29 listopada 2015

Rozdział 28.

Jakim cudem cały czas mu ufała?
Przecież nie miała ku temu powodów. Nie mówił jej prawdy o swoim życiu, ignorował, cały czas się kłócił… naprawdę, powinna była to przemyśleć. I to dawno, kiedy jeszcze była szansa na stuknięcie się w głowę i schowanie pod ziemią.
Kopnęła mały kamyczek leżący u stóp. Potoczył się ze stukotem po szarej kostce, aż w końcu znieruchomiał na środku chodnika. Po chwili znowu był już w ruchu, kiedy przypadkowo potrącił go przechodzień.
Doszła do przykrego wniosku, że tylko niektóre z chwil wspomina z wielką radością. Pozostałe przynosiły ze sobą tylko rozgoryczenie, żal albo zwykłą chęć zrozumienia. Dlaczego on taki był?
A teraz nawet nie wiedziała, gdzie David, do cholery, jest. „A ja naprawiam błędy”, rozbrzmiały w jej w uszach jego słowa. Jasne, logiczne, ale niedające żadnej wskazówki co do miejsca jego pobytu. Szczerze mówiąc, spodziewała się po nim najgorszego. Że będzie próbował odnaleźć tego wampira. Ba, nawet nie odnaleźć, ile spotkać się z nim. Choć w pewnym sensie zdawała sobie sprawę, jak dobrze walczą Nocni Łowcy, nie była pewna, czy wyszedłby z takiego spotkania cały i zdrowy.
Dość, zestrofowała się w myślach. Koniec ponurych rozmyślań.
Wzięła głęboki oddech i sięgnęła do kieszeni kurtki po telefon. Bateria prawie się rozładowała. Szybko wybrała numer Mike’a. Tylko na nim mogła polegać w każdej sytuacji.
Jeden sygnał, dwa, trzy, cztery, a przyjaciel dalej nie odbierał. Kiedy już straciła nadzieję, że z nim porozmawia, w słuchawce rozległo się kliknięcie i rozbrzmiał nie do końca przytomny głos Mike’a:

 - O, hej, Carly. Co u ciebie?

 - Nic… nic szczególnego. Ale chciałabym się spotkać – wymamrotała. Nagle poczuła się głupio. Nigdy nie musiała go o nic prosić.

 - Teraz?

 - No, raczej tak.

 - Hmm… Nie bardzo mam czas… - W jego głosie zabrzmiało zmieszanie. – Wychodzę z Amandą. Może kiedy indziej? – Nie słysząc odpowiedzi, zaczął się dopytywać: - Carly? Wszystko w porządku? Coś się dzieje?

 - Nie… nic. – Nawet w jej własnych uszach jej głos brzmiał słabo.

 - Hm, to okej. Sorry, muszę kończyć.

 - Miłego spotkania… - zaczęła, ale usłyszała cichy klik przerwanego połączenia.  – Pa.

Siedziała na ławce z lekko otwartymi ustami i nierozumiejącą miną. Czy na pewno dodzwoniła się do Mike’a? Co do tego miała pewność, przecież to był jego głos. Z drugiej strony, Carly nigdy się nie zdarzyło, żeby Mike nie miał dla niej czasu. Zawsze było zupełnie na odwrót – cokolwiek robił, rzucał to i pędził, żeby się z nią spotkać. Zezłościła się. Jak mógł jej odmawiać, teraz, kiedy czuła się całkowicie rozsypana? Jaki miał niby powód, żeby tak ją potraktować? Wspominał coś o Amandzie… Tak, to z całą pewnością jej wina! Dopóki się nie pojawiła, Mike był normalny, a potem ona przyszła, głupia, i zaczęła go jej powoli odbierać...
Stop! Carly otrzeźwiała. Policzki zaczerwieniły się jej ze wstydu i skuliła się na ławce. Jakim cudem takie okropne myśli przeszły jej przez głowę? To ona była tutaj egoistką, to ona myślała, że ma Mike’a na własność. Miał własne życie, a ona nie miała prawa mu go odbierać. A Amanda wcale nie była głupia, tylko sympatyczna. O, tak. Takie myślenie było dobre i tego trzeba się trzymać. Odchyliła głowę do tyłu. Czemu nikt nie wymyślił zagłówków do ławek?, pomyślała, gdy nagle ją coś tknęło.
Mike nazwał ją po imieniu. Carly, nie Szpilka. Odczuła to boleśniej niż wszystko inne razem wzięte. Mike zawsze, ale to zawsze wołał na nią wymyślonym przez siebie pseudonimem, ale dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo do tego przywykła i jak bardzo to lubiła. A zwrócenie się do niej po imieniu było w jego wykonaniu niczym przecięcie sznura, którym byli związani. Choć, z drugiej strony, dopiero to uświadomiło jej, jak bardzo ceni sobie ich przyjaźń. Czyż nie bywało tak, że wartość pewnych rzeczy uświadamia się sobie dopiero po ich utracie? Nie! Ona dalej się przyjaźniła z Mikiem, a tym bardziej go nie straciła. Skoro on był zawsze przy niej, powinna także go wspierać w dowolnej chwili.
Z tą myślą wstała z ławki i ruszyła przez park w stronę domu. Od spotkania z wampirem (nie mogła znaleźć innego słowa, a tego starała się nie nadużywać, bo brzmiało to jak z jakiegoś romansu) unikała wyludnionych i pustych miejsc. Każde takie wydawało jej się teraz pułapką, zasadzką czekającą tylko, by Carly wpadła w jej sidła. Przyspieszyła kroku, rozejrzała się dookoła. Jeżeli dobrze zrozumiała Victorię, ten park należał do faerie. Łowczyni pokazała jej kiedyś w Instytucie mapę, na której były zaznaczone terytoria Podziemnych. Skoro więc była na terytorium faerie, wampiry nie powinny ryzykować ataku w tym miejscu, prawda?
Mimo to, przyspieszyła kroku. Weszła w część parku, która była gęściej zadrzewiona. Pojedynczy ludzie jeszcze spacerowali, ciesząc się coraz dłuższym dniem i promieniami słońca. W końcu zdołała przekonać siebie, że nic jej nie grozi, kiedy z prawej strony, spoza alejki, doszedł ją głośny szelest. Zatrzymała się i spojrzała w tamtą stronę. Serce jej przyspieszyło, ale już po chwili rozróżniła wśród drzew dwie sylwetki uwięzione w mocnym uścisku. Odetchnęła z ulgą. Pierwsze co przyszło jej na myśl, to że ona i David na pewno się tak nie zachowują. Zaraz potem do niej dotarło, że chyba tylko ona.
Tylko ona, bo to właśnie David stał z pleciony z jakąś dziewczyną w krzakach. Wydała z siebie zduszony okrzyk, po czym zaczęła się cofać. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. To na pewno nie był on. Chłopak oderwał swoje usta od dziewczyny i zaczął się rozglądać, a wtedy jego wzrok padł na Carly, upewniając ją, że się nie myli. David zesztywniał, po czym gwałtownie odskoczył, przez co ta druga się zatoczyła. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu Carly ruszyła dalej wzdłuż alejki, napędzana przez emocje. Co to w ogóle było? Jak on mógł? Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
David dogonił ją i chwycił za nadgarstek. Szarpnęła się, ale nie puszczał. Stanął przed nią i zaczął jękliwie mamrotać:

 - Carly… To było… Przepraszam… Carls…

 - Nie nazywaj mnie tak! – krzyknęła i w końcu udało jej się wyszarpnąć rękę. – Odwal się 
ode mnie!

Próbowała go wyminąć, ale znowu stanął jej na drodze. Musiała przed nim uciec. Nie mogła sobie pozwolić na płakanie przy nim.

 - Carls… Carly – zreflektował się. Na jego twarzy malowała się rozpacz. – Proszę… daj mi szansę się wytłumaczyć…

Potrząsnęła głową tak gwałtownie, że zabolał ją kark. Jak on śmiał? Po tym wszystkim? Po słowach, obietnicach, pocałunkach?

 - Tak? Tak?! A co masz na swoje usprawiedliwienie? Zapomniałeś się?! A może tak wypadło?! Wiesz co? NIE   OBCHODZI    MNIE   TO!

 - Ale… To nie tak jak myślisz…

Carly zamurowało. Stanęła jej przed oczami chwila nad jeziorem.

„Tu nie o to chodzi” brzmi bardzo podobnie do „To nie to, co myślisz”, powiedział.
„To jest żałosny tekst. Nigdy nie rozumiem, dlaczego używają go w aż tylu filmach.”
„Obiecuję ci, że nigdy nie usłyszysz tego ode mnie.”
Ha, czyli nie dość, że zdrajca, to jeszcze wiarołomca.

 - Czy ty się w ogóle słyszysz? – spytała z gniewem.

 - O co ci chodzi? – Jego mina wyrażała niezrozumienie. Nagle wspomnienia wróciły, a on przejechał dłonią po twarzy: - O, cholera.

Trochę za późno.

Odwróciła się i ponad ramieniem pokazała mu środkowy palec, po czym zerwała się do biegu. Włosy latały jej na wszystkie strony, pęd powietrza drażnił oczy, z których w końcu polały się łzy. Ale nie nad Davidem, tylko nad jej naiwnością. Jak mogła być tak głupia, żeby dać się oszukać? Jak pierwsza lepsza.
Kiedy już dotarła do domu, ochłonęła trochę. Dalej była załamana, ale przynajmniej znała prawdę, a ona jest zawsze lepsza od kłamstwa. Mimo to, trudno było uwierzyć w to wszystko. Przecież on nie jest taki, przekonywał jakiś cichy głos w jej głowie. David jest lepszy. A od czego?, pytał drugi, złośliwy głosik. Od kupy łajna? Po tym, co ci zrobił? Jak cię zostawił samą? Nawet nie wiesz dla kogo!
Powoli jej oddech stawał się równiejszy, serce przestawało walić jak szalone i wracało do normalnego rytmu. Nie wiedziała, co będzie dalej. Na razie tylko zwinęła się w kłębek na łóżku i zasłoniła dłońmi twarz.

**********************
Wiem, że strasznie długo to trwało i przepraszam. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś został z wiernych czytelników :’)
Kocham,
~~GWMHJ

7 komentarzy:

  1. Hmmm, nigdy tu nie komentowałam, ale najwidoczniej czas zacząć. No więc jestem Marta aka Crystaleth ;)

    Twojego bloga przeczytałam całkiem niedawno i śmiało mogę stwierdzić, że to najlepsze ff o DA jakie czytałam. Nie robisz głupich błędów, masz bogaty zasób słownictwa i fabuła jest logiczna oraz spójna. Najbardziej polubiłam Victorię i Chrisa ♥ Czuję się, jakby odnalazła w Vi bratnią duszę! XD Tak więc Chris dołącza do grona moich książkowych mężów, zresztą całkiem sporego. Amanda kompletnie mi nie leży, to może dlatego, że jesteśmy zupełnie inne. Mike jest słodki, a David ostry :') Sama Carly w sumie też jest spoko, choć odnoszę wrażenie, iż jest momentami zbyt podobna do Clary.

    Generalnie jestem ciekawa co się dalej stanie i jak to się wszystko potoczy :) Nie ustawaj w pisaniu!

    Pozdrawiam,
    Crystaleth ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno,dawno. Ale nic się nie stało :)
    Nie mogę uwierzyć w to co David zrobił. Jak on mógł?! Biedna Carly. Szkoda że nie mogę wejść w Twoje opowiadanie i jakoś ją pocieszyć.
    No nic życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie długo, ale nie szkodzi ;) Wchodziłam i sprawdzałam prawie codziennie :D
    Uwielbiam to opowiadanie, to najlepszy ff o DA jaki czytałam. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej, po tym co zrobił David i czy pojawi się jeszcze ten wampir...
    Mam nadzieje ze będziesz pisać dalej :)

    Życzę weny i pozdrawiam :* /Allie

    OdpowiedzUsuń
  4. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały ...ten byl jak każdy inny ; fantastyczny , ciekawy i baaardzo wciągający mimo ze powinnam się uczyc do sprawdzianu nie moglam sie oderwać i chyba przeczytam go jeszcze pare razy zanim przyswoje informacje co właśnie wyrabia David ! Mam nadzieje ze szybko się ogarnie i wyjasni cala sprawe jakos sensownie ;)
    kocham te opowiadania i mam nadzieje ze beda wychodzić częściej
    Pozdrawiam wierna czytelniczka i ogromna fanka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ginny powraca do żywych w świetnym stylu!
    Podejrzewałam, że rozdzielisz Carly i Davida, ale... wow, zdrady się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie.
    Kochałam Darly, ale David przesadził. Może teraz Mike zerwie z Amandą i będzie z Carly :p
    Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam weny na komentarze...
    Gorąco pozdrawiam i życzę duużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemuuuuu, ty zla jak mozna skonczyc w takim monencie + strofowac to znaczy martwic co logicznie nie pasuje do zdania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakoś wyszło XD
      A poza tym tu się nie zgodzę. Nawet słownik PWN podaje, że "strofować" oznacza «udzielać komuś napomnienia lub nagany» :D
      ~~GWMHJ

      Usuń