19 sierpnia 2015

Rozdział 24.

Carly popchnęła drzwi i weszła do McDonalda. Po chwili ruszyła przez głośny tłum ku stolikowi przy oknie, przy którym siedziała znajoma sylwetka.

- Cześć, Sadie! - zawołała, kiedy stanęła koło blatu. Sadie wyjęła słuchawki z uszu i przywitała się z nią, nie wstając.

Kiedyś przytulałyśmy się na powitanie, pomyślała gorzko Carly, siadając naprzeciwko. Przyjrzała się koleżance. Mimo regularnych spotkań w szkole, nie spędzała z nią czasu, który dzieliła między Mike'a a Davida. Na początku głupio myślała, że gdy tylko została we wszystko wtajemniczona, obaj zrezygnują z uczęszczania do liceum, ale później sobie uświadomiła, że przecież nie chodzą tam dla niej. Chociaż może dla Mike'a był to jakiś powód. David robił tylko to, na co miał ochotę lub co mu się opłacało. W tym wypadku chodzenie do szkoły oznaczało spędzenie większej ilości czasu ze swoją dziewczyną, więc nie odpuszczał.

Uważnie zlustrowała koleżankę. Sadie dalej próbowała ukryć naturalny rudy kolor swoich włosów, farbując je skutecznie na czarno. Grzywka, normalnie opadająca swobodnie na bok, teraz była równo ścięta wzdłuż linii brwi. Carly, mile zaskoczona, zauważyła, że Sadie ma na twarzy delikatny makijaż, o wiele lżejszy niż kiedyś. Jedynie ubrana była jak zawsze: miała na sobie jaskrawą, tym razem wściekle żółtą, koszulkę i czarne leginsy.

 - Jak miło, że w końcu znalazłaś czas, żeby się spotkać - rzuciła Sadie nonszalancko, jednak z lekkim zdenerwowaniem w głosie. Carly zastanawiała się, czy to dlatego, że tak dawno nie miały okazji ze sobą pogadać.

 - Wiesz, tyle się działo... - urwała, bo nagle sobie uświadomiła, że nie może opowiedzieć koleżance o Nocnych Łowcach i Instytucie.

Zastanawiała się gorączkowo, jak z tego wybrnąć, ale na szczęście Sadie sama ją uratowała:

 - Och, tak, słyszałam, że chodzisz z Davidem Joyhellem - wtrąciła. - Na początku nie chciało mi się w to wierzyć. Co cię nim zainteresowało? Bo wątpię, żebyś poleciała na jego forsę - powiedziała, choć Carly domyśliła się zakończenia tego zdania: "jak inne".

 - Sama nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Ale potrafi być czarujący, jeśli tego chce - zaśmiała się, jednak przestała, gdy zobaczyła minę Sadie.

 - Czarujący? - parsknęła wrogo. - W takim razie uważaj na niego, żeby cię jeszcze nie oszukał.

 - Co się stało? - spytała od razu.

 - Niedawno zerwałam z takim idiotą. Chodziliśmy ze sobą z parę miesięcy. Raz poszliśmy razem na jakąś domówkę u jego znajomego. Wypił parę drinków - ja nic nie wypiłam - i odprowadził mnie na parkiet, po czym gdzieś zniknął. Pół godziny później zobaczyłam go w pokoju obok obściskującego się z jakąś laską. I wierz mi, on na początku też był  bardzo czarujący - zakończyła beznamiętnie.

Carly pożałowała, że nie było jej z nią wtedy, jak na przyjaciółkę przystało. Ale więzi pomiędzy nią a Sadie nigdy nie były zbyt mocne. Carly zawsze wolała spędzać czas z Mikiem, a Sadie wiele czasu spędzała z nowo poznanymi ludźmi.

 - Co za kretyn - skomentowała. - Ale wątpię, żeby z Davidem tak było.

Sadie zmierzyła ją wzrokiem.

 - Oby. Tak czy siak, ja skończyłam z facetami.

To był bardzo niespodziewany tekst jak na nią, jednak Carly tego nie skomentowała. To była decyzja Sadie. Musiała chyba jednak popatrzeć się na nią z wątpliwościami wypisanymi na twarzy, bo Sadie dodała:

 - Nie żartuję, naprawdę.

 - Okej, wierzę ci. Co nam zamówiłaś? - spytała po chwili Carly.

 - Jeszcze nic. A na co masz ochotę?

 - Na waniliowego shake'a. A ty? - Wstała od stolika, by podejść i złożyć zamówienie.

 - Kup mi colę - rzuciła obojętnie.

Carly stanęła w kolejce do kasy, wyjmując telefon z kieszeni. Dostała dwa esemesy od Mike'a: "Vi mnie torturuje pytaniami. Ratuj!" i "Zamawiaj trumnę". Uśmiechnęła się pod nosem. Od paru tygodni - czyli odkąd spotkał Amandę - Victoria maglowała go pytaniami o "nowo poznaną" dziewczynę. Do tej pory tylko Carly wiedziała o Amandzie. Mike nie zwierzał się swoim przyjaciołom z Instytutu, ale na jego nieszczęście Victoria go przejrzała, przez co od czasu do czasu zaskakiwała go nagłymi pogawędkami na temat jego życia towarzyskiego. Jak na razie tylko utwierdziła się w przekonaniu, że ktoś szczególny się w jego życiu pojawił. Próbowała przekonać także Carly, żeby jej coś na ten temat zdradziła, jednak ona uznała, że to sprawa Mike'a. Jedyne co wiedziała, to fakt że jeszcze nie powiedział Amandzie o Świecie Cieni. Zastanawiała się, czy w ogóle ma zamiar to zrobić. Jeżeli tak, to musi być do niej naprawdę przywiązany, jednak niosłoby to za sobą poważne konsekwencje, jak wyjaśnił jej Chris. Nie wiadomo było nawet, jak Clave zareaguje na zaznajomienie Carly z ich światem, choć u niej nastąpiły warunki łagodzące - Mike i David obronili ją przed demonami, a poza tym miała Wzrok. Tymczasem wyjawienie prawdy zwykłej (choć na pewno nie dla Mike'a) Przyziemnej, było bardzo ryzykowne. Ostatnio też Chris ją powiadomił, że do Instytutu ma dotrzeć nowy szef, wybrany przez Clave, a także nowego Konsula, którym, wbrew wszystkim oczekiwaniom nowojorskich Nocnych Łowców, został nie kto inny, jak ich dawny opiekun, Adlercross. Biorąc pod uwagę ich stosunki, nie cieszyli się zbytnio z tej decyzji.
Odebrała zamówienie i ruszyła z powrotem do Sadie, która teraz bębniła palcami w blat stolika. Carly położyła przed nią colę i usiadła naprzeciwko.

 - Zaraz będę musiała się zbierać, muszę się jeszcze spakować - westchnęła Sadie.

 - Pakować? Gdzie jedziesz?

 - Cholera, nie mówiłam ci? - Nerwowo zaczęła się bawić włosami. - Przeprowadzam się.

 - Och - wydusiła Carly. - Fajnie. A gdzie?

 - Sama dokładnie nie wiem, rodzice tylko pokazywali mi zdjęcia - skrzywiła się. - Jakieś zadupie na północy. Uznali, że przyda im się odpoczynek od miasta i tłoku. Zamieszkamy w bliźniaku z jakąś rodziną, jedyne co o nich wiem, to że mają syna na studiach - (w tym momencie Carly posłała Sadie znaczące spojrzenie, na co ta parsknęła śmiechem) - i dwie małe córki chodzące do podstawówki.

 - Dobra, a teraz najważniejsze. Cieszysz się z tego?

Sadie w odpowiedziała bez namysłu; pewnie dużo nad tym myślała.

 - Tak. Zawsze to jakaś zmiana, ja muszę tylko dopilnować, żeby to była zmiana na lepsze. - 

Uśmiechnęła się z nadzieją. - Poza tym wiesz, jak lubię poznawać nowych ludzi, nadarza mi się do tego kolejna okazja.

 - Kiedy wyjeżdżacie?

Carly przeczesała palcami włosy, czując się przytłoczona wszystkimi tymi nowymi informacjami.

 - Za parę dni. Tata na razie chce zabrać większość rzeczy, jeździ tam prawie codziennie. Ja jeszcze tam nie byłam, nie miałam na to okazji, dlatego ojciec chce, żeby wszystko było idealne na mój przyjazd - przewróciła oczami.

Mimo, że Sadie miała się spieszyć do domu, przegadały jeszcze pół godziny. Kiedy się rozchodziły, Sadie przytuliła Carly na pożegnanie.

 - Będzie mi ciebie brakować - szepnęła Sadie, obejmując ją mocno.

 - Mnie ciebie też - odparła Carly, tym samym uświadamiając sobie, że to prawda. Sadie, jej rodzina, wszystko co normalne w jej życiu, było jak kotwica, która nie pozwalała jej dać się pochłonąć światu Nocnych Łowców. Teraz Sadie odchodziła i ta kotwica stawała się jakby lżejsza. Zastanawiała się, czy da się kiedyś całkowicie pochłonąć. Ale zostawiła te fantazyjne rozmyślania na później i teraz pomachała ostatni raz Sadie, która właśnie wchodziła do autobusu.

Carly westchnęła i ruszyła w stronę Instytutu, by wyzwolić Mike'a z ładnie pomalowanych szponów Victorii.

***

Davidowi świat wydał się nagle pięknym miejscem.
Wszystko było żywsze, bardziej intensywne i piękne. Nawet twarze ludzi, zazwyczaj tak skrzywione, dzisiaj były radosne i emanujące energią. Postanowił to uczcić, udając się do najbliższego miejsca należącego do Podziemnych, jakie przyszło mu do głowy. Sprężystym krokiem przeszedł dwie przecznice i już wchodził o lokalu o nazwie "Wilczy kieł", czyli chyba jedynego miejsca Nowym Jorku, jeżeli nawet nie w całych Stanach, prowadzonego przez wampira i wilkołaka. Była to jedna z tych nieprawdopodobnych historii, które jednak rzeczywiście mają rację bytu. Właściciele "Wilczego Kła" byli młodym małżeństwem, które miało w głębokim poważaniu odwieczną nienawiść pomiędzy ich rasami. Oliver Bailey był przywódcą pomniejszego stada wilkołaków, i choć jego "podopieczni" dalej niechętnie odnosili się do Dzieci Nocy, darzyli swojego przywódcę szacunkiem. Z kolei jego żona Patricia miała dość wysoką pozycję wśród wampirów, jako siostra reprezentantki Dzieci Nocy w Clave. Budziła wiele kontrowersji w Podziemnym świecie, ale nie zwracała na to uwagi.
David wszedł do środka, zamówił byle jakiego drinka i usiadł przy barze. Podparł głowę na ręce i zamyślił się. Bardzo rzadko zdarzało mu mieć się taki wspaniały humor (chyba, że spędzał czas z Carly, ale to nie miało nic do rzeczy), a lata treningu Nocnego Łowcy nie pozwalały mu zignorować tego. Po krótkim zastanowieniu doszedł do wniosku, że ten napój, którym poczęstowała go ta naiwna faerie, od której uzyskiwał informacje z Dworu, mógł być czymś naszpikowany. Nie miał tyle mocy, żeby zatrzymać go na Dworze, ale rzeczywiście mógł sprawić, że ma taki radosny humor.  Wzruszył ramionami. A jeśli nawet coś mu dała, to co? Przecież może się stać tylko bardzo wylewny, otwarty w kontaktach z ludźmi... co może mu to zaszkodzić?

 - David Joyhell.

Odwrócił się spokojnie w kierunku, z którego dochodził ten głos.

 - Witaj, Colinie - powiedział.

Zlustrował go wzrokiem. Wampir wyglądał na zdrowego, co pozwoliło mu stwierdzić, że niedawno się pożywił. Jego platynowe włosy były lśniące, ale jeden kosmyk był czerwony. Albo kiepski dowcip, albo niechlujność. David obstawiał to pierwsze. Cienie padające na jego twarz uwydatniały jego kości policzkowe. Wpatrywał się bacznie w Nocnego Łowcę - oględziny najwyraźniej wypadły pomyślnie, bo po chwili uśmiechnął się lekko.

 - Co cię tu sprowadza? - zagaił, machając na barmana, żeby także jemu przygotował drinka.

 - Chęć spędzenia czasu z dala od upierdliwych pobratymców - odparł, odwzajemniając uśmiech. Zastanawiał się przez chwilę, skąd zna Colina. Wzruszył ramionami. Co za różnica, gdzie się poznali?

 - A jak tu zawędrowałeś? Mówiąc szczerze, jest wiele lepszych knajp. - Uniósł brwi.

 - Może i tak. Tu było blisko. Wracam z Dworu.

Colin udał zaskoczonego.

 - A cóż tam robiłeś? Chyba nie spotkałeś się z Królową?

 - Nie tym razem. Spotkałem się z Nienną.

 - Jak to? Czyżby plotki o tym, iż David Joyhell umawia się ze zwykłą Przyziemną, okazały się kłamstwem?

 - Taka z niej zwykła Przyziemna, jaki z ciebie wilkołak - parsknął David. Colin skrzywił się na to porównanie. - O nie, ona jest szczególna.

 - Tak? - spytał kpiąco Colin. - Niby co w niej takiego wyjątkowego?

David uznał jego lekceważący ton za zniewagę.

 - Jest pierwszą osobą od ponad połowy wieku, która ma Wzrok - powiedział i z satysfakcją zaobserwował zmieszanie na twarzy rozmówcy. - I to nie wszystko - rozkręcił się. - Pochodzi ze wspaniałego rodu Nocnych Łowców.

 - Żaden z rodów Nocnych Łowców nie jest wspaniały - mruknął pod nosem Collin. - Niby jakiego? - dodał głośniej.

David pogrzebał w pamięci. Przecież Carly mu mówiła.

  - Heavenflare! - zawołał z triumfem.

Na ułamek sekundy twarz Collina przybrała różne wyrazy: począwszy od szoku, przez nienawiść, aż poprzestał na spokojnej obojętności. David ponownie przegapił ten szczegół, bo akurat dopijał swojego drinka.

 - Więc jak ma na imię ta dziewczyna? - spytał niewinnie Collin, ale coś zmieniło się w jego spojrzeniu.

 - Carly Shaw. Ale jest moja - dodał szybko, bo pierwszą myślą w jego zamroczonym umyśle było podejrzenie, że będzie chciał mu ją odbić. Nie obawiał się konkurencji, ale ostrożności nigdy za wiele, pomyślał, nie zdając sobie sprawy, jak ironiczne było to stwierdzenie w stosunku do całej sytuacji.

 - Miło się rozmawiało, ale teraz muszę się pożegnać - powiedział, po czym rzucił parę dolarów na barek, po czym pospiesznie wyszedł z lokalu.

David odprowadził go spojrzeniem. Wzruszył ramionami i, wskazując na kieliszek, zawołał na barmana:

 - Jeszcze jednego, proszę!
***************************************

Dziękuję tym, którzy dalej to czytają <3
Rozdział krótki – zdaję sobie z tego sprawę – ale od niego rozpocznie się nowy, ważny wątek, który rozkręci akcję (który raz to powtarzam?).
I pamiętajcie – wakacje nadal trwają! Rok szkolny to odległa galaktyka, nie żadne parę dni! :D
Okej, nie gadam, tylko wstawiam :D
~~GWMHJ

10 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuuu wyczuwam cos podejrzanego. Robi sie ciekawiej. Czyzby wampirek mial cos do Carly. Rozdzial boski. Szybko pisz nexta, a ja zapraszam do siebie: http://avengersmojswiat.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja kochana czynka napisała rozdzialik!! <3
    Jak zwykle boski <3 Czekam na next'a i wgl... :D
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Veronica Di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Twojego bloga trafiłam stosunkowo niedawno. Od razu spodobał mi się Twój styl pisania i fabuła, którą wymyśliłaś. No i Darly - dla Darly zarwałam jedną noc ;)
    Całość jest według mnie bezsprzecznie genialna i wielbię Cię, Ginny! Z niecierpliwością czekała
    m na ten rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Dodam jeszcze, że między innymi dzięki Twojemu blogowi w końcu postanowiłam założyć swój własny. I mam nadzieję, że komentarz pod kolejnym rozdziałem nie będę musiała pisać z anonima ;)
    Twoja wielka fanka ~Mrs. Wilde

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa :) cudeńko ^^ chce kolejny rozdział zwłaszcza po tak genialnym zakończeniu ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm... powtórzyłam wszystkie rozdziały i doszłam do wniosku, że wampirek z ma coś do Carly z powodu tamtego jej przodka ze zdjęcia, co to zabił wampira który "zabił" żonę Qenta (ta, już zapomniałam jak ona ma na imię).

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :) Nominowałam Cię do LA. Więcej na moim blogu non-canon-ships-are-better.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń