30 sierpnia 2015

Rozdział 25.

Dedykuję mojej siostrze od boskiej strony, która niedawno zaczęła mi służyć radą :3 Publicznie przynaglam ją do założenia swojego bloga. Trzymam kciuki, Borówko! *u*

***

- Nie, to się nie nadaje.

Mike westchnął i ponownie zanurzył się w głąb półek i regałów. Już od pół godziny próbował pomóc Carly znaleźć jakiś prezent dla Sadie na pożegnanie, zanim się przeprowadzi. Jak na razie żadna z jego propozycji (wśród których znalazły się między innymi szczekający budzik, włochate nauszniki, neonowa zawieszka na drzwi do pokoju, czekoladowy zając, zestaw zmywalnych tatuaży, miniaturowa figurkę Pikachu, staromodne pióro z atramentem, kapcie-kotki, i, co uznał za bardzo zabawne, obrazek z aniołkiem siedzącym nad jeziorem) nie przypadła jej do gustu. Sama powoli traciła entuzjazm, coraz bardziej wątpiąc, że zdołają wyszukać coś odpowiedniego spośród tej masy różnych drobiazgów i bibelotów porozkładanych na półkach, ladach, wieszakach i w koszach. Chciała znaleźć coś wesołego, z humorem i co przywodziłoby na myśl ich wspólnie spędzone chwile, ale do tej pory nic nie odpowiadało wszystkim kryteriom.

 - A może to? - spytał, podnosząc do góry okrągłe okulary a'la Harry Potter z fioletowymi szkłami.

 - Czasami mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz - stwierdziła, odkładając na półkę portfel zdobiony tandetnymi koralikami.

 - Ja? - Mike przyłożył ręce do piersi i zrobił zranioną minę. - Jakże bym śmiał! - zawołał, choć kąciki ust zadrgały mu lekko. - Ej, a może to, Szpila? - krzyknął, zwracając na siebie uwagę połowy sklepu. - Gdybym był dziewczyną, skusiłbym się.

Carly wzięła od niego wściekle różowy pamiętnik zamykany na kłódkę i położyła go z powrotem na półkę.

 - Skoro nie jesteś dziewczyną, to się nie skusisz? - spytała z żalem.

 - Nie - odparł z godnością. – Ale gdybyś znalazła taki z wyścigówkami to kto wie...

Carly parsknęła śmiechem.

 - Może chodźmy już stąd… - mruknęła, ostatni raz spoglądając z nadzieją na półki.

 - Możemy? – ożywił się Mike. – To dobrze, mam już dość tego sklepu…

 - Chodziło mi tylko o ten dział. – Zaśmiała się na widok jego zawiedzionej miny. – 
Sprawdźmy tam – machnęła ręką w kierunku dalszej części sklepu.

Z niezadowoloną i zrezygnowaną miną, Mike powłóczył za nią nogami. Minął kolorowe działy pełne breloczków, na które teraz nawet nie zwrócił uwagi. Był to już czwarty sklep, do którego weszli. Jak na razie Carly zdążyła kupić sobie tylko kolczyki w kształcie błyskawic, choć Mike upierał się, by wzięła te w kształcie pistoletów.

 - Czemu nie zabrałaś ze sobą Diabełka? – spytał nagle.

 - Diabełka? – parsknęła. – Coraz oryginalniejsze ksywki, Nightgrow.

 - Ale tutaj pasuje. – Wzruszył ramionami. – No to?

 - Co? – zapytała, odwracając się od jakiegoś błękitnego szala z żółtymi buźkami, który wyszperała z jakiegoś kosza.

 - Dlaczego twój Diabełek nie przyszedł tu z tobą zamiast mnie, hę? Czemu ja muszę się tu z tobą męczyć?

 - Nic nie musisz, tylko chcesz. To kwestia wyboru.

Spojrzenie, które jej rzucił, mówiło: „Teraz ci się zachciało filozoficznych komentarzy?”. Odwróciła głowę, zarzucając włosy na ramię. Nie mógł dostrzec jej twarzy.

 - No więc? Nie zmieniaj tematu, Szpila, za dobrze cię znam – powiedział spokojnie, obchodząc kosz dookoła, tak, by móc popatrzeć jej prosto w oczy. Na twarz Carly wdarły się silne rumieńce.

 - Nie wiem! – krzyknęła, po czym opamiętała się i ściszyła głos. – Nie mam bladego pojęcia, czemu David nie mógł – „albo nie chciał”, przeszło jej przez myśl – przyjść tu ze mną – żachnęła się. - Widziałam się z nim dwa dni temu i go o to spytałam, ale jak widzisz nic. Od tej pory go nie widziałam, ale pewnie ma coś ważniejszego na głowę.

Ale co mogłoby być na tyle pilne, żeby nie wysłać durnego esemesa?, pomyślała, jednocześnie wzruszając ramionami, żeby pokazać Mike'owi, że się tym nie przejmuje.
Mike otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale odezwała się:

 - A swoją drogą, co u ciebie i u twojej dziewczyny?

Tym razem to Mike się zarumienił. Chwycił się za szyję, żeby ukryć zażenowanie.

 - Amanda nie jest moją dziewczyną - bąknął. - Nie jesteśmy razem.

Carly chwyciła się pod boki i westchnęła.

 - Naprawdę, Mikę, myślałam, że masz to już za sobą.

 - Ale co? - spytał, nic nie rozumiejąc i chwycił jakiś przedmiot w ręce.

 - No wiesz, akurat przede mną nie musisz udawać.

Dalej nie spuszczała z niego wzroku.

 - Ale naprawdę! Nie spytałem jej, czy chce ze mną chodzić, ja jej nawet nie pocałowałem... - zakończył kulawo, rumieniąc się jeszcze bardziej.

 - Ale przecież ona ci się podoba - powiedziała zdziwiona Carly, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.

 - Na Anioła, tak! - krzyknął. - Ale nie mogę z nią być! - Nagle zniżył głos do szeptu. - Jestem Nocnym Łowcą, a ona Przyziemną. Po prostu... nie mogę jej powiedzieć prawdy o mnie... a tym bardziej nie chcę oszukiwać Amandy... - głos mu się załamał, kiedy wypowiadał jej imię. Zgarbił się i skulił, jakby chciał zajmować jak najmniej miejsca.

Carly zrobiło się go żal, choć wiedziała, że Mike nie chce litości i współczucia. Nagle poczuła, jak jej problemy są dziecinne w porównaniu do jego... Co z tego, że David nie rozmawiał z nią od dwóch dni? Przecież to nic w porównaniu do braku możliwości wyjawienia o sobie prawdy osobie, która ci się podoba. Przez chwilę zastanawiała się, czy David też coś takiego przechodził, kiedy jeszcze nie miała o wszystkim pojęcia, ale już po chwili potrząsnęła głową, próbując wyrzucić go sobie z myśli. Nie teraz, a już zwłaszcza nie w tej chwili, pomyślała zdecydowanie.
Odwróciła się do przyjaciela, próbując przypomnieć sobie, co powiedział:

 - Rozumiem... - kiedy złapała jego zbolałe spojrzenie, sprostowała: - ...albo staram się zrozumieć, jasne? W każdym razie, jeśli to dłużej potrwa ona może sobie pomyśleć, że jest ci obojętna. Wiem, że to nie twoja wina! - dodała, kiedy zamiast zagubienia na jego twarzy odmalowała się irytacja.

Nagle wyprostował się i powiedział:

 - Dobra, przestańmy o tym gadać. Nie lubię o tym myśleć, a co dopiero wałkować na głos – dodał usprawiedliwiająco. – Zresztą, trzeba w końcu znaleźć jakiś prezent, chcę już stąd wyjść – jęknął.

W ogóle nie sprawiał wrażenia, jakby przed chwilą odbył poważną rozmowę.

 - Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami. – Ja też mam już dość - powiedziała, opierając się o jakiś wieszak z koszulkami, przez co o mało go nie przewróciła. Mike chwycił go i ustawił do pionu, a Carly zaczęła podnosić wieszaki, które pospadały.

 - Ale… przecież ty jesteś dziewczyną. Ty nie możesz mieć dość zakupów – powiedział z udawanym przerażeniem w głosie. – To już taka część waszej okropnej, dziewczyńskiej natury, czyż nie?

Nie próbując nawet zdobyć się na komentarz, Carly trzepnęła go w ramię, na co zareagował śmiechem.
Właśnie podniosła ostatnią, jasnoniebieską koszulkę z kolorowym nadrukiem, kiedy Mike wskazał na ubranie i powiedział tonem znawcy:

 - Ta koszulka byłaby świetna, gdyby była na niej Smerfetka.

Carly przyglądnęła się bluzce i zobaczyła nadruk smerfa Osiłka ze strzałką skierowaną w niego grotem i podpisem „On jest w moim typie, więc ty chyba nie masz u mnie szans”. Rzuciła Mike’owi pełne niedowierzenia spojrzenie.

 - No co? – Wyszczerzył zęby. – Nie mam pojęcia, dlaczego większość koszulek z fajnymi napisami jest dla dziewczyn. To niesprawiedliwe.

 - A jeszcze większą niesprawiedliwością jest – powiedziała, przeszukując nagle torebkę – że zapomniałam portfela i będziesz musiał mi pożyczyć pieniądze, bym mogła kupić tę oto bluzkę dla Sadie.

Mike wytrzeszczył oczy.

 - Chyba żartujesz.

 - Nie – odparła ze słodkim (przynajmniej w swoim mniemaniu) uśmiechem. – Ale chyba nie zostawisz mnie na lodzie, prawda?

Mike wyrwał jej z ręki koszulkę, i, mamrocząc pod nosem, zaczął iść w stronę kasy. Carly, uradowana, ruszyła za nim. Stanął w kolejce i zaczął grzebać po kieszeniach, aż w końcu wyciągnął kilka monet.

 - Masz szczęście, że wziąłem pieniądze – burknął, podając kasjerce bluzkę. – Jak to powtarza moja mama, przezorny zawsze ubezpieczony.

 - No a myślisz, że dlaczego cię wzięłam ze sobą? – zaśmiała się, a już po chwili dostała głupawki, widząc wkurzone spojrzenia Mike’a.

 - A ja, naiwny, myślałem, że mam ci towarzyszyć i doradzać, wspomagając cię moim nietypowym i znamienitym gustem – powiedział, gwałtownie machając rękami, przez co przez przypadek uderzył w ramię jakiegoś mężczyznę w ciemnoczerwonej kamizelce. – Sorki – rzucił, wzruszając ramionami. Facet spojrzał na niego groźnie, na co Carly wybuchnęła śmiechem.

Po wyjściu ze sklepu uderzył w nich wiatr, który natychmiast zaczął targać włosy Carly. Mike wepchnął jej w ręce torebkę z koszulką, na co, dalej głupio chichocąc, pocałowała go w policzek.

 - Dziękuję.

Mike tylko potrząsnął głową z rezygnacją i wpatrzył się w niebo. Ciężkie chmury zawisły nad miastem, sprawiając wrażenie, jakby ktoś rozlał butelkę atramentu na niebie, przez co pora dnia wydawała się późniejsza niż była naprawdę. Carly zmrużyła oczy, patrząc ponad budynkami naprzeciwko na zachodzące powoli słońce. Pomyślała, że powinna szybko wracać do domu, żeby zdążyć uporać się z różnymi zadaniami domowymi na jutro do szkoły, a także nad nowym artykułem do gazetki. Westchnęła cicho i zapytała przyjaciela:

 - Wracasz do domu czy do Instytutu?

Niedawno wyjaśnił jej, że tak naprawdę nie powinien mieszkać u rodziców, bo oficjalnie jego ojciec przestał być Nocnym Łowcą, kiedy zrezygnował z prowadzenia Instytutu, by ożenić się z matką Mike’a. Kiedy chłopiec miał 12 lat, przyszli do niego przedstawiciele Clave z propozycją nauki w ich Instytucie w stolicy Nephilim, Idrisie. Mały Mike, podekscytowany wizją życia pełnego przygód, o którym tak często opowiadał mu tata, natychmiast zgodził się, i nie zważając na łzy mamy, wyjechał na szkolenie. Po ukończeniu większości nauki został odesłany z powrotem do Nowego Jorku, gdzie miał udoskonalać swoje umiejętności w walce. Jednak nie przeszkadzało mu to nocować od czasu do czasu u rodziców. Chris i reszta mieszkańców Instytutu nie mieli nic przeciwko temu, a do głowy nie przyszłoby im, by powiedzieć o tym Clave. Zresztą, jak mówił Mike, nie wiadomo, jak by zareagowali. W końcu nie było to zbyt ważne, tylko po prostu naruszenie jednej z głupich zasad.

 - Do Instytutu. Muszę potrenować, nie mogę sobie pozwolić na utratę formy – wyszczerzył zęby i teatralnie napiął mięśnie. – Mam cię odprowadzić? – spytał, poważniejąc i rzucając nieprzychylne spojrzenia chmurom, które nijak zareagowały na tę zaczepkę.

 - Nawet, jeśli zacznie padać, nic na to nie poradzisz – zaśmiała się. – Jestem już dużą 
dziewczynką i wiem, że podczas burzy nie można się chować za drzewem. – Wywróciła oczami.

 - I tak mi się to nie podoba – powiedział. – Nie wiem, ale po prostu… Niepokoję się.

 - Mike! Daj mi już spokój i idź! Czas, w który mnie odprowadzisz, może zaważyć na twojej formie – dodała żartobliwie ostrzegawczym tonem.

 - Chyba przesadzam – westchnął w końcu. Naciągnął na głowę kaptur granatowej bluzy i uśmiechnął się. – Do zobaczenia.

 - Hej – odpowiedziała, a Mike zerwał się do biegu. Już po chwili zniknął w kolorowym tłumie, uciekającym przed wiatrem do bezpiecznych czterech ścian.

Carly ruszyła przed siebie, kierując się w stronę centrum. Minęła najbardziej zatłoczone miejsca, kierując się w stronę jednej z mniej uczęszczanych uliczek, o której wiedziała, że sprzedają tam wyśmienitą watę cukrową. Spojrzała na zegarek, który wyjątkowo wzięła ze sobą i stwierdziła, że jest później, niż myślała. Jęknęła w duchu, widząc, że będzie musiała zarywać noc, jeśli będzie chciała nadążyć z robotą. Tak czy inaczej, pomyślała, do odjazdu tramwaju mam jeszcze koło dwudziestu minut. Na piechotę raczej daleko by nie zaszła, więc bez wyrzutów sumienia podeszła do kolorowej budki i zamówiła u jakiejś znudzonej dziewczyny zieloną watę cukrową. Zaczęła się rozglądać za jakąś ławką, na której mogłaby sobie chwilę posiedzieć i już po chwili spostrzegła jedną pustą parę metrów dalej. Usiadłszy uświadomiła sobie, że bolą ją już nogi od tego chodzenia po sklepach. Wyjęła z kieszeni telefon i zauważyła, że mama dwa razy próbowała się do niej dodzwonić. Pewnie nie usłyszała dzwonka pośród ogólnego szumu; postanowiła, że oddzwoni do mamy, jak tylko wsiądzie do tramwaju, wtedy przynajmniej może uda jej się ją usłyszeć. Po chwili usłyszała namiętny szept tuż przy uchu:

 - Mogę się dosiąść?

Lekko obróciła głową, kiedy zza ławki wyszedł elegancko ubrany młodzieniec. Miał na sobie nieskazitelną białą koszulę i czerwoną kamizelkę. Jasne blond włosy odcinały się ostro na tle kobaltowego nieba, dostrzegła też jedno, zafarbowane na krwistą czerwień pasemko. Zadrżała. Skądś wydał się jej znajomy.

 - A potrzebna jest panu moja zgoda? – spytała, nie zamierzając mu ułatwiać początku znajomości i od razu zwracać się do niego na ty.

 - Nie, po prostu próbowałem być uprzejmy.

Wyczuwała od niego coś złego. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale w niepokojący sposób ją przerażał. I nie miała zamiaru pozostawać dłużej w jego obecności.
Obszedł ławkę i usiadł tuż koło niej, tak że przestrzeń między nimi zmniejszyła się do paru centymetrów. Nie podobało jej się to, więc odsunęła się od niego maksymalnie, aż jej plecy dotknęły metalowej podpórki, której chłód wyczuwała przez koszulkę.

 - Cóż, chyba nie będzie miał pan na to więcej szans, bo muszę już iść – próbowała wstać, ale przytrzymał ją za ramię.

Zaczęła się gorączkowo rozglądać, nie chcąc patrzeć facetowi w oczy. Niedaleko dostrzegła jakąś kobietę, która przykucnęła, by zawiązać sznurowadła w butach.

 - A chciałem być miły – westchnął, a jego oddech poruszył jej włosy.

Tuż przed ławką przeszła jakaś para trzymająca się za ręce, która popatrzyła się na nią dziwnie, jakby zachowywała się jak wariatka. Czy oni nie widzieli, że jest napastowana przez jakiegoś obłąkańca?

 - Weź tę rękę! – warknęła do niego, próbując oderwać jego ramię, ale to było tak, jakby jego dłoń przywarła do jej skóry. Ani drgnął, teraz tylko na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.

 - Naprawdę, spodziewałem się po tobie czegoś więcej. Ale widocznie cię przeceniłem. – 
Nagle puścił ją i stanął tuż przed Carly, w sposób, że jego jedna noga znalazła się między jej. Gdyby spróbowała wstać, musiałaby się do niego przytulić, a zamierzała trzymać się jak najdalej od niego.

 - Czego chcesz? – warknęła, nie zamierzając dać się zastraszyć.

 - O, skończyłaś z manierami. Idziesz ze mną.

 - W takim razie wiedz, że odpowiedź brzmi nie.

 - To nie było pytanie, na które można dać przeczącą odpowiedź. To był rozkaz, który zostanie wykonany.

Teraz zaczęła naprawdę się bać. Ten facet ewidentnie jej groził. Poczuła się bezsilna, a tuż koło tego uczucia pojawił się żal. Żal, że nie pozwoliła Mike’owi się odprowadzić.
Korzystając z tego, jak stanął, próbowała gwałtownie unieść nogę, żeby uderzyć tam, gdzie była pewna, że zaboli, ale kolanami ściskał jej udo tak mocno, jak wcześniej ramię.

 - Z daleka wyglądasz niewinnie, ale już z bliska zaczynasz być irytująca.

Zmrużyła gniewnie oczy. Musiała znaleźć jakiś sposób, żeby móc zadzwonić do Davida, Victorii lub Mike’a. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że poradziłaby sobie z natrętem sama, co sprawiło, że zakipiała ze złości.

Popatrzyła wszędzie dookoła, jakby spodziewając się ujrzeć któregoś z przyjaciół, ale zobaczyła tylko tę panią, która wcześniej wiązała buta, jak wstaje i rusza chodnikiem.
Nie mając gdzie wyładować swojej złości, skierowała ją na faceta przed sobą.

 - Zjeżdżaj.

 - To się robi nudne – stwierdził. – Przecież dobrze wiesz, że nie masz wyjścia, prawda?

Zaśmiał się cicho. Nagle tuż za nim pojawiła się kobieta, którą wcześniej zauważyła.

 - Zaraz chyba pojawi się więcej opcji – powiedziała spokojnie, a mężczyzna odskoczył.

 - A niby czemu… - zaczął, po czym nagle syknął: - Nephilim.

Kobieta poruszyła brwiami za szkłami okularów.

 - Oto jedno z tych wyjść. Odejdź. – Powiedziała to głosem nieznoszącym sprzeciwu. – 
Inaczej uznam, że naruszyłeś Porozumienia.

 - Porozumienia… - prychnął. – Niezbyt przekonuje mnie ta groźba. Ale tym razem dam wam poczuć, że wygraliście – rzekł i już po chwili go nie było.

 - O Boże. O Boże… - powtarzała paranoicznie Carly. – Pani jest Nocną Łowczynią, prawda? – zapytała.

 - Co tu robił ten wampir? – spytała kobieta, ignorując jej pytanie, a w jej głosie trudno było się doszukać wiele ciepła. Przyglądała się jej bacznie.

 - Był wampirem? No tak… mogłam się domyślić – pochyliła się i schowała twarz w dłoniach. Nie poznała własnego głosu.

 - Skąd wiesz o Nocnych Łowcach?

 - Mam Wzrok – powiedziała krótko. Ta kobieta nie chciała jej nic wyjaśnić, to ona nie będzie się wdawała w szczegóły.

Carly podniosła na nią spojrzenie. Kobieta sprawiała wrażenie zaskoczonej. Widocznie chciała wyglądać na obojętną, ale jej to nie wyszło. Po raz pierwszy Carly mogła jej się lepiej przyjrzeć. Miała rude włosy związane w ciasny kok. Ciemna karnacja odchodziła od typowego schematu przy tym kolorze włosów. Oczy, których tęczówki były brązowo-zielone, były małe, choć dzięki okularom wyglądały na większe. Cały jej strój miał czarne barwy, co nie powinno być dziwne, jeśli znało się Nocnych Łowców. Odznaczała się bardzo chudą sylwetką, nawet jak na Nephilim, przez co sprawiała wrażenie kościstej. W ręce trzymała niedużą walizkę.

 - Kim pani jest? – spytała Carly.

 - Opiekunką nowojorskiego Instytutu. Louise Adlercross. A z kim mam przyjemność?

A więc to ona była nowym mentorem przydzielonym przez Clave. Carly jeszcze przez chwilę przyglądała jej się z nowym zainteresowaniem.

  - Carly Shaw – mruknęła.

 - Jak się domyślam, nie możesz mi towarzyszyć na noc do Instytutu? Pewnie będziemy musiały przełożyć wyjaśnienie tej sprawy jutro? – spytała, strzepując z ramienia niewidzialny pyłek.

 - Niestety – powiedziała bez żalu, za to nadal słabym głosem. – Rodzice na mnie czekają, będą się niepokoili.

Jak na zawołanie rozległ się dzwonek jej telefonu. Przez chwilę Louise patrzyła się na niego, po czym zwróciła się do niej:

 - Liczę na to, że jutro spotkamy się w Instytucie. Domyślam się, iż wiesz, jak tam trafić? – spojrzała na nią bacznie, na co Carly kiwnęła głową. – W takim razie dobranoc. – I nie czekając na odpowiedź, odeszła ulicą.

Carly wzięła na spokojnie dwa oddechy, po czym odebrała połączenie od mamy.

 - Mamo? Tak, to ja… Wszystko w porządku, naprawdę. Ale strasznie słabo się czuję. Dałabyś radę po mnie przyjechać…?

***
Jak się chce, to się da XD
Rozdział 24. pojawił się… 28? No, to się uwinęłam w dwa dni! X.X
Wizja szkoły daje mocnego kopa XD
Mam nadzieję, że będzie się wam to choć w połowie tak przyjemnie czytało, jak mnie pisało *podczas oglądania kabaretu xD*
+ niejaki Ayden poradził mi, żebym zaczęła publikować moje opowiadanie na fanfiction.net albo na wattpadzie. Ale najpierw z wami chciałam się poradzić tym pomysłem :D Co sądzicie? Oczywiście poprawiłabym pierwsze rozdziały, których jakością teraz gardzę :') 
I niech bogowie wam sprzyjają! *tak, to była sugestia, tato Zeusie*


~~GWMHJ

15 komentarzy:

  1. Łoł... Co się nie dzieje :D
    Rozdział bardzo ciekawy i fajny :D Chciałabym wiedzieć co chciał od Carly ten wampir, ale na odpowiedz chyba będę musiała poczekać :)

    Życzę dużo weny i czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże wreszcie! Rozdział prze genialny ! Mega genialny! Chce koleje 😭 kc slonce

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz ja! Teraz ja! Wiesz dobrze, że pójdzie hejt. Ale po kolei. Spokojnie.

    1. Wypowiedzi dialogowe każdego bohatera zaczynać się powinny od nowego wiersza z wcięciem akapitowym i z tzw. pauzą dialogową. U Ciebie zaczynają się od nowego wiersza. Brakuje mi tutaj pauz! Po prostu. Przepraszam.

    2. Po pauzie dialogowej rozpoczynającej wypowiedź stawia się twardą spację (w Wordzie stawia się ją przez przyciśnięcie Ctrl + Shift + Spacja). Dzięki temu odstępy między pauzą dialogową, a pierwszym słowem w wypowiedzi będą zawsze identyczne, co ma znaczenie estetyczne w przypadku, gdy wyjustujemy tekst. U Ciebie tych twardych spacji brak, co automatycznie musiałem skomentować.

    3. Dialog zamyka się kropką wtedy, gdy narracja nie odnosi się do wypowiedzi bohatera. Zauważyłem chyba kropki wszędzie, gdzie się tylko dało.

    Dobra. Koniec uwag. Chętnie bym powypisywał wszystko, ale nie mam na to siły. Sama dobrze wiesz. Rozdział pod względem tego, co zawiera jest na plus. Nie wiem, czy sobie nie zespoilerowałem czegoś, bo skończyłem czytać na czternastym rozdziale i nagle przeskoczyłem na nowy. Ugh. To chyba wszystko,
    Życzę weny i miłego dzionka.
    Pozdrawiam,
    Ayden Lucas Barrow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa pierwsze punkty to dla mnie czarna magia, sorry. Z trzeciego coś tam rozumiem i postaram się nad tym popracować. Ale to i tak mniejszy hejt, niż się spodziewałam, ale to pewnie dlatego, że jak to napisałeś, nie masz siły. Obawiam się dnia, kiedy będziesz w pełni sił :')
      Tobie też weny życzę,
      ~~GWMHJ

      Usuń
    2. Spokojnie. Chodzi tylko o to, że w tekstach używa się pauz i półpauz (– —). Druga uwaga, to tylko stylistyka. Rzadko kto zwraca na to uwagę. Po prostu lepiej się czyta ze spacjami twardymi. I tyle. A w trzecim. Ugh. To zmora każdego. Po prostu podczas zapisywania dialogu nie zawsze jest kropka na końcu zdania. *Idzie grzebać w swoich plikach.*

      "Dialog zamyka się kropką wtedy, gdy narracja nie odnosi się do wypowiedzi bohatera. W przykładzie do poprzedniego punktu narracja (czyli odpowiedział Adam) odnosiła się do wypowiedzi. Kropki po wypowiedzi zatem nie było.

      Przykład z kropką zamykającą wypowiedź:

      – Dobranoc. – Otworzył drzwi i wyszedł.

      Gdy w takiej narracji pojawia się nazwa wykonawcy czynności, to musi ona poprzedzać czasownik.

      Przykład:

      – Pięknie. – Adam się uśmiechnął.

      A to nieprawidłowy zapis:

      – Pięknie. – Uśmiechnął się Adam.

      6. Postawienie kropki po wypowiedzi narratora sprawia, że dalszy tekst rozpoczyna się wielką literą (niezależnie od tego, czy jest to dalsza część dialogu, czy narracji).

      Dwa przykłady:

      – Kocham cię – wyszeptała Ewa. Jej głos był ciepły i czuły.

      – Kocham cię – wyszeptała Ewa. – Jesteś wspaniały!

      Narrację wplecioną w dialog należy oddzielić myślnikami z obu stron.

      Przykład:

      – Powinniśmy – powiedział – przemyśleć to raz jeszcze.

      Gdy zdarzy się, że wpleciona narracja doprowadzi do zbiegu myślnika i przecinka, to przecinek należy pominąć.

      Przykład:

      – Wiem – powiedziała – że mnie nie znosisz.

      Wypowiedź dialogową jednej osoby wraz z narracją należy składać w ciągu. Nie ma znaczenia jej długość. Jednak gdy pojawia się przerywająca wypowiedź narracja, która odnosi się do zachowania innej osoby niż mówiąca, to każdy z elementów, czyli narrację i dalszą wypowiedź, należy składać od nowego akapitu.

      Trochę to skomplikowane w teorii, więc rozjaśni to przykład:

      – Dowiedziałam się, jaki tak naprawdę jesteś.
      Adam nie wiedział, co powiedzieć.
      – Wydaje ci się – kontynuowała – że pozjadałeś wszystkie rozumy.

      10. Ze względów technicznych i estetycznych pojedynczej wypowiedzi dialogowej wraz z uwagami narratora nie powinno się ciągnąć za długo. Źle to wpływa na odbiór tekstu. Gdy mamy zbyt długą wypowiedź, powinno się ją rozdzielić jakimś wtrętem dialogowym pochodzącym od innej postaci lub tak, jak pokazałem w poprzednim punkcie." ~Tomasz Powyszyński

      I tyle. Po prostu poczytaj o zapisie dialogów.


      Na hejt nigdy nie będę w pełni sił. Sam nie umiem pisać, a innych poprawiam.
      ~`Heretyk Ayden. c:

      Usuń
  4. Hej, hej ;) jak szybko napisałaś kolejny rozdział! Jej, ale się ucieszyłam, jak zobaczyłam.
    Co do treści - jak zwykle świetnie. Mike taki uroczy... jeju, kocham go *.*
    Gdy przeczytałam o spotkaniu Carly z Louisą miałam wrażenie, że nie zapałały do siebie sympatią. Przynajmniej ja jej nie polubiłam.
    Czekam na kolejne rozdziały (mam nadzieję, że akcja z wampirem szybko się rozkręci)!
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny, Johanna Malfoy ;)
    PS. Zapraszam na mojego bloga non-canon-ships-are-better.blogspot.com. Dopiero zaczynam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejku, jak miło, dziękuję, siostro <3 Borówka zawsze do usług :3 I oczywiście musiałaś rozpowiedzieć, że zwlekam z moim ff ;-; xd Rozdział cudowny, lekko się czytało. ;) Uwielbiam scenę w sklepie! xD Moja kochana Lułis! <3 Widzę, że jednak jest opalona :P I lepiej, że nie było moich rumieńców w scenie z Collinem, o tak. Zdecydowanie. Szablon miły dla oka, szczególnie mi się podoba to szare tło *-* Oczywiście życzę tsunami weny, a w razie problemów wiesz do kogo się zwrócić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdzial. Troche za mal Darly. Zapraszam do mnie: http://avengersmojswiat.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantastyczny rozdział ^^ hmm....... co do wampira to chyba uwziął się na Carly z powodu jej przodka, nie wiem czemu i to mnie bardzo ciekawi :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Super! Kiedy odkryłam twojego bloga przeczytałam wszystko na raz. Siedziałam do 3 w nocy. Teraz z niecierpliwością czekam na każdy następny rozdział. Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny super ciekawy rozdział. Czekam na kolejny rozdział. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz jak długo zabierałam się do czytania tego rozdziału? To jakaś masakra... Ale jak zwykle mogę powiedzieć, że jest genialny! Akcja z wampirem ( nie pamiętam imienia, a jestem leniem i nie sprawdzę XD) jest po prostu boska... Daje taki niedosyt. Nowa opiekunka Instytutu ciekawi... Co się dzieje z Davidem? Dlaczego go nie ma? Mike taki zagubiony, ale za razem wesoły i dobrze nastrajający jak zawsze...
    Życzę weny i całuję mroczno! <3
    Hadesiątko! <3
    Veronica Di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju, jak dawno nie komentowałam! No cóż, pora to naprawić. Mike jest jak zwykle genialny :* Brakuje mi trochę darly, ale wybaczę ci to. Ta scena z wampirem mnie zaintrygowaa. Ciekawa jestem czy i jak się to rozwinie. Postać Louise... Nie wiem co o niej myśleć. Niby pomogła Carly, ale i tak jakoś za nią nie przepadam. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się jak najszybciej. pozdrawiam i życzę mnóstwa weny,
    Córka Apolla z dziwnymi powiązaniami z Ateną i Posejdonem

    OdpowiedzUsuń