ze schodami, a na wyższym piętrze przejście rozdziela się na trzy korytarze. Nie mamy szans ich teraz znaleźć.

Westchnęła po trochu z irytacją i ulgą.

 - Boże, jakim cudem jeszcze żyjemy? – zapytała Carly, opierając się o ścianę. Po chwili namysłu osunęła się po niej i usiadła na ziemi.

Victoria posłała jej szeroki uśmiech, chowając do kieszeni sztylet.

 - Tylko dlatego, że spodziewałam się czegoś takiego po tych knypkach. – Spojrzała z pogardą w stronę zaplecza, gdzie zniknął Colin i jego kolega. – Choć, prawdę mówiąc, było nieco gorzej, niż myślałam.

 - Tylko nieco?

 - Tak, w moich wyobrażeniach skutecznie używam kołka – powiedziała i kiwnęła głową w kierunku trzymanego w dłoni kawałka drewna, który zdążyła wyjąć z kurtki.

Po jej słowach na chwilę zapadło milczenie. Victoria rozglądała się po sklepie, przesunęła wszystkie stojaki na swoje miejsca i nagle jej spojrzenie padło na wieszaki z biżuterią.

 - O, cholera. – Podbiegła do – jak sobie nagle uświadomiła Carly – rannego chłopaka, który wciąż leżał na ziemi. Obróciła go na plecy i palcami szukała pulsu na szyi. Po chwili odetchnęła ulgą. – Żyje i wyjdzie z tego. Pewnie tylko rąbnął głową.

Carly kiwnęła głową. Choć nic nie zrobiła, jak uświadomiła sobie ze wstydem, była wyczerpana psychicznie.

 - Rozglądnę się po sklepie, może był tu ktoś jeszcze.

Victoria mruknęła coś potakująco i wróciła do ocucania chłopaka.
W przebieralniach nikogo nie było, tak samo jak w głównej części sklepu. Carly niepewnie weszła za ladę i skierowała się na zaplecze. A jeśli dalej się tam chowają?, pomyślała ze strachem. Potrząsnęła głową. Nie mogła dać się im zastraszyć. Przeszła dalej i rozejrzała się po pomieszczeniu: było małe, zawalone półkami, na których leżały pudełka z ubraniami. W kącie stały dwa zepsute stojaki bez kółek.
Chyba czysto, pomyślała, cofając się do wyjścia. Nagle zamarła. Spomiędzy szarych kartonów wystawała ręka. Carly podbiegła i odsunęła pudełka, odsłaniając ciało kobiety. Na oko liczyła sobie ponad trzydzieści lat. Miała ciemne włosy i takąż cerę; była ubrana w sklepowy uniform z identyfikatorem. Kiedy Carly nachyliła się, by zmierzyć jej puls, kobieta – Dakota, jak przeczytała z napisu na koszuli – jęknęła cicho i otworzyła oczy. Carly pomogła jej usiąść i oprzeć się o ścianę.

 - Co… co się stało? – wymamrotała kobieta. – Zrobiło mi się nagle ciemno przed oczami… Jezu, ale mnie wszystko boli.

Carly nie wiedziała, co powiedzieć. Przed chwilą do sklepu wtargnęli dwaj chłopcy, którzy, tak nawiasem mówiąc, są wampirami. Moja przyjaciółka Nocna Łowczyni próbowała ich powstrzymać, ale w końcu uciekli. Została pani jedną z potencjalnych ofiar.
Dakota skierowała na nią pytające spojrzenie.

 - Co się stało?

 - Już wszystko w porządku. Dobrze się czujesz?

 - Tak, tylko ta głowa… i szyja. Musiałam nieźle uderzyć. – Westchnęła i nagle sobie o czymś przypomniała. – Co ze sklepem? Jeśli coś się stało, szef mnie zabije… - jęknęła.

 - Nie, wszystko dobrze. Może chcesz się sama przekonać?

Dakota skinęła głową i chwyciła za rękę Carly, żeby pomóc sobie przy wstawaniu. Dziewczyna zaprowadziła ją do wnętrza, gdzie usiadła na pierwszym lepszym krześle.
Victoria podeszła do nich.

 - Wszystko w porządku? – spytała.

 - Tak, tak – odparła niecierpliwie Dakota. – Co tu się stało?

 - Nie do końca wiemy. Weszłyśmy do sklepu, bo zobaczyłyśmy przez szybę chłopaka leżącego na ziemi. – Wskazała ręką nastolatka, który teraz chodził po sklepie i rozgorączkowany rozmawiał przez telefon. – Nikt nic nie robił, więc pomogłyśmy mu, a potem się natknęłyśmy na ciebie.

 - Ale kto tu był? – Dakota nie ustępowała. – Może sama się uderzyłam w głowę, co?

 - My nie wiemy. – Victoria wzruszyła ramionami. Jak udawało jej się tak sprawnie kłamać? – Radzę pani wezwać policję. My już pójdziemy.

Victoria odwróciła się w stronę wyjścia, ciągnąc Carly za sobą.

 - Ale zaraz! – Dakota zeskoczyła z krzesła i podeszła do nich. – Przecież policja będzie chciała zebrać pani zeznania… - zaczęła, ale Vi jej przerwała.

 - Jest pani pewna, że chce pani nas zatrzymać?

Uniosła, niby mimochodem, rękę do góry, ukazując Znak perswazji, który Carly już widziała. Oczywiście, ekspedientka nie mogła go ujrzeć. Jej spojrzenie zamgliło się lekko, ale pokręciła głową.

 - Nie, masz rację. Możecie iść. Dziękuję za pomoc. – Uśmiechnęła się nieprzytomnie. – Miłego dnia.

Pomaszerowała do sklepu, a Victoria i Carly wyszły na ulicę. Odetchnęły z ulgą.

 - To było straszne – powiedziała Carly.

Victoria na nią spojrzała z rozbawieniem.

 - Daj spokój, to tylko Przyziemna. – Wzruszyła ramionami. – To była bułka z masłem.

Carly skrzywiła się lekko, ale nic nie powiedziała. Spytała jej natomiast:

 - Te bransoletki… co to było?

 - Mają w sobie wodę święconą. - Przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko. – Łatwo się rozwalają, a wtedy święconka rozlewa się na wampiry.

 - Niezłe – przyznała Carly.

 - Ta koszulka jest lepsza. – Victoria rozchyliła poły kurtki, ukazując wcześniej przymierzaną koszulę. – Wampiry musiały jakimś cudem odłączyć zasilanie różnych urządzeń w tym sklepie, nawet bramek wejściowych. A babka powiedziała, że mamy sobie iść. Ja tylko słuchałam jej poleceń.

Z szerokim uśmiechem na twarzy obróciła się dookoła, po czym ruszyła dalej ulicą.

**********************************

Łał, długi mi wyszedł XD Wyjątkowo :3
Jako, że jest 01.01, pozostaje mi życzyć wam fantastycznego nowego roku 2016! <3 I sobie częstszego dodawania rozdziałów :’)
~~GWMHJ

7 komentarzy:

  1. Świetny! Czekam na kolejny! :D
    Szcześliwego Nowego Roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział :D Lubię Vi. Mam nadzieję, że będzie coś więcej o niej :)

    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)
    Dziękuję :) I Tobie też życzę, żeby ten rok był fantastyczny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział :)
    Czekam na kolejny rozdział.
    Szczęśliwego Nowego Roku :*
    Pozdrawiam i życzę weny / Allie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny. Wiem ze to musialo byc straszne przezycie dla Carly, ale moze dalaby szanse wytlumaczyc sie Davidowi. I nie wierze ze Victoria ukradla cos ze sklepu, to nie podobne do Nocnych Lowcow. Carly jest fajna i znajdzie sobie kogos lepszego, choc byli naprawde slodka para. A i jeszcze cos... Nie moglam sie doczekac kolejnego rozdzialu i mam nadzieje ze nastepny bedzie juz niedlugo. Szczesliwego nowego i weny. Pa pa

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny :) mam nadzieję że za niedługo znowu pojawi się kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle świetnie ;) mam nadzieję, że Carly pozbiera się po zerwaniu z Davidem.
    Kocham Vi, jest cudowna! Oby więcej o niej.
    Sprawa wampirów jest dość niepokojąca. Mam nadzieję, że za niedługo się wyjaśni :)
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam Cię do LBA! :) Szczegóły tutaj: zuziamro.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń