16 października 2015

Rozdział 27.

Poduszka upadła na podłogę z głuchym tąpnięciem. Po chwili dołączyła do niej stara przytulanka. Wyglądało na to, że długo same nie pobędą, bo Carly chwyciła do ręki kolejną ofiarę; tym razem wybór padł na mały szklany flakonik, który stał nie wiadomo po co na półce. I tak tylko się kurzył, pomyślała, zanim rzuciła nim przez ramię. Czekając na satysfakcjonujący brzdęk rozbijającego się szkła, przeszukiwała wzrokiem szafki w nadziei na znalezienie następnego, łatwo tłukącego się przedmiotu.
Coś jej nie pasowało. Po chwili, gdy czyjeś chłodne ręce objęły ją od tyłu w talii, już wiedziała co.
Nie było słychać dźwięku roztrzaskiwanego flakonika.
Zdrętwiała na moment, po czym zareagowały jej instynkty obronne – zrobiła zamach i łokciem uderzyła w napastnika. Trafiła w miękkie ciało, czyli prawdopodobnie w brzuch. Jedna ręka natychmiast oderwała się od jej boku. Prędko odskoczyła i dysząc ciężko, ustawiła się pod ścianą. Szybko chwyciła do ręki pierwszą lepszą rzecz, która jej się nawinęła pod rękę, w tym wypadku długopis. Skierowała go w stronę napastnika, który przypatrywał jej się ze zdziwieniem.

 - Twoją najlepszą bronią jest długopis?

 - Niektórzy potrafią uratować za jego pomocą świat, więc nie kpij sobie ze mnie. – 
Przewróciła oczami. – Czemu znowu wszedłeś przez okno?

David podrapał się po szyi. W drugiej ręce trzymał flakonik.

 - Cóż… wydawało mi się to ciekawsze niż wejście przez drzwi, a to już coś.

Carly westchnęła i odłożyła długopis na biurko.

 - Ślicznie wyglądasz – powiedział swobodnie. Jakby nic się nie stało.

Spojrzała w dół na swoją piżamę w serduszka.

 - Wiesz, większość chłopaków mówi swoim dziewczynom, że wyglądają pięknie – 
powiedziała z rozbawieniem.

 - Tym samym sprawiają, że ich dziewczyny stają się pospolite. A ty, Carls, jesteś wyjątkowa, więc nie będę cię obrażał mówiąc, że jesteś piękna.

Kiedy jej serce szybciej zabiło, chciała do niego podejść, zanurzyć ręce w jego włosach i zatracić się w nierzeczywistości, jednak uwolniła się od takich myśli. Nie mogła się do tego zmusić. Pojawił się teraz, w tym momencie, kiedy siedziała bezpieczna w domu. Co się z nim działo, kiedy chciała mu się wyżalić? Gdzie był, kiedy ktoś ją zaatakował?

 - Co tu robisz? – zapytała, może trochę za ostro.

David wydawał się równocześnie zdziwiony, jak i zdenerwowany jej postawą.

 - Co tu robię? Przecież to ty mi zostawiłaś na poczcie kilkanaście wiadomości!

 - Cóż, miło, że przyszedłeś. Wreszcie się zainteresowałeś.

Nie podobał jej się sposób, w jaki się do niego zwracała, ale nie mogła się powstrzymać. Była na niego zła bardziej, niż myślała wcześniej.

 - Nie miałem możliwości się z tobą skontaktować – powiedział, ale nie patrzył jej przy tym w oczy. Kłamał? – Przepraszam.

Podszedł do niej i z pewnym wahaniem chwycił ją za rękę. Nie broniła się. Podniosła ich splecione dłonie do jej twarzy i wtuliła w nie twarz. David gwałtownym gestem przygarnął ją do siebie. Poczuła jego ciepły oddech na swoich włosach, westchnęła, kiedy zaczął gładzić jej plecy palcami. Uszło z niej całej napięcie i rozluźniła się w jego ramionach.

 - Jak myślisz, dlaczego wampiry postanowiły się mną zainteresować?

David zesztywniał na moment, ręka przestała głaskać jej plecy.

 - Skąd taki pomysł? – spytał z napięciem.

 - Czy coś, co już się zdarzyło, może być pomysłem?

Odsunął się od niej i popatrzył jej w oczy. Chyba nie spodobała mu się widniejąca w nich szczerość, bo przesunął ręką po włosach.

 - Opowiesz mi wszystko? – spytał, a kiedy kiwnęła głową, pociągnął ją za sobą na łóżko.

Nie wiedziała, czy mu wybaczyła, czy między nimi nic się nie zmieniło, ale teraz nie zamierzała nad tym rozmyślać. Wyłożyła się wygodnie na zgięciu jego ramienia i po raz drugi zaczęła opowiadać, tym razem było jeszcze łatwiej – wiedziała, co trzeba podkreślić, a czego niekoniecznie musi mówić.
Gdy doszła do momentu, gdy wampir zaczął jej grozić, David poderwał się z łóżka i zaczął chodzić nerwowo po pokoju.

 - Wszystko dobrze? – spytała, obserwując go spod półprzymkniętych oczu.

Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nią rozgorączkowanym wzrokiem. Po chwili już siedział tuż obok niej na łóżku. Nachylił się nad nią i zaczął całować jej usta, policzki, skronie.

 - To… - Pocałunek. – Moja… - Pocałunek. – Wina…

Zanurzyła dłonie w jego miękkich włosach. Pragnęła zaprzeczyć, powiedzieć, żeby się nie obwiniał, ale skutecznie udaremnił jej starania, obsypując pocałunkami jej szyję. Ujęła jego podbródek i naprowadziła na jej usta. Całował ją inaczej niż zwykle, bardziej łapczywie, jakby chciał się upewnić, że jest z nim tu i teraz, że nic jej nie jest. Całkowicie mu się oddała, powalił ją siłą swoich uczuć – w każdym pocałunku czuła troskę, w westchnieniach ulgę, a w muśnięciach jego skóry żal, że nie było go przy niej.
Po kilku sekundach – a może kwadransach, nie liczyła – położyła mu dłoń na piersi i lekko go odepchnęła. David nie zwrócił na to uwagi, może nawet nic nie poczuł, bo cały czas nachylał się nad nią, wodząc ustami po jej wargach. Tym razem mocniej na niego nacisnęła, więc dość niechętnie, David podniósł się i usiadł koło niej na łóżku. Przez twarz przemknął mu wyraz rozdrażnienia, ale momentalnie zniknął, zastąpiony przez poczucie winy.

 - Przepraszam. - Odchrząknął. - Mów dalej.

Carly, pewna, że jest cała czerwona na twarzy, kontynuowała opowiadanie. Kiedy mówiła, David od niechcenia gładził ją po dłoni, rozpraszając nieco jej uwagę.
Szybko dotarła do momentu, kiedy była przesłuchiwana przez Adlercross i umilkła. Ta historia nie była bardzo długa, ale dalej wydawała jej się straszna.
Dopiero teraz zauważyła, że David nie trzyma jej już za rękę. W pewnym momencie musiał zejść z łóżka i usiąść na ziemi, teraz opierał się o koc spływający z posłania. Obróciła głowę w jego kierunku, leżąc na brzuchu w poprzek łóżka.
Oczy miał mocno zaciśnięte, ciemne rzęsy rzucały głębokie cienie na zarumienione policzki. Wąskie wargi złożyły się w cienką linię. Koło ust na policzku miał pieprzyka, który tylko dodawał mu w jakiś sposób uroku. Włosy, zwykle starannie uczesane, teraz sterczały na wszystkie strony. Wygląda jakby dopiero wstał z łóżka, pomyślała. Co zresztą jest prawdą, zaśmiała się w myślach. Jego mina jednak w najmniejszym stopniu nie świadczyła o tym, jakoby przed chwilą miał się obudzić. Wyglądał, jakby usiłował sobie coś przypomnieć, ale równocześnie można było wyczuć w nim gniew. Na kogo? Na nią? Carly wątpiła w taką możliwość. Najprawdopodobniej był zdenerwowany na tego wampira albo na całą sytuację.
Położyła mu rękę na ramieniu, przy okazji zwracając uwagę na mięśnie delikatnie rysujące się pod jego ciemną koszulką. Nie była ona czarna, tak jak pozostałe stroje Nocnych Łowców, ale ciemnozielona. Życie  Nephilim oznaczało wieczną służbę, ale kto powiedział, że nie można sobie wziąć paru dni wolnego? Ale skoro tak, to co robił ostatnimi dniami? Co było na tyle zajmującego, że nie dawał znaku życia?
Powróciły do niej wcześniejsze wątpliwości. Starała się je stłumić, zepchnąć przynajmniej na jakiś czas do niedostępnego kącika w jej mózgu, żeby mogła rozmyślać o nich później. Albo najlepiej w ogóle. Z drugiej strony, nie wiedziała, czy słusznie robi ufając mu.  Na tym polega związek, prawda? Na wzajemnym uczuciu i zaufaniu.
Czując jej rękę na dłoni, drgnął. Ukląkł przed nią, ostrożnie podniósł dłonie do góry – na prawej wyraźnie widziała Znak Wzroku, pierwszą runę, którą kiedykolwiek ujrzała – i ujął jej twarz. Nachylił się do niej. Jego czoło zetknęło się z jej czołem, czuła jego oddech na ustach, czekając na pocałunek, kiedy on przemówił.

 - To wszystko moja wina.

Nim zdążyła się odwrócić, już go nie było. Od strony okna dobiegł ją tylko jego głos:

 - A ja naprawiam błędy.

***

Mike trzymał na wszelki wypadek ręce w kieszeniach. Nie wiedział, na jakim są poziomie znajomości, więc próbował uniknąć żenujących ruchów przy powitaniu.
Czekał na Amandę przed jej blokiem; nie pozwalała mu przyjść po nią pod same drzwi. Mike myślał, że jest to powodowane wstydem za to, gdzie dziewczyna mieszka, choć sam nie widział w tym problemu. Dobra, budynek nie należał do najnowszych i już dawno powinno się go odmalować, ale są różne warunki mieszkaniowe. A może po prostu nie chciała, żeby ją odwiedził? Cóż, uszanuje jej decyzję.
Zaczął cicho pogwizdywać (przejął ten nawyk od Chrisa), wpatrując się w czubki butów. Po chwili, mimo braku Znaków, Mike usłyszał ciche skrzypienie drzwi wejściowych. Nie nakładał sobie żadnych run przed spotkaniem z Amandą. Wydawało mu się to… nieodpowiednie. Po chwili z cienia klatki schodowej wyszła Amanda. Włosy miała zwyczajowo zaplątane w warkocz. Podobała mu się w tej fryzurze. Zresztą, cała mu się podobała. Niemniej, nie zamierzał ujawniać swoich uczuć.

 - Hej – rzucił, pilnując, żeby nie wyciągać dłoni z kieszeni. Uśmiechnął się szeroko.

 - Cześć. – Odwzajemniła nieśmiały uśmiech, nieco skrępowana. Zawsze tak wyglądała na początku ich spotkań. – Długo czekasz?

 - Niespecjalnie – skłamał. Czekał od dobrych dwudziestu minut. Przypisywał to spóźnienie faktowi, że była dziewczyną.

 - To dobrze. – Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi. Ramiona jej opadły, a z buzi zniknęło napięcie. – Coś mnie na moment zatrzymało.

Kiedy mówiła, szarpała delikatnie za rękaw jej koszuli z długimi rękawami. Mike trochę się jej dziwił. Był czerwiec, pogoda dopisywała, słońce świeciło od rana, a ona ubrała się jak na jesień. Zastanawiał się, czy istniała możliwość, że szkolenie Nocnego Łowcy sprawiło, iż inaczej odczuwał poziom temperatury. Może był bardziej zahartowany? Niemniej, on sam ubrał się dziś w zwykły czarny podkoszulek i czarne spodenki do kolan. Kolory wybierał automatycznie.

 - Gdzie idziemy?

Mike zastanowił się. Niełatwo było wybrać miejsce na ich wspólne wyjścia. Miał parę pomysłów, ale większość odrzucał. Kino? Jeszcze pomyśli, że to randka. A na razie nie o to mu chodziło. Restauracja? To samo. Zaprosić ją do swojego domu? Zdecydowanie nie. Za każdym razem decydował się na jakieś proste wyjścia: do parku, na spacer, do galerii, po mieście.

 - Hm, niedaleko parku. Jest tam takie fajne miejsce. Zobaczysz.

Mrugnął do niej, a ona się roześmiała. Czasami myślał, że istnieje po to, żeby żartować, choć, oczywiście, nie zawsze mu to wychodziło.
Choć Amanda rzadko opowiadała o sobie, udało mu się wyciągnąć z niej kilka wiadomości. Miała szesnaście lat, poszła o rok wcześniej do szkoły, więc aktualnie chodziła do drugiej liceum. Wybrała profil matematyczny, choć był to głównie wpływ jej rodziców. (Co było jedyną informacją, którą o nich posiadał. Uznał, że zbyt nalegają na córkę w osobistych decyzjach). Znajomi z jej klasy nie przepadali za nią, ale miała jedną przyjaciółkę, Courtney. Zdążył ją już spotkać, kiedy czekał na Amandę pod jej szkołą. Okazała się inna niż w jego wyobrażeniu. Myślał o niej jako o cichej, spokojnej osobie, o podobnych zainteresowaniach co Amanda. W rzeczywistości zgadzało się tylko to ostatnie.
Courtney zdecydowanie nie należała do osób o flegmatycznej naturze. Ledwo mógł się przy niej odezwać, natychmiast zagłuszany przez jej nieustanną paplaninę.
Amanda sprawiała wrażenie bardzo rozbawionej, kiedy mu ją przedstawiała.

 - Fajny szalik - zaczął, patrząc na zawieszony na jej szyi czerwono - żółty szalik. - To z "Harry'ego Pottera"?

Potem żałował tego pytania. Courtney zwęziła oczy.

 - Czytałeś? - Jak na jego gust, w jej głosie było trochę za dużo niedowierzania.

 - Oglądałem filmy.

Courtney prychnęła i zwróciła się do Amandy:

 - Jesteś pewna, że chcesz się z nim spotykać? Nie wygląda mi na twój typ chłopaka...

Amanda poczerwieniała chyba jeszcze bardziej niż Mike.

 - My ze sobą nie chodzimy. - Spojrzała niepewnie na Mike'a. - Daj spokój.

Courtney spojrzała na niego z pogardą, po czym zaczęła mówić.

 - Skoro już jesteśmy przy Harrym, kiedy w końcu przeczytasz mój fanfik do końca? Ama, masz już sporo zaległości, a w najnowszym rozdziale Draco w końcu zrywa z Pansy...

Po rozstaniu się z Courtney, Mike zapytał Amandę:

 - Co to jest fanfik?

Zaśmiała się, po czym cierpliwie zaczęła tłumaczyć, że fanfik to rodzaj opowiadania na podstawie książki innego autora, często naginający rzeczywistość opisaną przez twórcę.

 - A jak pisze Courtney?

Amanda zagryzła od środka policzek.

 - Szczerze?

 - Szczere.

Westchnęła, ale odpowiedziała:

 - Okropnie. Tylko jej nie mów. - Rozejrzała się dookoła, jakby Courtney miała wyskoczyć zza rogu. - Nie radzi sobie. Ale sprawia jej to tyle radości, że nie mam serca jej tego mówić.

 - Kiedyś musisz jej to powiedzieć - stwierdził poważnie Mike. - Prawda prędzej czy później się wyda, a lepiej, żeby dowiedziała się tego od ciebie.

 - Myślisz? - Amanda spojrzała na niego z namysłem. - Może i masz rację. Ale na razie nie. Może się poprawi...

Mówiła to bez przekonania, ale Mike to rozumiał. Tak samo wyglądał, kiedy usiłował przekonać siebie, że powie w końcu Amandzie prawdę o Nephilim.

 - Mike, słuchasz mnie?

Głos dziewczyny sprowadził go ze świata rozmyślań na ziemię.

 - Tak, przepraszam. A o co pytałaś?

Amanda wydała dźwięk pośredni między śmiechem a westchnieniem.

 - Zastanawiałam się, gdzie idziemy.

Gdy patrzyła na niego z takim oczekiwaniem, z lekko uniesionymi brwiami, miał ochotę ją pocałować. Wiedział, że to głupie, ale i tak odwrócił wzrok.
Szli teraz po jakimś osiedlu. Budynki były pomalowane na żywe kolory, choć gdzieniegdzie odpadła farba, a w pewnych miejscach widać było pozostałości po pozrywanych reklamach i plakatach.
W końcu skręcili w jedną ze ścieżek i ich oczom okazał się plac zabaw. Mike uśmiechnął się szeroko. Jednak trafił. Natknął się kiedyś na to miejsce, kiedy razem z Chrisem, Victorią i Maddie śledzili dwa demony zmiennokształtne, które od paru tygodni zabawiały się kosztem Przyziemnych. W końcu dopadli ich właśnie na tym placu zabaw, niestety nie obeszło się bez zniszczeń. Sam Mike nie był pewien, czy przez przypadek nie uszkodził jakiejś huśtawki.

 - Plac zabaw? - spytała ze zdziwieniem.

 - Cóż, myślałem, że ci się spodoba. – Wzruszył ramionami. Czyżby się pomylił, i nie przypadł jej do gustu ten pomysł?

 - Podoba! – Popatrzyła na niego swoimi błyszczącymi oczyma, przez co w duchu odetchnął z ulgą. – Ale jest dziwnie opuszczony.

Rzeczywiście, na miejscu nie było żadnych dzieci, nie słychać było też powszechnego hałasu i pisków towarzyszących takich miejscom.
Ruszyła pewnie przed siebie, popchnęła zieloną furtkę umieszczoną w ogrodzeniu, które otaczało teraz plac i przeszła do środka. Stanęła koło kolorowego zamku i przejechała palcem po złamanej w połowie zjeżdżalni.
Więc to jest ten przedmiot, w który uderzył Chris, pomyślał Mike. Pamiętał z tamtej chwili tylko błysk białego światła, kiedy jego parabatai próbował odzyskać równowagę, machając rękami, w których trzymał serafickie ostrze. Mike podszedł do zjeżdżalni i także dotknął krawędzi czerwonego plastiku. Zjeżdżalnię przecinała równa kreska. Uśmiechnął się pod nosem. Będzie musiał wspomnieć o tym w Instytucie.

 - Okej, to już wiemy, czemu nie ma tu dzieci.

Rozglądała się po innych konstrukcjach, a Mike coraz bardziej żałował, że tu z nią przyszedł. I przy okazji postanowił, że na przyszłość będą musieli działać trochę bardziej dyskretnie w szukaniu demonów.

 - Jakim cudem natrafiłeś na to miejsce?

 - Spacerowałem. – Głos mu nie drżał, teraz miał tylko nadzieję, że udało mu się ją przekonać.

 - Spacerowałeś? – powtórzyła. – Z parku zabłądziłeś na stare blokowiska? Mike, nie kłam.

Z ciężkim sercem odwrócił się w jej stronę i spojrzał w jej oczy.

 - Nie kłamię. Przez przypadek tu zawędrowałem. – Wzruszył ramionami, usiłując wyglądać na obojętnego.

 - Jak uważasz – mruknęła, ale na jej twarz wstąpiła nieufność.

Mike starał się stłumić uczucia i nie zdemolować całego placu zabaw. (Znowu).
Nie zważając na niego, usiadła na jedynej zdolnej do użytku huśtawce i zaczęła odpychać się nogami. Podszedł do niej i chwycił za jeden z łańcuchów przytwierdzających siodełko do metalowej ramy. Szybko rozbujał Amandę, a ona wzbiła się możliwie jak najwyżej. W końcu plac zabaw zapełnił się wysokim i dźwięcznym śmiechem Amandy i niższym głosem Mike’a.
Mike obszedł huśtawkę i chwycił dziewczynę za nogi. Zatrzymała się z szarpnięciem. Ich twarze znalazły się o kilka centymetrów od siebie…
Nie. Mike spanikował i puścił Amandę, która z wrzaskiem poleciała do tyłu, huśtawka znowu nabrała napędu. Po paru chwilach Amanda zaczęła szurać trampkami po nawierzchni, aż wyhamowała i zeszła z siodełka.
Nie patrzyła na niego, a na jej policzkach odmalowały się jaskrawe rumieńce.
Mike zapytywał sam siebie, jak dużo rzeczy jeszcze może zawalić.
*
Hmm, moje osiołki *przyzwyczajajcie się do tej nazwy – dzięki Stonov* przed wami rozdział zawierający na mój gust nieco zbyt dużo miłosnych wątków XD
W rozdziale następuje nawiązanie do Percy’ego Jacksona. Wyraz „ślicznie” od niedawna nie jest popularny. Wcale XD *sorry, ale kocham to słowo*. David staje się pusty. Tak typowo .-. A Amanda przecież nie uwierzyła Mike’owi, że spacerował koło parku i natknął się na zburzony plac zabaw. <--- Takie podsumowanko XD
Kto z was będzie na Targach Książek w Krakowie? Piszcie w komentarzach! :3
Tymczasem oznajmiam, że jestem nową fanką Teen Wolf. Omg, Stiles! <3
Ludzie, wy się cieszcie, że moja przyjaciółka to betuje. Jak ja widzę jakie błędy je popełniam to mi się chce śmiać przez łzy XDD „Spojrzał spojrzeniem”. „Ta historia wydawała się jej starsza”. Na Aniołka, co ze mną jest nie tak? Edd
Tyle. Pa XD
~~GWMHJ

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, jak zwykle ;). Czy mi sie wydaje czy jakiś taki krótki? Kto nie kocha Stilesa? :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) Uwielbiam to opowiadanie tylko szkoda że tak rzadko ;) Czekam na kolejny rozdział. Powodzenia :)
    Weny życzę :) / Allie

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Tyle emocji i tak super opisanych ♡
    Ostatnio złapałam się na tym, że cały czas czułam się, jakby czegoś mi brakowało, tylko nie wiedziałam, czego. Po tym rozdziale się zorientowałam, czego - dobrych paringów! Twoje Darly bardzo pomogło (Boże, jak ja za nim tęskniłam!), bo w sumie rzygam już pisaniem własnych romantycznych scen i brakowało mi czytania takich fragmentów.
    Mike i Amanda... Świetny związek, jestem ciekawa jak się zakończy. Może Amanda zostanie Nocną Łowczynią?
    Ten wątek z PJ mnie rozwalił, a gdy jeszcze przeczytałam, że Mike pogrążył się tym, że nie czytał HP to dosłownie śmiałam się na cały głos ^^
    No i wciąż nie wiem, co z Carly i Davidem mają wspólnego wampiry. Znając moją wolną mózgownicę, pewnie nigdy się nie domyślę, dlatego też z niecierpliwością czekam na nexta :*
    Czy mi się tylko wydaję, że mój komentarz jest trochę dziwny?...
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuuuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny :) Uwielbiam wątki miłosne zwłaszcza z Carly ^^
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Świetny post :* mam pytanko: ile miałaś wyświetleń jak zaczynałaś? c; pytanko śmieszne tak jak ja :3

    OdpowiedzUsuń