03 kwietnia 2015

Rozdział 18.

Okay, macie (jak dla mnie nie niezbędny) rozdział, bo ze wszystkich stron ogłuszyły mnie okrzyki „WIĘCEJ DARLY!” ;-;
I chciałam wam bardzo, ale to bardzo podziękować. Założyłam tego bloga 3 grudnia, z założeniem, że pewnie się nikomu nie spodoba. Dzisiaj, dokładnie 4 miesiące później, jest już (w momencie, gdy to piszę xd) 15 607 wejść ;o Musiałam to powiedzieć, jako, że jestem straszną chwalipiętą <3 XD Z tą liczbą wejść, myślę, że wyrabiam normę :3 Czyli jest dobrze ;)
Rozdział dedykuję mojemu koledze/przyjacielowi z klasy, Patrykowi, który w końcu ruszył tyłek i przeczytał moje opowiadanie xD Z góry dodam, że postać Quentina jest na nim wzorowana :’)

**************************

David szedł szkolnym korytarzem, trzymając za rękę Carly. Nie mógł się powstrzymać i znowu na nią zerknął. Napotkał jej spojrzenie i lekko wzmocnił uścisk dłoni. Podszedł do grupki osób z ich klasy i od razu przywitały go (a przy okazji Carly, która ostatnio stała się wśród nich mile widziana) głośne okrzyki. Jego dziewczyna skrzywiła się na to, a on roześmiał się w myślach.

 - Wreszcie zaszczyciłeś nas swoją obecnością – powiedział przesadnie głośno Patrick.

Miał na sobie rażącą po oczach żółtą bluzkę z nadrukiem i spodnie o równie intensywnym kolorze zieleni. Jego włosy były postawione na niemożliwie dużej ilości żelu. Stanowił zupełne przeciwieństwo Davida, który najczęściej wybierał dla siebie ciemne ubrania, a dzisiaj miał nawet na sobie czarną koszulę do czarnych porwanych dżinsów.
David już miał coś odciąć, ale stwierdził, że nie warto. Zamiast tego powiedział:

 - A i owszem. Z przyjemnością – skłamał. - …zapraszam was na imprezę dzisiaj wieczorem, u mnie.

Nie musiał długo czekać na ich reakcję. To jak wręczenie dziecku paczki cukierków, pomyślał. Mała bzdura, a ich cieszy. Taylor spojrzała na niego kątem oka i mrugnęła. David lekko się uśmiechnął, zastanawiając się, jakim cudem ona może myśleć, że go zainteresuje. Nawet nie mógł spojrzeć jej w twarz, bo przykrywały ją tony makijażu.

 - Kto jeszcze będzie? – zapytał Josh, co należało przełożyć na pytanie „Jakie inne ładne dziewczyny jeszcze zaprosiłeś?”.

 - Nikt – odparł spokojnie, a widząc rozczarowaną minę chłopaka, uśmiechnął się kpiąco w myślach. Dodał: - Liczyłem, że zrobicie mi reklamę. Im nas więcej, tym weselej, nie?

Patrick walnął go swoją wielką łapą po plecach.

 - No nie, nie ma mowy, żeby mnie tam zabrakło – powiedział głośno.

David zauważył, że Carly szepnęła w stronę swoich butów „Szkoda”. Roześmiał się, a widząc spojrzenie Patricka, udał, że to z powodu jego przyjścia. Chłopak odwrócił się w stronę tłumu, który zdążył się już zebrać na korytarzu i krzyknął, przykładając teatralnie ręce do ust:

 - UWAGA, LUDZIE! – kiedy parę osób odwróciło się w jego stronę, odrobinę zniżył głos. – David – objął chłopaka ramieniem i przyciągnął do siebie. – robi dzisiaj imprezę u niego w domu!

Na te słowa więcej osób się odwróciło. Patrick nie dał po sobie poznać, że zauważył jakieś poruszenie i kontynuował.

 - Wszyscy jesteście zaproszeni!

David odchrząknął, szturchając Patricka ramieniem, po czym oznajmił spokojnie:

 - Jak to ujął już mój kolega… - spiorunował Patricka wzrokiem. - …organizuję małą imprezę u siebie. Wbijajcie, o ile chcecie. Podadzą wam adres – machnął ręką w kierunku kolegów, po czym zaczął sobie torować drogę przez tłum, który zaczął gorączkowo szeptać.

David nie musiał czytać w myślach, żeby wiedzieć, o co im chodziło. Chłopak, który powinien być w drugiej klasie i nie wiadomo, dlaczego nie przeszedł, robi imprezę we własnym domu. Jakby myśleli, że poznając wygląd mojego mieszkania, dowiedzą się czegoś, pomyślał rozbawiony.
Podszedł do Carly i jego twarz rozjaśniła się na jej widok. Siedziała na ławce tyłem do niego, pochylona nad czymś. Stanął jakiś metr od niej i po raz tysięczny zaczął się jej przyglądać. Była średniego wzrostu. Szczupła i smukła. Jasne, proste włosy z ciemniejszymi końcówkami, które teraz opadały jej na twarz. Brązowe oczy, ani ciemne, ani jasne. Delikatne różowe usta. Lekko zadarty nosek. Dla innych – nic specjalnego. Ale jemu wydawała się piękna. Nawet nie wydawała, poprawił się w myślach. Ona po prostu była piękna.
Inni faceci w jego wieku szukali dla siebie lasek, które uważali za wygodne. Ale on zadawał sobie pytanie, co takiego pięknego jest w makijażu, który te dziewczyny masami nakładają na twarz, co takiego jest w sztucznych piersiach, jeżeli podczas randki ciążyła niezręczna cisza? Carly była inteligentna, zabawna, ale także potrafiła komuś dopiec.
Usiadł obok niej na ławce i odgarnął jej za ucho kosmyk włosów, który swobodnie opadał na jej twarz. Na kolanach trzymała książkę, nie przerwała czytania, ale się uśmiechnęła.

 - Carls – powiedział. Uwielbiał obserwować ją, kiedy tak się do niej zwracał. Od razu na niego zerknęła. Zawsze jej uśmiech stawał się wtedy szerszy, a w oczach rozbłyskały podekscytowane iskierki.

 - Tak? – odparła, ponownie kierując spojrzenie na książkę.

 - Przyjdziesz dzisiaj, prawda? – spytał z nadzieją.

 - Nie wiem…. – spojrzała na niego niepewnie. – Po co?

 - Ej, chyba nie zostawisz mnie samego z tymi idiotami? – odparł rozbawiony. Rozparł się wygodniej na ławce i założył ręce za głowę.

 - Skoro uważasz ich za osoby o niskim poziomie intelektualnym, to po co je zapraszasz? – spytała, nadal śledząc tekst wzrokiem.

 - Chcę się oderwać od rzeczywistości. Od problemów. Takie tłumy idealnie się do tego nadają – zamyślił się. – I oczywiście chcę poczuć się ponad przeciętnie inteligentny. Nie, żebym rzadko się tak czuł.

Carly z trzaskiem zamknęła książkę i popatrzyła na niego z mieszaniną rozdrażnienia i rozbawienia.

 - Przez ciebie nie mogę się skupić! – mruknęła.

 - Rozpraszam cię? – spytał, a jego poziom zadowolenia nagle wzrósł.

Potrząsnęła głową.

 - Odbieram to jako gest poirytowania, a nie zaprzeczenie – kontynuował.

 - Dobra, okay, przyjdę – podniosła ręce do góry, poddając się.

Podniósł się, chwytając ją za ręce i podrywając do góry. Zakręcił nią, a Carly się zaśmiała i spytała:

 - Tańczyć też umiesz?

 - Oczywiście. Jestem przecież człowiekiem wielu talentów – odparł.

 - Pójdziemy do ciebie od razu po szkole? – spytała, chwytając go za rękę. – No wiesz, pomóc ci coś przygotować?

 - Myślałem, że najpierw będziesz chciała iść do siebie do domu, przebrać się czy coś – powiedział.

Carly popatrzyła na niego z politowaniem, potrząsając głową. Machnęła ręką, wskazując na siebie.

 - Czy ja ci wyglądam na osobę, która koniecznie musi się przebrać przed jakąkolwiek imprezą?

 - A czy ja ci wyglądam na organizatora jakiejkolwiek imprezy? To będzie moja impreza, co zmienia postać rzeczy – odparł, uśmiechając się.

 - Widać nie zmienia to też twojego ogromnego ego – odparła ze śmiechem.

 - Ani trochę – potrząsnął głową.

*

Carly siedziała na kanapie w salonie Davida, obciągając sukienkę, w którą ostatecznie się przebrała. Była to jedna z jej dwóch sukienek (osobiście żyła w świecie spodni), koloru grantowego, prosta i sięgająca jej ponad kolana, na ramiączkach. Ta sukienka została jej kupiona parę lat temu, więc była na nią troszeczkę za mała, ale David, który przekopał wszystkie jej szafy w poszukiwaniu „odpowiedniego” stroju, prosił ją, żeby ją włożyła, argumentując, że ma urodziny. Kiedy on był zajęty przeszukiwaniem jej pokoju, ona leżała na kanapie, przeglądając jakiś magazyn, więc w końcu się zgodziła.
Do mieszkania zaczęli przybywać powoli ludzie, rozglądając się na wszystkie strony. Westchnęła w duchu, czując, że obejmuje ją jakaś ręka. Odwróciła się i zobaczyła Davida, który przysiadł się obok niej, w drugiej ręce trzymając kieliszek.

 - Nie wiedziałam, że wystawisz alkohol – skrzywiła się.

 - No coś ty – odparł. – Popiliby sobie i po kwadransie z mieszkania nie byłoby co zbierać. To jest mój tajemny składzik. Wszystko pochowałem – mrugnął porozumiewawczo.

 - W takim razie po co w ogóle pijesz?

 - Żeby za szybko nie stracić cierpliwości i nie wywalić stąd wszystkich na zbity pysk – odpowiedział, przeczesując ręką włosy.

 - A gdzie jest Alex? – spytała, żeby zmienić temat.

 - Ten weekend spędza u taty – skrzywił się, jakby spróbował czegoś niesmacznego.

 - Ej, spoko. Przecież nic się nie stanie – odparła łagodnie. Nie wiedziała dokładnie, na czym polega problem z jego ojcem, ale nie wnikała. Jeżeli będzie chciał jej powiedzieć, to zrobi to.

 - Wiem – westchnął. – Po prostu… - powiedział, ale przerwały mu krzyki rozlegające się z okolic przedpokoju. David niechętnie wstał, rzucił jej znużone spojrzenie i udał się w ich stronę. Po chwili z głośników, które były wszędzie poustawiane, popłynęła szybka muzyka, tłumiąca inne odgłosy.

Kiedy Carly po raz kolejny została zaczepiona przez jakiegoś chłopaka, którego w ogóle nie znała i który pytał, czy ma jej przynieść coli, westchnęła i wyszła z głównego pokoju. Przeszła korytarzem i otwarła drzwi, które, jak dobrze pamiętała, prowadziły do pokoju Alexa. Odetchnęła z ulgą i usiadła na niskim łóżku.
Miała już wszystkiego dość. Mieszkanie było pełne ludzi, którzy kłębili się w nim już pół godziny. Co chwila dochodziły ją narzekania, że nie ma czegoś porządnego do picia. Wyszłaby stamtąd od razu, ale została ze względu na Davida. Nie chciała go zostawiać samego, choć wielkiego wsparcia i tak mu nie okazywała. Zastanawiając się, czyby nie zadzwonić po Victorię, ponownie obciągnęła sukienkę. Nie przywykła do jej noszenia, więc teraz wydawało jej się, że jest stanowczo za krótka.

 - Och, więc tu się ukryłaś – dobiegł ją głos od drzwi.

 - Chwili spokoju mieć nie można? – jęknęła. Odwróciła się w stronę osoby, która śmiała zakłócić jej moment ciszy i jej twarz się od razu rozchmurzyła. – Quent!

 - Przynajmniej ty pamiętasz moje imię – powiedział, szczerząc się.

Ubrany był w to samo, co miał na sobie w szpitalu. Od razu polubiła go bardziej. Dzisiaj jego skóra miała normalny, cielisty odcień. Żaden niebieski. Mężczyzna spostrzegł jej spojrzenie i uśmiechnął się chytrze.

 - Dzisiaj nie widzisz mnie normalnie, co nie?

 - Tak – przyznała. – Dlaczego? – zaciekawiła się.

 - Nałożyłem silniejszy czar – odparł z namysłem. – Ale spróbuj się skupić, może uda ci się go przejrzeć. Skoncentruj się.

Opuściła wzrok z jego twarzy i zatrzymała się na jego dłoni. Wpatrywała się w nią nieustannie, aż w końcu wyobraziła sobie Quentina, który stoi tylko za kurtyną, tak jakby stał na scenie w teatrze. Siłą woli odgarnęła ciężki materiał zasłony na obie strony i aż zachłysnęła się ze zdziwienia. Quent stał przed nią, tak samo jak przed chwilą, ale teraz jego odsłonięta skóra miała niebieski odcień.

 - Łał – powiedziała cicho, wciągając cicho powietrze.

 - Udało ci się? – spytał ze zdziwieniem, jednocześnie uśmiechając się szeroko. Włożył ręce do kieszeni i powiedział: - Jeszcze trochę i skończą mi się wszystkie zaklęcia chroniące.

Wyjął prawą rękę z kieszeni i pstryknął. Drzwi za nim otworzyły się na oścież i wpadł zza nich David. Zarumienił się, jak nigdy i westchnął.

 - No wiesz co, Quent? Jak mogłeś odmówić mi tej przyjemności wejścia do pokoju i krzyknięcia „O wszystkim wiem!”?

 - Podsłuchiwałeś – powiedziała oskarżycielsko Carly.

 - Od kiedy wiesz, że tam stoję? – spytał Quenta David. – I skąd wiedziałeś, że robię imprezę?

- Odpowiadając na pytanie, które było pierwsze w kolejności, powiem, iż od paru minut. Jak na Nocnego Łowcę stać cię na więcej – zmierzył go nieprzychylnie wzrokiem. – Kiedyś za nic bym nie rozpoznał, że tam jesteś. A co do drugiego pytania, nie jesteś moim jedynym informatorem.

 - Pracujesz dla niego? – spytała Carly z niedowierzeniem. Jej wzrok biegał od jednego do drugiego, a ona w końcu zaczęła rozumieć, skąd się znają. Przynajmniej dało jej to pewne pojęcie o tym, co się z nimi działo.

 - Nie tylko – chłopak wzruszył ramionami. – Nie mało jest takich, którzy dobrze zapłacą za świeży dostęp do informacji.

Carly zamurowało, więc po prostu wpatrywała się w kolorowe ściany, próbując zająć myśli błahymi sprawami. Nie do końca wiedziała, czemu widomość o tym, że David jest swego rodzaju szpiegiem tak nią wstrząsnęła. Przecież musiał jakoś zarabiać. Zielona ściana była pomalowana w poziome pasy, każdy innego koloru. Dlaczego prawda tak nią wstrząsnęła? Skierowała spojrzenie w dół i dostrzegła, że pościel, na której siedziała jest pomalowana w samoloty.
David usiadł koło niej i objął ją ramieniem.

 - Hej… - spojrzał na nią z troską, a ona położyła głowę w zgięciu jego szyi. Przyłożył delikatnie dłoń do jej podbródka i przytrzymał tak, żeby na niego spojrzała.

 - Wychodzimy – Quentin nagle chwycił Carly za ramię i podniósł, po czym skierował ją na korytarz.

 - Hej! – zaprotestowała.
Quent obejrzał się na Davida i powiedział:

 - Ty też. Wychodzimy stąd, zanim zaczniecie się migdalić – rzucił, nie puszczając jej ramienia, po czym spiorunował ją wzrokiem.

Idąc korytarzem, jakby na ironię, spostrzegli blisko bardzo zapalczywie całującą się parę. Dziewczyna stała oparta o ścianę, a chłopak trzymał ręce na jej biodrach. Carly parsknęła śmiechem, a Quent westchnął.

 - Boże, żyje już tyle lat, więc powiedziałby ktoś, że powinienem przywyknąć – minął parę, rzucając im potępiające spojrzenie.

 - Czego od nich chcesz spytała? Są młodzi i na imprezie… - po czym skrzywiła się i dodała: 
- Brzmię jak własna babcia.

 - Od jakich „nich”? – spytał czarownik. Puścił ją i poszedł w stronę stanowiska didżeja, bo ktoś skombinował sprzęt. – Jak na razie chcę tylko od tych ludzi zgromadzonych tutaj, by wyłączyli tą gównianą muzykę.

Zdecydowanym krokiem podszedł do sprzętu. Chłopak, który siedział obok na krześle podniósł na niego wzrok, po czym bez słowa wstał i odszedł w głąb pokoju, rzucając za siebie zlęknione spojrzenia. Quent z uśmiechem zadowolenia usiadł na zwolnionym krześle, zerknął na płytę, która była odtwarzana i się skrzywił. Pstryknął palcami i nagle w jego ręce pojawiła się inna płyta.

 - Zamknij usta, bo wyglądasz głupio – rzucił w stronę Carly, nie odrywając wzroku od płytki. Sprawdzał, czy przypadkiem nie jest porysowana.

Dziewczyna zamknęła usta, które nieświadomie otworzyła ze zdziwienia. Usiadła na jakimś krześle niedaleko, wpatrując się w mężczyznę.

 - Jak można używać czegoś takiego – westchnął.

Zacisnął oczy, skupiając się. Mruknął coś pod nosem i tuż przed nim na stole pojawił się lepszy i nowy sprzęt muzyczny. Głośniki, słuchawki i mikrofon w mgnieniu oka pojawiły się, jakby już wcześniej się tam znajdowały. Obok pojawiło się pudełko, w którym znajdowały się płyty.

 - To twoje? – spytała, wskazując na wszystkie te rzeczy.

 - Płyty owszem. Ale sprzęt nie. No coś ty, kto trzyma takie rzeczy w domu? – spojrzał na nią jak na wariatkę.

 - To skąd je masz? – spojrzała na niego podejrzliwie.

Gdy Quent nadal milczał, spytała ponownie:

 - Ukradłeś? Nie mów, że tak.

Spojrzał na nią i machnięciem głowy odgarnął włosy z twarzy.

 - Skoro mam nie potwierdzać twoich domysłów, zamilknę jak nigdy – zwrócił się w stronę  płyt, wyjął z aparatury jedną, po czym wstawił na jej miejsce swoją.

 - Co z wami jest? – jęknęła. – Najpierw Mike, teraz ty…

Gdy muzyka na moment ucichła, od strony parkietu, gdzie trochę osób tańczyło, rozległy się krzyki oburzenia, lecz Quent tylko wstał i krzyknął:

 - LUDZIE! Jak można słuchać takiego chłamu jak to, co było przed chwilką puszczone?! – gdy ludzie zaczęli na niego ryczeć, uniósł ręce do góry i kontynuował. – Dla tego postanowiłem was od tego wybawić. Przed wami ostatni utwór na drugim albumie „Meteora” z dwa tysiące czwartego roku, pod tytułem „Numb” zespołu Linkin Park! – zawołał, jednocześnie puszczając muzykę. 

Piosenka rozlała się po całym mieszkaniu, aż w końcu ludzie zatracili się w niej, od czasu do czasu rzucając tylko w stronę czarownika niechętne spojrzenia. Od tego czasu puszczał muzykę, na którą na szczęście nikt się nie skarżył. Kiedy puścił wolniejszy utwór Lany del Rey, David podszedł do niej i poprosił ją do tańca. Przyjęła jego dłoń i powiedziała:

 - Już myślałam, że w ogóle nie zapytasz.

W odpowiedzi uśmiechnął się tylko czarująco i pociągnął ją na środek miejsca, które teraz można było nazwać „parkietem”. Położył rękę na jej talii, a drugą chwycił jej rękę. Ona wolną dłoń oparła na jego ramieniu. David zaczął powoli stawiać kroki i na jego twarzy odbiło się zdziwienie, kiedy spostrzegł, że bez trudu dotrzymuje mu kroku.

 - Nie wiedziałem, że umiesz tańczyć – pewniejszym krokiem zaczął sunąć po parkiecie.

 - Ćwiczyłam kiedyś – odgarnęła ręką kosmyk włosów, który opadł na jej oczy.

Byli jedną z kilku par w tłumie. Co najmniej połowa gości zeszła, wybierając bezpieczną opcję napicia się czegoś, zamiast ośmieszenia w tańcu. Pozostałe pary praktycznie pozostawały w miejscu, tuląc się do siebie. David i Carly sunęli wokoło  nich, swobodnie rozmawiając i uśmiechając się do siebie.
Oboje chcieli, by ta chwila trwała wiecznie.

******************
Koniec taki sztuczny, że rzygam tenczom ;-; (nie czepiajcie się, specjalny błąd xd)
Mam nadzieję, że się podoba :3 Czekam na komentarze z ewentualną krytyką :D
~~GWMHJ

12 komentarzy:

  1. Boże... Co tak słodko, co? :D a gdzie Mike? Ja go chcę tu i teraz! <3 a co do tego rozdziału, to nawet niezły ;) ale były lepsze, już się nie mogę doczekać następnego!

    A no i życzę Wesołego Jajka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O żesz ty! Ja chyba zwymiotuje!!! Błagam słodko, bo słodko ale bez przesady! Za dużo tej słodkości!! Nie chcę nikogo obrazić, ale Quent umie wszystko zepsuć!! Liczyłam na coś więcej a oni tylko się przytulili i Quent wkracza do akcji -,- Pff ten rozdział niezbyt mi się podoba, ale wciąż czekam na następny!! Duuuużo weny!!
    Pozdrawiam ~Katniss

    OdpowiedzUsuń
  3. Quent ♥ Czarownicy są zawsze tacy... aww :3 No i oczywiście wielkie uradowanie, za Linkin Park ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Imprezka u mojego wroga xd. Nie no, żartuję... Chyba już mi przeszło :'). Nawet go polubiłam - jak mogłaś mi to zrobić, ty potworze xd.
    100 lat David - czy to przypadek, że ma urodziny rego samego dnia co Tusia? :')
    Jestem ciekawa kim jest ojciec Davida...
    Serio, jak ja lubię Quenta (tak to się odmienia? Xd). I słucha Linkin Park *-*. No, cholera, ideał :').
    Aj tam, cicho, dobra końcówka xd. Słodko *-*.
    Rozdział genialny, nie wiem czemu miałoby być inaczej :'D.
    Pisz szybko (ty masz pisać jak błyskawica, ja będę dodwać rozdziały co miesiąc #rzycie).
    Wenyy :***

    OdpowiedzUsuń
  5. pierwsze zdanie piszcze drugie wrzeszcze trzecie pieje czwarte mdleje. ale slodko awwww ale Quent schrzanil sprawe mialam nadzieje ze (chociaz) sie pocaluja a tu... poza tym jak zwykle cudownie. duzo weny i... WIECEJ DARLY

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! DARLY *__________*
    Kocham to jak piszesz! Nie będę się rozpisywać, bo jeszcze nie ochłonęłam po rozdziale....
    I teraz pytanie: DLACZEGO ONI SIĘ NIE MIGDALILI?!?!?!
    Nie bierz tego do siebie, ale jestem walnięta... Tego nie skumasz ^^
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!
    Weronika W.

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany, ja jak zwykle opóźniona xD. Powiem jedno: DARLY <3 Jejciu, ale się słodko zrobiło, normalnie mam cukier w ustach! Quent, wiesz, że cię kocham, ale czemu musiałeś wszystko zepsuć?! Noż kurde no... Zabić to mało! Scena na końcu nie była zła, tylko słodka, jak cukierek ( zresztą, cały rozdział taki) <3. Jeny, ale wykrzykników w tym moim komentarzu, to wszystko przez emocje... No nic, weeeny życzę ;3
    PS: to teraz może rozdział z Amandą i z Miki'em? W każdym razie, Mike musi być xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Boziu, jak słodkooo <3 Następnym razem Quent nie może zniszczyć takich pięknych momentów. Boski rozdział, ale szczerze liczyłam na coś więcej niż taniec. Ale i tak było super (jak zawsze zresztą). Zaje****** piszesz. Oby tak dalej, dużooo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam takie pytanie :
    Dlaczego do cholery nie piszesz szybciej ? Ja tu umieram z baku akcji. Możesz nawet napisać że się rozpadną a ja i tak będę czytać do końca :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć przeczytałem wszystkie rozdziały w jeden dzień i mówię ci że piszesz fantastycznie czekam na kolejne rozdziały i nowe wątki!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś nominowana do tagu książkowego ;)
    Szczegóły tutaj http://booksybooksyinietylko.blogspot.com/2015/04/book-tag.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyno kiedy nowy rozdział?! Ja co godzinę sprawdzam czy dodałaś. Nie mogę się doczekać. !!

    OdpowiedzUsuń