07 maja 2015

Rozdział 20.

Nie mam nic do dodania :D Czytajcie *w*

***************************

Mike rozciągnął się na łóżku w swoim pokoju w Instytucie, ziewając głośno. Wczoraj trenował ze swoim parabatai do upadłego, więc niektóre mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. Wstał i przeszedł do łazienki, po czym przeglądnął się przelotnie w lustrze. Potargane włosy trochę przyklapły, ale nie przejął się tym. Nie był żadnym przyziemnym modelem, żeby mogło go to interesować. Zrzucił z siebie piżamę i wszedł pod zimny prysznic – jakoś nigdy nie przejmował się włączaniem ciepłej wody – i umył się szybko. Gdy wyszedł do pokoju, już ubrany w strój do ćwiczeń, sięgnął po stelę i narysował sobie na przedramieniu jeden ze Znaków, który, jeżeli nie będzie musiał brać udziału w żadnej akcji, powinien wytrzymać cały dzień.
Wyszedł z pokoju i poszedł w kierunku kuchni, żeby przygotować sobie coś na śniadanie. Sięgnął do lodówki, która była jednym z najnowocześniejszych sprzętów w Instytucie i wyjął z niej dżem. Usłyszał kroki, dochodzące z korytarza i bez odwracania się powiedział:

 - Dżem się kończy.

 - Co ci mam na to poradzić? – odparła Victoria, siadając na blacie kuchennym. Rozejrzała się dookoła, po czym sięgnęła po jabłko leżące obok.

 - Możesz iść do sklepu, żeby mnie uszczęśliwić – powiedział Mike, szukając po szafkach 
jakiegokolwiek pieczywa. – Świetnie, nawet bułek nie ma.

- Sam się uszczęśliw – wzruszyła ramionami i odgryzła kawałek owocu. – Nie lubię ci 
pomagać.

 - Czemu? – spytał, udając zranionego.

Dziewczyna skierowała na niego oskarżycielsko palec wskazujący.

 - Bo prędzej czy później źle na tym wychodzę.

 - Ej, wcale że nie! – zaprotestował. Wyjął z kredensu jakąś bułkę i zamaszyście zaczął ją kroić. – Ale te noże są tępe – mruknął. – Myślisz, że lepiej by poszło sztyletem? – spytał.

 - Jeżeli marzy ci się zapiekanka, możesz spróbować – odparła. – Nie zmieniaj tematu.

 - Czemu zapiekanka? – spytał i dodał: - Ale wtedy, jak mi pomogłaś… No wiesz, jak byliśmy w tamtym pubie… pomogłaś mi wtedy…

 - I skończyłam z blizną na przedramieniu – odparła ponuro, nadgryzając jabłko. – Masz szczęście, że się wygoiła za pomocą Znaków, bo inaczej do dzisiaj byłbyś łysy.

Mike przyłożył dłoń do serca (zaraz po tym, jak odłożył nóż) i westchnął teatralnie.

 - Czy ty właśnie groziłaś moim pięknym lokom?

Victoria udała oburzoną.

 - Wcale nie! To się nie stało, więc na razie nie masz się czego bać – powiedziała i rzuciła ogryzkiem do kosza. Trafiła idealnie, po czym rzuciła mu zwycięski uśmieszek.

 - Czemu zapiekanka? – spytał, zmieniając temat. – Nie odpowiedziałaś mi.

 - Och, Mike, pomyśl – puknęła go ręką w czoło. – Skoro zabijasz nim demony, liczysz, że zwykła bułka mu się oprze?

Chłopak prychnął i wyjął z kieszeni swój sztylet. Może wyglądało to na obsesję, ale każdy Nocny Łowca zawsze miał przy sobie jakąś broń. Podrzucił sztylet i wyciągnął rękę, by go złapać, kiedy przed nosem śmignęła mu dłoń Victorii, która przejęła go w powietrzu. Podłożyła mu ostrze pod nos.

 - Masz okropne paznokcie – skomentował, patrząc na jej palce, które mocno zaciskały się na rękojeści i miały wściekle różowy kolor.

Dziewczyna rzuciła na nie okiem, po czym ponownie skoncentrowała się na Mike’u.

 - Takie teksty raczej ci nie pomogą w takiej sytuacji – wyszczerzyła się.

 - Za to umrę z poczuciem, że za życia byłem duszą towarzystwa – odparł z rozbawieniem.

 - Może… - zaczęła, po czym wrzasnęła, kiedy ktoś podniósł ją do góry. Kiedy otrząsnęła się z pierwszego szoku, krzyknęła: - Chris! Natychmiast opuść mnie na ziemię!

Jej chłopak się zaśmiał i zaczął nią obracać w powietrzu, aż jej piski przekształciły się w śmiech. Normalnie pewnie napastnik miałby już przyłożoną do gardła cinquedeę, ale widać dla Chrisa zrobiła wyjątek. Objęła go nogami w pasie, nadal się śmiejąc, a chłopak ją pocałował. Mike udał, że wymiotuje.

 - Ludzie, naprawdę! Już wolałem mieć sztylet przed twarzą – mruknął.

Victoria spojrzała w jego stronę i uśmiechając się powiedziała:

 - Jak chcesz, możemy to powtórzyć – zaśmiała się. Chris puścił ją, po czym objął ramieniem.

 - Co takiego? – spytał. – Mike, rzuć mi jabłko.

Chłopak zaczął mamrotać pod nosem przekleństwa, ale posłusznie podał swojemu parabatai owoc.
Drzwi do kuchni się otworzyły i do pomieszczenia weszła Meddie. Mike zamrugał, widząc gwałtowną zmianę w wyglądzie dziewczyny. Długie, czarne włosy obcięła na krótko, przefarbowała na czerwono i postawiła na żelu. Do tego dochodziła skórzana czarna kurtka, nabijana ćwiekami, która ukrywała czerwony podkoszulek i czarne legginsy.

 - Łał, Meddie… Wyglądasz… ostro – rzucił na powitanie Mike.

Dziewczyna rzuciła mu aprobujące spojrzenie.

 - I o to mi chodziło. A nawiasem mówiąc, w całym Instytucie was słychać – skrzywiła się.

Mike wrócił do smarowania bułki dżemem, kiedy usłyszeli dzwonek do Instytutu. Victoria wypadła na korytarz, ciągnąc Chrisa za rękę i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.

 - Ciekawa jestem, kto to… Jeżeli to jakiś Podziemny, od rana mam ochotę skopać komuś tyłek.

 - Vi, przecież wiesz, że nie mamy prawa atakować Podziemnych bez żadnych powodów… - zaczął Chris, ale Victoria mu przerwała:

 - Oj, wiem. Ale pomarzyć zawsze można, nie? Zresztą, to może być jakiś Przyziemny z 
odrobinką Wzroku…

 - A jeśli to Carly…? – spytał Chris, po czym gwałtownie odsunął się na bok, żeby nie zostać stratowanym przez Mike’a, który pędził korytarzem, nie zważając na okrzyki Victorii.

Jeżeli to Carly, na pewno sprawa jest poważna. Gdyby chciała przyjść po prostu odwiedzić nas, zadzwoniłaby po mnie, myślał, mknąc do drzwi. Wolał się jak najszybciej się upewnić. Jeśli coś się stało…
Wszedł do holu i zapalił włącznikiem światło. Pozłacany żyrandol zabłysnął dziesiątkami lampek, rozświetlając duże, choć trochę ponure pomieszczenie. Dopadł do drzwi, odblokował metalową zasuwę i otworzył drzwi. Na progu – dobrze zgadł – stała Carly. Już na pierwszy rzut oka było widać, że emocje aż w niej kipią. Podniosła na niego wzrok i powiedziała:

 - Czy ty… masz na nosie dżem? – zaśmiała się.

Mike przewrócił oczami i zaprosił ją gestem do środka, po czym na wszelki wypadek potarł nos. Gdy tylko przekroczyła próg, do dziewczyny podbiegła Victoria i ją objęła.

 - Hej. Co jest? – spytała cicho.

Carly spojrzała na nią z wymuszonym uśmiechem.

 - Wszystko mi się gmatwa – wyrzuciła z siebie, a Vi bez słowa objęła ją i poprowadziła do swojej sypialni.

Obaj parabatai wymienili niechętne spojrzenia, po czym powlekli się za nimi. W drodze do pokoju dziewczyny, Chris zaczął fałszywie pogwizdywać jakąś melodię.

 - Przestań gwizdać. Aż uszy bolą. – Mike wyszczerzył się do przyjaciela.

 - Gdybym tego nie potrafił, nie robiłabym tego - kłócił się dalej Chris.

Mike westchnął i odparł:

 - Najwyraźniej nie.

Chyba jego parabatai też doszedł do wniosku, że ta kłótnia nie ma sensu i zamilkł. Mike popatrzył po ścianach, po raz dziesiętny oglądając znajome arrasy i obrazy. Na większości z nich przedstawiony był albo pierwszy Nephilim, Jonathan Nocny Łowca, albo anioł Rajzel, wyłaniający się z jeziora Llyn wraz z darami – Kielichem, Mieczem i Lustrem. Każde dziecko wychowane przez Nocnych Łowców znało historię powstania ich rasy. Jonathan wezwał Anioła i błagał go, żeby dał ludziom moc obrony przed demonami, które plądrowały bezkarnie świat. Rajzel zgodził się pomóc i zmieszał swoją anielską krew razem z krwią Jonathana w Kielichu, oznajmiając, że ten, kto napije się z tego naczynia i będzie godnym dostąpienia tego zaszczytu, przemieni się w Nephilim, silniejszego i szybszego od normalnego człowieka wojownika, którego zadaniem będzie obrona ludzkości przed demonami. Jonathan napił się z Kielicha i stał się pierwszym Nocnym Łowcą w historii. Jednak nie wszyscy mogli stać się częścią ich rasy - Kielich mógł nie przyjąć ochotnika, dlatego niewielu było kandydatów do Dostąpienia, jak powszechnie nazywano ten rytuał. Był niebezpieczny, ponieważ jego konsekwencją była śmierć, o ile nie przeszło się pomyślnie.
Mike jednak najbardziej lubił historię pierwszych parabatai - Jonathana Nocnego Łowcy i Davida Cichego, pierwszego Cichego Brata (inny, znany mu David też by mógł podzielić ten los). Kiedy znaczył ich rytuał parabatai, stali się sobie bliżsi niż bracia, współgrając razem w harmonii i pomagając sobie nawzajem nawet w najmniejszej potrzebie. Dlatego tak cenił sobie więź z Chrisem. Pamiętał, jak przyjaciel przyjechał ze swoim ojcem z Idrisu, w wieku dwunastu lat. Był wysoki ponad wiek i arogancki już wtedy. Niektórym Nephilim od dzieciństwa wmawiano, że są najlepsi pod słońcem i inne rasy nie mają przy nich znaczenia większego niż kurz na ich pochwie na miecz. Victoria, która wychowała się w Instytucie z rodzicami, była pozytywnie nastawiona do nowego przybysza, za to Mike krzywił się za każdym razem, kiedy słyszał o tym „przyszłym największym wojowniku Christopherze", jak nazywał go jego tata. Trochę dziwnie stało się, że zostali parabatai. Pamiętał, jak wściekle rzucał shurikenami na sali treningowej, wyżywając się na swojego tatę, który zostawił Nocnych Łowców dla mamy. Dziewczyny nie są tego warte, prychnął wtedy w myślach, rzucając z rozmachem do celu. Ku jego zdumieniu, trafił w sam środek. Opróżnił głowę z myśli, przekręcił błyskawicznie nadgarstek i wypuścił broń. Tym razem chybił o parę centymetrów. Skrzywił się nieznacznie, ale nie zrezygnował. Może i ten Chris jest wspaniały, myślał, ale ja jestem uparty. Z tą myślą znowu rzucił shurikenem. Udało mu się ponownie trafić. Wyrzucił pięści do góry z uciechy.

 - Niezły rzut - odezwał się głos za nim.

Mike rzucił okiem przez ramię i zobaczył Chrisa, stojącego od niego w odległości trzech metrów.

 - Szlag - mruknął. - Powinienem był wyczuć, że nadszedłeś. Przecież o to chodzi w szkoleniu.

 - Co? - spytał głupio chłopak.

 - Nieważne - burknął Mike. Nie cierpiał po parę razy się powtarzać.

 - Mam pytanie do ciebie - mówił niezrażony Chris.

 - Do mnie? A już myślałem, że do Vi - odparł sarkastycznie.

Miał zamiast mu dopiec, ale nie spodziewał się, że Chris się zarumieni. Dobra, to dziwne, pomyślał wtedy. W późniejszym czasie spostrzegł, że chłopak reagował tak na każdą wzmiankę o Victorii.
Westchnął, bo chłopak dalej milczał, zawstydzony.

 - Mów. Jestem zajęty - powiedział, może i trochę bezczelnie, ale nie obchodziło go to.

 - Chciałbyś zostać moim parabatai? - wypalił szybko Chris.

Mało było rzeczy, które mogły Mike'a zaskoczyć, ale jemu się udało. Przecież nawet się nie lubili.

 - Że co?

 - Och, przecież słyszałeś. Nie udawaj głupka - odparł z nutą arogancji.

 - A może jestem głupkiem? - spytał Mike, po czym skarcił się w myślach. To raczej mądrze nie zabrzmiało.

 - Nie, nie jesteś - odparł z pewnością. - Przecież cię obserwowałem.

 - Yyy... - zaczął, po czym szybko wzruszył ramionami. - No przecież wiem. Jestem w końcu 
Nocnym Łowcą.

Chris popatrzył na niego z politowaniem.

 - Jakoś nie zauważyłem, żebyś mnie zauważył.

Logiczne rozumowanie, pomyślał wtedy Mike.

 - Bo ja się doskonale maskuję - brnął nadal w kłamstwa, wysuwając podbródek do góry.

Chris mruknął coś w odpowiedzi tak, że Mike nie usłyszał. Dodał głośniej:

 - To jak? Będziesz moim parabatai?

 - Dlaczego mnie o to prosisz? - spytał. Zdawał sobie sprawę, że to będzie jedna z ważniejszych decyzji w jego życiu.

Chris opuścił smętnie głowę i powiedział cicho:

 - Bo chcę mieć przyjaciela.

Mike nie wiedział, jak zareagować. Palnął pierwsze, co przyszło mu do głowy:

 - Okay.

Chris podniósł głowę i spojrzał na niego.

 - Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem.

 - Pewnie – skinął głową na potwierdzenie swoich słów.

Potem już wiedział, że powinien to przemyśleć, ale w tamtej chwili ta decyzja wydawała się słuszna.

 - Myślałem, że w Idrisie miałeś dużo przyjaciół – stwierdził Mike.

Chłopak prychnął.

 - Jasne, dużo osób chce się przyjaźnić z odmieńcem. Bękartem.

 - Och, czyli to prawda? Twoja mama to faerie? – spytał.

 - Nie wiedziałeś? To cofam pytanie, pewnie też już nie chcesz mnie znać – mruknął rozczarowany.

 - Żartujesz? To genialnie! – zawołał podekscytowany. – Normalni są nudni.

Chris rozpromienił się, a Mike poczuł, że popełnił słuszny decyzję.
Rozmawiali jeszcze chwilę ze sobą, a okazało się, że mają wiele wspólnych zainteresowań. W końcu chłopcy postanowili kogoś powiadomić, a jako że uważali, iż dorośli ich decyzji nie zrozumieją, ramię w ramię pomaszerowali do Vi. Dziewczyna siedziała w swoim pokoju i robiła skłony, rozciągając się przed codziennym treningiem. Choć miała tylko trzynaście lat, na jej ciele już błyszczały Znaki. Mike dostał swoje przed miesiącem, w lipcu, kiedy miał urodziny. Chris miał swoje też od roku. Oczy dziewczyny rozszerzyły się, kiedy zobaczyła ich razem, a na jej twarzy pojawiło się zaciekawienie i radość. Była ubrana w czarną dresową bluzę i czarne getry. Nocna Łowczyni od stóp to głów.

 - Hej – przywitała się niepewnie, nie przerywając ćwiczeń.

 - Cześć! – zawołał Mike i rzucił się na jej łóżko, a ona spiorunowała go wzrokiem. Chris odrobinę dojrzalej przysiadł na oparciu krzesła.

 - Zaraz trening. Po co tu przyszliście? – spytała, nie mogąc ukryć ciekawości.

 - Zostaniemy parabatai – oznajmił dumnie Mike.

Victoria zamarła.

 - Żartujesz – wykrztusiła.

 - Nie, mówię serio  - powiedział zadowolony. Chris tylko uśmiechnął się szeroko.

W oczach Victorii pojawiły się łzy. Mike nie miał pojęcia czemu. Drżała jej dolna warga i z całych sił powstrzymywała się przed łkaniem. Nocni Łowcy nie płakali.

 - Nightgrow, ty idioto! – krzyknęła i zaczęła go okładać poduszką, która spadła z podłogi. 

Chris zerwał się z krzesła i przytrzymał nadgarstki dziewczyny w górze. W końcu Victoria puściła poduszkę, a jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Przełknęła ślinę i przetarła oczy.

 - Vicki, co się stało? – spytał nieśmiało Mike. Bardzo rzadko tak się do niej zwracał.

Spojrzała na niego z mieszanką smutku i wściekłości.

 - Ja chciałam być twoją parabatai. Myślałam, że wiesz. Mieliśmy być przyjaciółmi – ponownie zadrżała jej warga. – Posiadanie parabatai to było moje największe marzenie – popatrzyła na niego z wyrzutem. – Wyjdź stąd, Nightgrow.

Wypchnęła ich z pokoju, a Mike przestał rozmyślać. Nie lubił wspominać akurat tej chwili. Popatrzył na Victorię, która szła teraz tuż przed nim, obejmując Carly.  Wiedział, że dalej chciała mieć parabatai, ale nie była na tyle głupia, żeby się narzucać Maddie lub Tony’emu. Parabatai musiał być przyjacielem.
Kiedy otworzyła drzwi do swojej sypialni, próbowała zamknąć im przed nosem drzwi, ale Mike zablokował je nogą.

 - Vicki, też mam prawo wszystko usłyszeć – rzucił wesoło, używać starego przezwiska.
Zdziwiona, puściła drzwi i pozwoliła im wejść.

*****************************

Ostatnio jestem strasznie zdołowana ;-; No cóż, zawsze mam książki ^^
~~GWMHJ

11 komentarzy:

  1. Jak zwykle super. Wydawało mi się, że rozdział jest krótki ale to tylko moja wyobraźnia. I teraz będę krzyczeć. Dlaczego nie ma Davida już drugi rozdział?! Ja się domagam jego obecności!! Mimo wszystko rozdział zarąbisty!! ;* Nie rozpisuję się...
    Życzę wełny i pozdrawiam!
    Veronica Di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny ale troche za krotki i praktycznie nic sie nie dzialo i... ja. chce. wiecej. DARLY!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Perfekcyjne. Jedynie brak Davida... chociaż nie. Cofam, Vicki wszystko nadrabia :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejna część ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeej, Mike <3 Trochę mi brakuje Davida, ale i tak jest genialnie. Nie mogę się doczekać rozwiązania zagadki przodka Carly! No, pozostaje mi już tylko życzyć Ci dużo weny i czekać na next :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam wszystko już od tygodnia. Wesz, zawsze coś na głowie. I przez to nie nauczyłam się do testu. Upss...
    Tak, musiałam to tu napisać ;)
    Boże, wciąga to. Wciąga i chce się jeszcze. Podoba mi się strasznie. Pomysł, wszystko w ogóle!
    Tak wiele jest we mnie rzeczy, które chciałabym ci przekazać, ale musisz mi wybaczyć, ponieważ jestem strasznie zmęczona. :D
    Czekam na następny i zapraszam do siebie:
    we-are-a-broken-people.blogspot.com
    Pozdrawiam i dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny *-*. Tak bardzo, że nie mam pomysłu na komentarz xd. Vi jest genialna, docinki z Mikem genialnie ci wyszły.
    I takie urocze to wspomnienie początku przyjaźni Chrisa i Mikea.
    Coś czuję, że Vi niedługo znajdzie swojego parabatai :').
    Weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę Cię napisz jak najszybciej nie mogę się już doczekać <3 Widziałam chyba 1 czy 2 literówki, ale ogólnie powinnaś napisać książkę :). Świetny rozdział i super pomysł z tym przodkiem. Coś mi się wydaję, że Vicky doczeka się parabatai ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń