20 września 2015

Rozdział 26.

Kai, w dniu jej urodzin, życzę 100 lat, wszystkiego Newtowego, szczęścia z Sama-Wie-Kim, cierpliwości do mojego bloga, wytrwałości w internetach i żeby była sobą, dedykuję rozdział , choć zasługuje na o wiele więcej <3
                                                     **********************
Instytut był naprawdę imponujący, nawet w porównaniu do tego w Paryżu, który słynął ze swojej okazałości. W przeciwieństwie do niego, nowojorski wydawał się skromny, jednak działało to na jego korzyść. W tym Instytucie także nie brakowało zabytkowych ilustracji Razjela, obrazów przedstawiających Porozumienia czy choćby zabytkowych gobelinów z drzewami genealogicznymi Nocnych Łowców. Idąc korytarzami Instytutu, Louise wygładziła rękawy nieskazitelnie białej koszuli. Szła na spotkanie „zapoznawcze” z tutejszymi młodymi Nephilim i postanowiła wypaść w ich oczach jak najlepiej. Ubrała się szykownie, ale bez przesady. Jak nauczyciel, pomyślała z rozbawieniem. W końcu stanęła przed drzwiami jadalni, odetchnęła i otworzyła drzwi. Bez wahania ruszyła przed siebie – nie mogła okazać zdenerwowania, wszystko sobie dokładnie obmyśliła. Usiadła na krześle u szczytu stołu, które pozostawili dla niej puste i rozejrzała się po twarzach nastolatków. Na prawo od niej siedział wysoki i umięśniony chłopak – właściwie już mężczyzna – o prostych starannie uczesanych blond włosach. Obok niego wygodnie rozparł się na krześle Nocny Łowca o bardzo młodej twarzy; dookoła jego twarzy kołysały się kosmyki poskręcanych włosów, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Jeszcze dalej siedziała dziewczyna o czerwonej fryzurze, która nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, nawet kiedy chłopak obok niej szturchnął ją w żebra.
Po drugiej stronie stołu, obok niej, siedziała śliczna dziewczyna o jasnobrązowych włosach ściągniętych w kitkę, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Obok niej siedział chłopak z grzywką czarnych włosów, zasłaniającą jego oczy; garbił się nad stołem, bawiąc się palcami.
Louise odchrząknęła i zaczęła mówić.

 - Witam was. – Nagle uznała, że tekst, który sobie przygotowała był strasznie sztywny. Niemniej, nie zamierzała z niego rezygnować. – Nazywam się Louise Adlercross i jestem, jak się pewnie domyślacie, nową opiekunką tutejszego Instytutu, wybranym przez Clave.

 - Jest pani córką Konsula? – spytała dziewczyna siedząca obok niej, wychylając się do przodu.
Louise poczerwieniała i poprawiła sobie okulary na nosie.

 - Możecie mówić mi po imieniu. – Przemyślała to już wcześniej i stwierdziła, że nie ma sensu, by zwracali się do niej nazwiskiem. Nie była w końcu taka stara. - I tak, jestem jego córką.

Dziewczyna odchyliła się do tyłu na krześle, a wyraz jej twarzy świadczył o niechętnym szacunku. Widać nie miała dobrego mniemania o szefostwie Clave.

 - Więc, Louise – zaczął wyższy z chłopców – pozwól, że przedstawię ci nas wszystkich. –Uśmiechnął się lekko. – Ja nazywam się Christopher Brazenchic, to jest Victoria Silverache. – Wskazał na dziewczynę siedzącą naprzeciwko niego. – Ten tutaj to Michael Nightgrow… - „Nie nazywaj mnie Michael, jestem Mike”, odezwał się chłopiec siedzący koło niego. – Dalej jest Madison Ravenquick. – Dziewczyna z czerwonymi włosami zbyła go machnięciem ręki. – I na końcu Anthony, także Ravenquick, brat bliźniak Maddie.

Chłopak nie zareagował.

 - Cóż… Miło mi was poznać – odparła. – Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować.

Uśmiech na jej twarzy może i nie wyglądał szczerze, ale się starała. Zazwyczaj nie utrzymywała kontaktów z dziećmi, więc trudno jej było się dostosować. Choć w tej sytuacji nie do końca chodziło o „dzieci”.

 - Co pani… Co rozumiesz przez „współpracę”? – zapytał niższy z chłopców. Tak, miał na imię Michael.

 - Będę pełnić funkcje zarówno waszego opiekuna, jak i nauczyciela. Uznano, że mam odpowiednie klasyfikacje do tej roli.

 - Będziemy się uczyć nowych sztuk walki? – zapytała podekscytowana Victoria. Pozostali także wyglądali na ożywionych, gdy dotarła do nich ta myśl.

Louise odchrząknęła, chcąc jak najdłużej zwlekać z odpowiedzią.

 - Niestety, nie w tym celu mnie tu przysłano. Moim zadaniem jest…

 - Nie będziemy więcej się szkolić w akcji? – spytał z niedowierzeniem Michael.

Nie on jeden wyglądał na wstrząśniętego. Victoria wyglądała, jakby nie mogła wykrztusić słowa, a Christopher wpatrywał się w nią osłupiały. Szczerze mówiąc, spodziewała się takiej reakcji, chociaż nigdy nie rozumiała, dlaczego wszyscy Nocni Łowcy wolą zajęcia praktyczne od, na przykład, uczenia się historii Nephilim?
                                                   ************************
Carly stanęła przed drzwiami do Instytutu, czując dojmujące wyrzuty sumienia. Po wczorajszym powrocie do domu obiecała mamie, że będzie siedziała cały dzień w łóżku, a tymczasem tuż po wyjściu rodziców z domu wygramoliła się spod kołdry i popędziła do Instytutu. Wiedziała, że musi się stawić, bo inaczej jeszcze ta Louise zacznie jej składać wizyty w domu. Zresztą, sama bardzo chciała wyjaśnić sprawę. Źle się czuła, okłamując rodziców, ale tak naprawdę nie miała wyjścia. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, mama nawet się nie dowie, że wyszła z domu.
Wzięła uspokajający oddech i poprawiła rękaw kurtki, który spadł jej z ramienia. W powietrzu czuć było duchotę, bo deszcz dalej nie opadł. Chciała, by burza ją dosięgła. Miała nadzieję, że tym samym obmyje ją z wszystkich uczuć i myśli, bo miała ich serdecznie dość.
Ze zdecydowaniem wcisnęła dzwonek do Instytutu.
                                                   *************************
 - Moim zadaniem jest – ciągnęła Louise, nie zwracając uwagi na ich protesty – podszkolenie was między innymi w demonologii, historii Jonathana Nocnego Łowcy, nauce języków obcych,  ze szczególnym naciskiem na łacinę.

 - To jest bez sensu – zauważył Christopher.

Louise nie skomentowała tego. W książkach o ludzkiej psychice czytała, że człowiekowi najpierw trzeba dać się wygadać po jakiejś niespodziewanej informacji, a dopiero potem na spokojnie porozmawiać.

 - Zgadzam się – odezwała się Victoria, wpatrując się w Louise spode łba. – Przecież to jest zupełnie… nielogiczne! Po co nam jakaś łacina w zabijaniu demonów?

Zamknęła usta, by wymyślić dalsze argumenty i w tym momencie w całym Instytucie rozbrzmiał wibrujący i przenikliwy sygnał, oznajmiający, że ktoś czeka przed budynkiem.
Michael natychmiast podniósł się z krzesła i wymienił przerażone spojrzenie z Christopherem. Louise wstała powoli, przyglądając im się badawczo.

 - Musimy przełożyć tę rozmowę na później. Teraz muszę załatwić jedną sprawę.

 - Czyli… to ktoś do ciebie, tak? -  spytał chłopak, a w jego głosie wyraźnie zabrzmiała ulga. 
Przejechał ręką po włosach, po czym uśmiechnął się sztucznie i zapytał: - A w jakiej sprawie?

 - Wczoraj wieczorem wydarzył się dość… nieprzyjemny incydent, w który została 
zamieszana jedna Przyziemna. Mam zamiar wyjaśnić tę sprawę jak najszybciej.

Louise zasunęła za sobą krzesło i ruszyła w kierunku wyjścia z jadalni, kiedy Michael obiegł stół i stanął przed nią, blokując jej przejście. Założyła ręce na piersi i popatrzyła się na niego pytająco. Michael był parę centymetrów od niej wyższy, przez co poczuła się śmiesznie mała.

 - Jak miała na imię ta dziewczyna? Ta Przyziemna?

Kobieta zastanowiła się nad sensem tego pytania. Wątpliwe było, by chłopak wiedział coś na temat dziewczyny, ale nie można było wykluczyć takiej opcji. Nie wydawało się jednak, żeby zatajenie przed nim takich informacji miało czemuś zaszkodzić.

 - Carly Shaw.

Wyraz twarzy Michaela się nie zmienił, jednak jego spojrzenie pobiegło ku Victorii, która wyraźnie zbladła. Louise westchnęła i pomyślała, że i tak wszystkiego się dowie w swoim czasie.

 - Przepuścisz mnie? Nie będę mogła jej zaprosić do Instytutu.

 - Ja… tak, znaczy… proszę. – Cofnął się pośpiesznie.

Louise wyszła na korytarz i szybkim krokiem ruszyła w stronę holu głównego. Usłyszała za sobą szybki gwar rozmów, po chwili u jej boku pojawiła się Victoria.

 - Możemy ci towarzyszyć?

Na jej twarzy nie było już widać wrogości, dzięki czemu Louise upewniła się w teorii, że znają tą Przyziemną. Wzruszyła ramionami, pozwalając im iść za sobą. Błyskawicznie doszli do holu. Mike jako pierwszy doskoczył do drzwi i czym prędzej zaczął rozsuwać różne rygle, które w staroświecki sposób blokowały wejście do Instytutu. Gdy uporał się ze wszystkimi, drzwi stanęły otworem, wpuszczając do wnętrza budynku chłodny powiew wiatru. Za drzwiami stała Carly, z rękami podpartymi na bokach. Uśmiechnęła się szeroko na widok Michaela.

 - Naprawdę, Mike, jeszcze nigdy tak długo tu nie czekałam… - urwała, kiedy zobaczyła Louise. Uśmiech błyskawicznie spełzł jej z twarzy. – Dzień dobry.
Louise tylko kiwnęła sztywno głową. Nie polubiła tej dziewczyny, prawdopodobnie dlatego, że przez nią powstała nowa afera, którą musiała się zająć. Louise lubiła porządek i spokój, dlatego od razu poczuła niechęć do dziewczyny. Choć racjonalna część jej umysłu krzyczała „Daj jej spokój!”, nie umiała tego zrobić.
                                                        *************************
Nowa opiekunka Instytutu najwyraźniej nie umiała ukrywać uczuć, bo na jej twarzy była wręcz wymalowana niechęć do Carly. Kiedy Adlercross machnęła na nią ręką jak na psa, Carly starała się tłumić emocje. Przechodząc koło Victorii, ścisnęła przyjaciółkę za rękę. Nocna Łowczyni spojrzała na nią, a w jej oczach Carly dostrzegła takie samo zdenerwowanie, jakie czuła sama.
Mike zamknął drzwi główne i zasunął ponownie wszystkie rygle, po czym podążył za Carly i Victorią, które posłusznie ruszyły korytarzem z Louise. Opiekunka poprowadziła ich do swojego nowego gabinetu, który znajdował się za kolejnymi niepozornymi drzwiami. Pokój był prosty i minimalistyczny; okna nie miały firanek, ściany były pomalowane na beżowo, a biurko było ustawione na środku pomieszczenia. Oprócz tego w gabinecie znajdowała się jedynie wysoka szafa, ustawiona pod ścianą i dwa zwyczajne krzesła za biurkiem. Cały pokój zalewała złota poświata od ognia płonącego w kominku, który sprawiał wrażenie jedynej pozytywnej rzeczy w tym pomieszczeniu.
Louise usiadła za biurkiem.

 - Siadaj. – Wskazała Carly miejsce naprzeciwko siebie.

Dziewczyna obróciła się przez ramię i zauważyła, że Mike i Victoria stanęli pod ścianą, wymieniając spojrzenia.

 - Tylko jedno z was może zostać.

 - Dlaczego? Przecież i tak wszystkiego się dowiedzą – zaprotestowała Carly, zaplatając ręce na piersi. Nie rozumiała tej kobiety.

 - Zdania nie zmienię, więc im szybciej wyjdziecie, tym lepiej. – Westchnęła, po czym zwróciła się do Carly: - Może ty wybierz, które z nich ma zostać. Oszczędzi nam to wiele czasu, a ja muszę wracać do obowiązków.

Carly nie mogła w to uwierzyć. Ta domniemana opiekunka traktowała wczorajszy incydent z wampirem jak zwykłą durną przygodę, jaka się przydarzyła małemu dziecku. Zacisnęła wargi, odliczyła w myślach do pięciu i dopiero wtedy odpowiedziała.

 - Dobrze, niech będzie. Proszę, żeby została ze mną Victoria. Ale i tak proszę wiedzieć, że i tak opowiem Mike’owi wszystko, co tu usłyszę.

Louise nic nie powiedziała, tylko wpatrywała się w Mike’a. Chłopak z dość ponurą miną wzruszył ramionami i ruszył do drzwi, by po chwili mogły zamknąć się za nim z cichym trzaskiem.

Carly zrobiło się go trochę żal, ale głupio by się czuła, opowiadając o wszystkim ze świadomością, że Mike jej słucha. Zresztą, jej przyjaciel był dość opiekuńczym typem, co w parze z jego od-czasu-do-czasu-wybuchowym temperamentem mogło się źle skończyć.
Po jego wyjściu Carly rozsiadła się wygodnie (na tyle, na ile można było na tym twardym krześle) i zwróciła się do Adlercross:

 - Więc…?

 - Proszę mi opowiedzieć o wczorajszym incydencie, panno Shaw. W końcu po to tu jesteśmy.

Czy naprawdę musi się do mnie zwracać jak do dziecka?, pomyślała Carly. Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić wszystko od początku: o rozstaniu się z Mikiem pod sklepem, o szukaniu wolnej ławki, najściu wampira i jego poleceniom, a także o całym dziwnym przebiegu ich rozmowy. Opowiedziała o wszystkim z najdrobniejszymi szczegółami, jakie zapamiętała, a było ich mnóstwo: wątpiła, by zdołała kiedyś zapomnieć choćby o jednym z nich.
Adlercross patrzyła na nią, co pewien czas kiwała też głową, co pozwalało Carly sądzić, że opiekunka jej wierzy. Przynajmniej tyle. Kiedy doszła do końca swojej opowieści, Adlercross zaczęła zadawać jej pytania.

 - Czyli na pewno nie doszło do – skrzywiła się – gwałtu lub przemocy? Nie uderzył cię?

 - Nie. Ale to, co mówił, brzmiało jak groźby, prawda?

 - Dobrze, ale czasami groźby są tylko pustymi słowami. Równie dobrze mogłaby to być obietnica bez pokrycia, nie wykluczam takiej szansy.

 - Wie pani, on naprawdę brzmiał, jakby wierzył w to, co mówi. – Zastanawiała się, jakim cudem udaje jej się zachować spokój. – Wiem, co widziałam.

 - Wierzę ci, jednak istnieje także możliwość, że z powodu strachu spanikowałaś, przez co 
wydawało ci się, że on ci grozi.

Carly spojrzała na nią z oburzeniem. Czy ta kobieta sugerowała, że miała omamy? Ta rozmowa coraz mniej się jej podobała.
Widząc, że Carly już zamierza zacząć krzyczeć, Adlercross powiedziała:

 - Na chwilę obecną nie jest to ważne. – Nie jest? Do czego ona zmierzała? – Czy opowiadałaś już komuś o tym?

 - Nie – odparła Carly. – Niby komu? Moi rodzice nie mają pojęcia o całym waszym Świecie Cieni i nie mam zamiaru ich o tym informować.

Victoria posłała jej zdziwione spojrzenie, a Carly dobrze wiedziała, o co, a raczej o kogo, jej chodzi. „Czemu nie powiedziałaś o wszystkim Davidowi?”, zdawały się pytać oczy Nocnej Łowczyni. Prawda była taka, że chciała, pragnęła mu o tym opowiedzieć z całego serca. Dzwoniła do niego, ale nie odbierał, więc co w tym wypadku miała zrobić? Jechać do jego mieszkania i dobijać się do drzwi? Po prostu zrezygnowała, zostawiając mu na skrzynce telefonicznej kilkanaście nieodebranych połączeń.

 - I słusznie – powiedziała opiekunka. – Byłoby z tym jeszcze więcej kłopotów. – Przejechała ręką po włosach, bo kilka niesfornych kosmyków wymknęło się z koka. – W każdym razie, cieszę się, że zataiłaś to przed innymi. Nie byłoby dobrze, gdyby rozeszły się plotki, iż Clave podejrzewa Podziemnych o łamanie Porozumień.

 - O to ci chodzi? O łamanie Porozumień? – spytała nagle ostro opiekunkę Victoria. – W takiej okazji przecież Clave musi coś zrobić!

 - Nie do ciebie należy decyzja, co Clave ma, a czego nie ma robić – odparła chłodno Adlercross. – Jak na razie tylko ja tutaj mam uprawnienia do wdrożenia procedur w imieniu Inkwizytora, jednak na razie nie dostrzegłam takiej potrzeby.

 - Potrzeby? Przecież Clave powinno zapewnić Carly bezpieczeństwo! – zawołała Victoria, wskazując na Carly, która przyglądała jej się ze zdumieniem. Nie do końca wiedziała, o co im chodzi. – To się może powtórzyć! A Nephilim są od tego, by bronić bezpieczeństwa Przyziemnych!

Adlercross wstała i zmierzyła Victorię lodowatym spojrzeniem.

 - Powiedziałam ci już, co sądzę na temat twojej opinii. Uspokój się, albo będę zmuszona poprosić cię o opuszczenie tego pomieszczenia.

Victoria umilkła, ale dalej nie spuszczała z kobiety wkurzonego spojrzenia, aż ta opuściła wzrok.

 - Sądzę, że w takich warunkach nie możemy kontynuować naszej rozmowy. Jeżeli Clave – w tym momencie opiekunka spojrzała ostrzegawczo na Victorię – będzie miało do ciebie jakieś pytania, powiadomimy cię o tym.

Carly wstała i kiwnęła głową.

 - Sama trafię do wyjścia – powiedziała. – Nie musi się pani kłopotać z odprowadzaniem mnie.

Wyszła, a tuż za nią podążyła Victoria. Wzburzona dziewczyna wpadła w korytarzu na Mike’a, który – była tego stuprocentowo pewna – podsłuchiwał pod drzwiami. Teraz przyjaciel też spojrzał na nią ponuro.

 - Nie rozumiem do końca. O co w tym wszystkim chodzi? – zapytał. Kiedy Carly już otwierała usta, żeby mu opowiedzieć wszystko od nowa, uniósł rękę, powstrzymując ja. – To o wampirze słyszałem. Chodzi mi bardziej o to, co ma do tego Clave?

Popatrzył wyczekująco na Victorię, a Carly zobaczyła na jego twarzy dziwną zaciętość.

 - Clave zaczyna umywać ręce, co do działań Podziemnych. Według nich, Carly sama musi sobie radzić w naszym świecie.
                                                                ************************
Pewnie nie polubiliście Louise. Nie dziwię się, choć wydaje mi się, że ciekawa postać xD
Następny rozdział będzie o... Darly! *fanfary* Raczej nie cały, ale jedną scenę już mam :3 
Cud, miód itede :') 
Zapomniałabym! NA ANIOŁA, LUDZIE, WIECIE CO?! WIECIE?! WYBIŁO 40 000 WYŚWIETLEŃ!!! Aaaaa! <3 Purwa, klumpy itede, tak się jaram *____*
+ zapraszam na GWMHJ, gdzie robię Admin Challenge xD 
Pozdrawiam, ściskam i całuję ogólnie i za wytrwałość dla moich czytelników,
Wasza GWMHJ 


11 komentarzy:

  1. Super rozdział! Nie mogę się doczekać Darly. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Nie polubiłam Louise już od poprzedniego rozdziału, a teraz dodatkowo nie lubię jej za to, że jest niemiła dla Carly.
    Darly, Darly, Darly! Jak nie dasz kolejnego rozdziału szybko, to... Nie wiem, to wyślę Cię do Labiryntu xd
    Nie wiem, co jeszcze napisać... Rozdział idealny jak każdy, spójna akcja, genialne postacie :) Cała GWMHJ
    Ciepło pozdrawiam, życzę weny! Johanna Malfoy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno słowo: bosko! Gratuluję 40 000 wyświetleń! <3
    Rozdział świetny, ale to chyba nic nowego ;) Co do Louise... Wierzę, że ona jeszcze się zmieni... Intryguje mnie ta postać :3 No, zobaczymy co to za scena z Darly ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Czekam niecierpliwie i zawsze służę pomocą :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezus no w końcu Oli Jezus najlepszy

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie sądziłam, że ktoolwiek kiedykolwiek nazwie mnie klumpem... Ja tak mówię na moją siostrę XD
    Świetny rozdział i czekam na więcej, więcej, WIĘCEJ!!!

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    OdpowiedzUsuń
  6. Ekstra rozdział ^^ Nie przepadam za nową opiekunką Instytutu Ale zobaczymy jaka będzie później.
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Brak słów . EKSTRA !!👌👌👌👌

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział, jak wszystkie inne :)
    Czekam na kolejny :)
    Weny życzę / Allie

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny?!?!?!?!?
    Hejtuję Louis! Hejterzy górą!
    Gdzie mój kochany David?!
    Świetna praca, Ginny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy kolejny rozdział?? Już się nie mogę doczekać ;)
    Rozdział oczywiście świetny :)

    OdpowiedzUsuń